Jak co roku czekają nas latem dokuczliwe starcia z kąśliwymi „braćmi mniejszymi” z rodu owadziego. Można to traktować z przymrużeniem oka, a nawet upatrywać w tym zabawnych epizodów, choćby takich jakie zdarzyły się Telimenie. Ale nie wszystkim jest do śmiechu. Pokaźny odsetek populacji źle reaguje na ukąszenie, to znaczy objawia nadmierne reakcje uczuleniowe lub odczyny alergiczne. Testy skórne dowodzą, że ta dolegliwość może dotyczyć 25% populacji, a badania ogólnoustrojowe wykazują, że nawet ponad 50%. Nierzadko trafiają się osoby, dla których owadzie toksyny mogą stanowić zagrożenie śmiertelne. Warto więc głębiej wniknąć w problem.

 

 

 

Krótko o alergii

W dowcipie z brodą mocno opuchnięty chłopak spotyka kolegę, który pyta domyślnie: – Pszczoła? – Komar – odpowiada ponuro młodzieniec. – Tatuś zabił go łopatą.

W rzeczywistości zdarza się spotkać osoby, które drastycznie reagują na ukąszenie komara czy meszki. Oprócz reakcji lokalnej w miejscu ugryzienia (pokrzywka względnie rumień, świąd, bąbel), w wielu przypadkach może dojść do reakcji systemowej z pokrzywką ogólną, obrzękiem innych części ciała (tzw. „murzyńskie wargi”, „obrzęk Quinckego” z zajęciem gardła), zaburzeniami pracy nerek i zakrzepami naczyniowymi. Jaki jest tego mechanizm?

Mówiąc najprościej, alergia to skutek zbyt gwałtownej reakcji organizmu na inwazję obcych elementów, przejawiający się „nadgorliwością” w produkowaniu przeciwciał. U źródła tej akcji stoją leukocyty – „żołnierze” broniący nas przed bakteriami, wirusami, grzybami, pasożytami i rozmaitego pochodzenia toksynami. Można je porównać do wojsk chemicznych i jak przystało na regularne wojsko leukocyty mają rozmaite szarże. I tak na przykład limfocyty B pochodzące z węzłów chłonnych walczą przy pomocy pododdziałów formowanych z immunoglobulin (Ig). Ich szczególną zaletą jest to, że zachowują „pamięć wroga”.

Reklama

 

Zetknąwszy się raz z danym alergenem konstruują odpowiednie przeciwciało, a powstały program syntezy jest wykorzystywany przy kolejnych spotkaniach. Niebagatelną rolę pełnią też limfocyty T (pomocnicze, hamujące i zabijające) oraz tak zwane „komórki drugiego rzutu”, czyli mastocyty (komórki tuczne) i płytki krwi. Mastocyty dysponują arsenałem broni chemicznej w postaci pęcherzyków – „pocisków” wypełnionych płynem zawierającym substancje zwane mediatorami (jak na przykład heparyna, serotonina, histamina oraz czynniki chemotaktyczne przyciągające inne komórki na pole walki, a także PAF powodujący zlepianie płytek krwi i wiele innych). Kiedy antygeny, a w szczególnym przypadku alergeny wtargną do organizmu, spotykają się z gorącym, rzec można, powitaniem. Niestety, konfrontacja przeciwciała z antygenem nie zawsze powoduje łagodną neutralizację intruza, która powinna wyglądać jak modelowa lekcja zatrzymania w szkole policyjnej. Niekiedy wygląda to raczej jak spotkanie terrorysty z „Brudnym Harrym”. Zamiast pacyfikacji mamy wybuchowy konflikt uszkadzający błony komórkowe. Wyzwalają się nowe toksyny, pogłębiając objawy. Jeszcze przed chwilą słyszeliśmy usypiające pobzykiwanie koło ucha, teraz życzymy temu komarowi żeby z dębu spadł...

 

Dylemat pogryzionego

Nie zawsze na szczęście objawy są tak ostre by można było z pewnością powiedzieć, że to alergia. Czasem bywa to zwykłe uczulenie. Z pozoru różnica może się wydawać niewielka, lepiej jednak – na przyszłość – znać stan faktyczny. Uczulenie to wynik rutynowej akcji unieszkodliwiającej, podjętej przez przeciwciało. Antygen, który wtargnął nam do „wnętrza”, pozostanie w formie zobojętnionego kompleksu w surowicy krwi. Dzięki temu kolejne wtargnięcia tego samego antygenu przebiegną łagodniej, bo cała akcja będzie się odbywać już z dala od komórki: w płynach ustrojowych. Natomiast w przypadku, gdy antygen jest alergenem, pojedynek z przeciwciałem dokonuje się w pobliżu lub we wnętrzu komórki. Proces ma charakter destrukcyjny, a objawy noszą znamiona choroby.

Tajemnica alergii tkwi w tym, że nasz system odpornościowy za bardzo się stara i zaczyna się zachowywać jak armia w czasie pokoju: na siłę poszukuje wroga. Dlatego nawet substancje neutralne, pospolite zaczynają być rozpoznawane jako coś obcego, dziwnego, nie na swoim miejscu. Nazywamy to zjawisko atopią. Można też popatrzeć na sprawę w ten sposób, że to nie nadprodukcja przeciwciał, ale niedostatek antygenów odpowiada za ich nadgorliwość. Dlatego alergię nazywa się „chorobą czystych rąk” czy „wysokiej cywilizacji”. Okazuje się, że osoby, które spędziły dzieciństwo na tradycyjnym wiejskim podwórku znacznie mniej cierpią wskutek ukąszeń.

 

Alergia na pracę?

Na tę przypadłość cierpi sporo osób, ale niektóre z nich w sposób uzasadniony. Są na przykład pszczelarze, którym kontakt z pszczołami nie zapewnił odporności, gdyż ich reakcja ma charakter alergiczny, często uwarunkowany genetycznie. Niekiedy jest ona tak gwałtowna, że zagraża życiu. Znane są przypadki zejścia na skutek niedrożności oddechowej wywołanej ukąszeniem przez pszczołę czy osę, która zagościła niechcący w naszej jamie ustnej. Przed takim przypadkiem można się ustrzec, zachowując ostrożność. Są jednak i takie sytuacje jak ta, która się zdarzyła w latach 70. w Instytucie Sadownictwa w Skierniewicach. Odnotowano tam przypadek wstrząsu anafilaktycznego po użądleniu przez pszczołę. Lekarz przestrzegł kobietę, że następnego takiego zdarzenia może nie przeżyć. Ponieważ w kwitnących sadach raczej trudno stronić od pszczół, przeniesiono ją do pracy urzędniczej. Tu okazało się, że wyegzekwowanie zakazu kontaktów pszczół z osobami w biurowcu też było niemożliwe. Nieoczekiwanie zaczęły szukać ukrywającej się tam kobiety i atakować. Czy to był zwykły pech, czy też alergicy i źródła alergenów w jakiś sposób się przyciągają, do końca nie wiadomo. Alergia jest niewątpliwie dolegliwością psychosomatyczną, a te zależą w pewnym stopniu od „pozytywnego podejścia”. Trudno zaprzeczyć, że inaczej reagujemy na przykład na ukąszenie przez komara w trakcie aktywnego wypoczynku, w ruchu, a inaczej gdy zmęczeni i poirytowani próbujemy zasnąć, a komary bzykają nad łóżkiem...

 

Nie tylko pracowita pszczółka

może stanowić poważne zagrożenie. Najsłynniejsi owadzi zabójcy to szerszenie, choć wydają się nieco przereklamowane. Są nieprzyzwoicie wielkie, przez co mają więcej jadu, ale też łatwiej szerszenia usłyszeć, zobaczyć i odpędzić. W niektórych regionach Polski zdarzają się też inwazje meszek. Prowadzą one do śmierci niedostatecznie chronionych krów na pastwiskach. Potrafią też być niezwykle dokuczliwe i dla ludzi.

Na owocowych bazarach i w ciastkarniach zadomowią się latem osy, więc nie próbujmy ich spożywać. A jeśli za miastem zobaczymy dziurę w ziemi, do której wlatują i wylatują te owady, raczej nie rozkładajmy na niej piknikowego koca. Korzystajmy też z powszechnie dostępnych środków ochronnych i odstraszających owady, zwłaszcza wówczas, gdy wiemy, że kontakt z nimi może u nas wywołać reakcję alergiczną.

 

Włodzimierz Cegłowski