Sami o sobie mówią, że są „podniebnymi włóczęgami”. Kochają ciszę i spokój towarzyszącą niemal zupełnie swobodnemu unoszeniu się w przestworzach. Szybując jak ptaki, bez żadnego dodatkowego napędu, piloci szybowców są w stanie przemierzyć setki, a czasem nawet tysiące kilometrów.

 

Szybownictwo to takie szachy z naturą. Lata się bardzo długo, w bardzo zróżnicowanych warunkach atmosferycznych. Trzeba nabierać wysokości, szukać „noszeń” – wyznaje Mirosław Izydorczyk, dyrektor Aeroklubu Warszawskiego i pasjonat szybownictwa.

Za prekursora szybownictwa uważa się powszechnie Otto Lilenthala, który w latach 1891–1896 wykonał kilka tysięcy lotów na skonstruowanym przez siebie szybowcu i jako pierwszy wykorzystywał w czasie lotu prądy wznoszące. Lilenthal mawiał „wynalezienie maszyny latającej nic nie znaczy; jej zbudowanie znaczy niewiele; dopiero latanie na niej – oznacza wszystko!”. Za wyzwanie rzucone niebu śmiałek zapłacił najwyższą cenę. Zginął w tragicznym wypadku, kiedy pilotowany przez niego dwupłatowiec runął na ziemię.

Reklama

 

Polskie skrzydła

Mało kto jednak zadaje sobie sprawę, że na długo przed wyczynami Lilenthala, a nawet – przed zbudowaniem pierwszego samolotu przez braci Wright, byli śmiałkowie, którym udało się skutecznie pokonać grawitację. Wśród tych pionierów mamy dwóch Polaków. Pierwszy z nich to cieśla i rzeźbiarz ludowy Jan Wnęk, który dzięki skrzydłom wzorowanym na ptasich kilkukrotnie wykonał udane skoki z kościelnej wieży i ze zbocza stromego pagórka w miejscowości Odporyszów. Skrzydła – które sam wynalazca nazwał „lotami” – przypinało się do nóg i tułowia za pomocą specjalnej uprzęży.

Drugi ze śmiałków prawie dziesięć lat przed udanym lotem braci Wright wymyślił maszynę przypominającą współczesny samolot, śmigłowiec i właśnie – szybowiec. Śmiałkiem tym był artysta malarz Czesław Tański. Na szybowcu, który nazwał „lotnią”, w latach 1895–1896 wykonywał udane loty w okolicach Janowa Podlaskiego. Szkielet „lotni” wykonany był z lipy i wikliny, a skrzydła z papieru podklejonego gazą. Kadłub szybowca miał postać sanek, za które trzymał się pilot. Jego nogi stanowiły naturalne „podwozie” maszyny, a loty polegały na wykonywaniu poprzedzonych rozbiegiem długich skoków. Tański stopniowo ulepszał swój szybowiec – dodał mu ogon, powiększył też powierzchnię skrzydeł. Dzięki temu w czerwcu 1896 roku udało mu się wykonać powietrzny skok długi na kilkanaście metrów.

Co ciekawe, w latach 1909–1911 pionierami lotów szybowcowych w Polsce byli… głównie uczniowie warszawskich gimnazjów, którzy budowali dwupłatowe szybowce. W konstrukcjach tych – dokładnie tak jak w „lotni” Tańskiego – za napęd i podwozie służyły nogi pilotów. Jeden z młodych zapaleńców – Jerzy Rudlicki – stał się niewiele lat później znanym polskim konstruktorem lotniczym.

Po zakończeniu I wojny światowej studenci Politechniki Warszawskiej zorganizowali pierwsze w Polsce zawody szybowcowe. Pierwszy konkurs ślizgowców (bo tak wówczas nazywano szybowce) odbył się na przełomie sierpnia i września 1923 roku w Białce koło Nowego Targu. Wzięło w nim udział dziewięć szybowców, a najdłuższy utrzymał się w powietrzu trzy i pół minuty.

 

Doba w powietrzu

Te rekordy w porównaniu ze współczesnymi osiągnięciami szybowników mogą wydawać się niepoważne. Dziś szybowce są wstanie osiągnąć maksymalną prędkość rzędu 350 km/h i można na nich wykonywać przeloty nawet o długości 2000 km. Natomiast rekordowy czas przebywania w powietrzu dawno już przekroczył 24 godziny. Wśród Polaków rekordy lotów żaglowych i unoszenia się w chmurach bili m.in. Wanda Modlibowska (w 1935 roku szybowała 24 godziny i 14 minut) i Stanisław Wielgus (w 1949 roku szybował 35 godzin i 14 minut).

Jak to się dzieje, że szybowiec, czyli statek powietrzny pozbawiony napędu, jest w stanie unosić się ponad ziemią aż tak długo? Przecież nawet do startu potrzebny mu jest hol – czy to w postaci samolotu, który zaciągnie go na odpowiedni pułap, czy też spełniającej podobną rolę wyciągarki. Przecież szybowiec od chwili uwolnienia z holu bezustannie opada. Co prawda znacznie wolniej niż robiłby to zwykły samolot w locie ślizgowym, ale jednak.

Swoje niesamowite możliwości szybowce zawdzięczają pionowym prądom wznoszącym. Sztuka szybowania polega w znacznej mierze na omijaniu miejsc, gdzie powietrze opada, i wyszukiwaniu takich, gdzie powietrze unosi się w górę. Krążąc w takim obszarze, szybowiec jest w stanie nabrać wysokości i ruszyć dalej – w poszukiwaniu następnego prądu. Poruszając się takimi skokami, pilot może przebyć bardzo duże odległości. Na terenach nizinnych za wznoszenie powietrza odpowiedzialne są promienie słoneczne nagrzewające pewne dobrze nasłonecznione obszary. W górach natomiast dodatkowym sprzymierzeńcem szybowników jest wiatr, który wznosi się, opływając górskie grzbiety.

 

Czy to bezpieczne?

Dawniej szybowce budowano, wykorzystując głównie drewno i płótno. Dziś stosuje się ultralekkie i ultrawytrzymałe kompozyty, czyli przesycone żywicą włókna szklane. Dlatego współczesne szybowce należą do bardzo bezpiecznych konstrukcji, a szybownictwo (po baloniarstwie) uważa się za jedną z najbezpieczniejszych dyscyplin powietrznych. Paradoksalnie, zdaniem wielu szybowników elementem podwyższającym bezpieczeństwo szybowca jest… brak silnika. Z prostego powodu, że coś czego nie ma, nie może się zepsuć. Co więcej – konstrukcja szybowca z założenia ma jak najefektywniej zamieniać wysokość na odległość. W praktyce oznacza to, że gdy na wysokości 500 metrów zepsuje się silnik zwykłego samolotu – ma on przed sobą sekundy lotu, nim uderzy w ziemię. Szybowiec w identycznych okolicznościach będzie unosił się nawet kilkanaście minut.

Kolejną ważną cechą wpływającą na bezpieczeństwo jest to, że szybowce są projektowane z myślą o częstym lądowaniu w terenie przygodnym – na polu, łące, czy nawet kartoflisku. W miejscach tych zwykły samolot w czasie lądowania prawdopodobnie roztrzaskałby się, narażając na obrażenia swoich pasażerów. Szybowiec natomiast w takich miejscach ląduje praktycznie bez problemu.

Kto może zostać pilotem szybowca? Praktycznie każdy – kursy mogą odbywać pod okiem dorosłych instruktorów nawet czternastolatkowie. Wciąż jeszcze pokutuje pogląd, że szybownictwo jest sportem typowo męskim. Prawdopodobnie ten stereotyp wywodzi się jeszcze z poprzedniego systemu, kiedy w każdym szybowniku widziano jednocześnie przyszłego pilota myśliwca, który dzielnie stawi czoło hordom imperialnych najeźdźców. Coraz chętniej jednak za sterami zasiadają również panie, a że świetnie sobie radzą, dowodzi chociażby fakt zdobycia tytułu mistrza świata akrobacji szybowcowej przez Małgorzatę Margańską w 1999 roku.

Aby zostać pilotem szybowca, trzeba skończyć odpowiedni kurs – szkoleniem zajmują się wykwalifikowani instruktorzy zatrudnieni w regionalnych aeroklubach. Po trwającym kilka dni szkoleniu teoretycznym rozpoczynają się pierwsze loty – najpierw w dwuosobowych szkoleniowych szybowcach typu „Puchacz” lub „Bocian”, a po kilkunastu wylatanych godzinach – samodzielnie. Jedyne co może odstraszać, to cena kursu, która niezależnie od aeroklubu wynosi kilka tysięcy złotych. Na szczęście samo latanie nie jest już takie drogie – w odróżnieniu od innych sportów szybownictwo nie wymaga bowiem praktycznie żadnych własnych nakładów. Wszystko, czego potrzebujemy, czyli szybowiec, wypożyczyć można na lotnisku, a wyholowanie w rejon tzw. „noszeń termicznych” to cena kilkunastu, kilkudziesięciu złotych. Potem – zależnie od umiejętności wykorzystywania warunków atmosferycznych szybować możemy długie godziny.

 

Jedyną widownią są ptaki

Szybownictwo to dyscyplina, którą uprawia się z daleka od publiczności. Bardzo często zdarza się, że ludzie na ziemi nawet nie mają pojęcia, że wysoko ponad ich głowami w absolutnej ciszy toczy się zacięta rywalizacja kilku, kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu maszyn. Piloci startują w zawodach polegających na locie po określonej trasie, a także w podniebnych akrobacjach. Odbywają się Szybowcowe Mistrzostwa Polski, Mistrzostwa Europy i Świata.

Podniebni włóczędzy unoszą się nad naszymi głowami bezgłośnie, całkowicie bezszelestnie. Majestatycznie krążąc pośród chmur niczym wędrowne ptaki, pokonują setki kilometrów. Czasem, podnosząc głowę, możemy przypadkiem dostrzec, jak drobny biały kształt krąży, nabierając wysokości – to właśnie któryś z szybowników gra w podniebne szachy z naturą. A tym samym spełnia jedno z największych i najstarszych ludzkich pragnień: dosięgnąć nieba, dorównać ptakom i bogom.

 

Michał Piotrowski