W organizmie każdego z nas jest milion razy więcej bakterii niż komórek własnych. Gdy mikrobiolodzy dokonali tego rachunku, chwycili się za głowę. Milion razy więcej! To może bakterie nas mają, a nie my bakterie? Uspokajająco działa myśl, że rodzime komórki są o wiele większe, a bakterie tylko pomagają im prawidłowo funkcjonować. Toteż ta cała potężna armia drobnoustrojów pełni rolę służebną, bo bakterii szkodliwych, patogennych jest bardzo niewiele. Jeśli na oznaczenie wszystkich przyjmiemy liczbę sto i odejmiemy jeden procent, to jeden procent z tego jednego procentu stanowią bakterie chorobotwórcze. System odpornościowy zdrowego człowieka nic sobie z nich nie robi, niszczy je od niechcenia. Inaczej reaguje organizm osłabiony. Na przykład nadmiernym spożyciem alkoholu. U niektórych mężczyzn występują po przepiciu czyraki, a dzieje się tak dlatego, że alkohol parując, niszczy bakterie, na skórze i w miejscach tak odsłoniętych radośnie namnaża się gronkowiec złocisty.

 

Cała nasza skóra pokryta jest szczelnie bakteriami. Szczególnie bogate kolonie tworzą one w miejscach ciepłych i wilgotnych, a więc pod pachami, w pachwinach, między palcami nóg. Rozkładają pot i żywią się elementami tego rozpadu, a efektem ubocznym jest brzydki zapach, u niektórych ludzi tak intensywny, że wypełnić potrafi całe wnętrze autobusu. Warstwa bakterii jest więc w miejscach cieplarnianych grubsza, w pozostałych cieńsza, a składa się na nią ok. 30 gatunków bakterii, które w jakiś sposób się rozpoznają, skoro bronią dostępu obcym drobnoustrojom. Bo każdy człowiek ma bakterie dla niego właściwe, tworzące indywidualną mikroflorę – ważny element systemu odpornościowego.

Drobnoustroje zawładnęły naszymi organizmami w sposób podstępny. System odpornościowy rozpoznaje je jako obce komórki i natychmiast niszczy. (Komórki układu odpornościowego rozpoznają bakterie poprzez kontakt z cząsteczkami tworzącymi ich zewnętrzne warstwy i po identyfikacji wroga zaczyna się natychmiastowa produkcja przeciwciał). Skoro tak, jeśli są rozpoznawane po wyglądzie zewnętrznym, to trzeba ten wygląd zmienić. I bakterie zaczęły się „przebierać” (zastępując stare osłony powierzchniowe nowymi, zbudowanymi z innych związków), wskutek czego przeciwciała nie mogły ich znaleźć. I walka taka trwa nadal – system odpornościowy ciągle tropi bakterie, a one się przekształcają – tylko intensywność tej walki zmalała. Zawarty został pakt o nieagresji, na mocy którego bakterie są tolerowane w zamian za pełnione przez nie funkcje, ale cały czas patrzy się im na palce.

Proces udomowiania bakterii nie był łatwy, co widać na przykładzie okresów przełomowych. Gdy człowiek zmieniał tryb życia ze zbieraczego na pasterski i zaczął hodować zwierzęta, skróciło to jego życie do średnio trzydziestu lat, tak dziesiątkowały go bakterie zwierzęce. To samo zjawisko wystąpiło przy kolonizowaniu Ameryki: dla Indian śmiertelne były zarazki chorób, które w Europie miały lekki przebieg, Europejczyków zabijała kiła, z którą Indianie żyli przez całe lata. I tak jest z każdym nowym patogenem, przywleczonym z obcego miejsca lub zmutowanym przez nieustannie przekształcające się bakterie.

Reklama

 

Udomowione bakterie stanowią naturalną, niezwykle ważną mikroflorę człowieka. Bilion bakterii na skórze tworzy barierę obronną przed wrogami ze świata zewnętrznego. Dziesięć miliardów w jamie ustnej współpracuje z systemem odpornościowym w walce z gatunkami chorobotwórczymi. Pobudzają powstawanie przeciwciał i produkują związki zwane bakteriocynami, zabijające lub hamujące wzrost bakterii patogennych. Osad, który osiada na zębach, składa się prawie wyłącznie z tych mikroorganizmów, a może mieć grubość 300–500 komórek bakterii. Trzeba go zmywać, bo nieusuwany powoduje powstawanie płytek nazębnych i w efekcie próchnicy. A między zębami żyją beztlenowce, czyli bakterie, które tlen zabija, bo nie umieją łączyć go z wodorem, jak potrafią to robić inne. W przewodzie pokarmowym jest aż sto bilionów, bo też pełnią tu wiele bardzo ważnych zadań. Rozkładają te cząstki pokarmowe, z którymi enzymy trawienne sobie nie radzą. Syntetyzują witaminę K – uczestniczącą w procesie krzepnięcia krwi – i witaminę B12 – odgrywającą istotną rolę w tworzeniu krwi. Stymulują rozwój niektórych tkanek – np. tkanki limfatycznej układu pokarmowego. Uczestniczą w procesach rozkładu substancji toksycznych, a także ograniczają wchłanianie szkodliwego cholesterolu.

W drogach rodnych bakterie mlekowe wytwarzają kwaśny odczyn, który nie dopuszcza drożdży i bakterii gnilnych. Niech tylko jednak przyjmowane antybiotyki przerzedzą tę mikroflorę, natychmiast ruszają do ataku drożdżaki, wywołując choroby grzybicze. Są nawet na śluzówce. Bo choć oko broni się mruganiem i niszczącymi bakterie łzami, kilka gatunków potrafiło się zaadaptować i stały się dla nas niegroźne.

Są w nas i wokół nas, a jest ich tak niewiarygodnie dużo, że stanowiące zaledwie ułamek procentu drobnoustroje chorobotwórcze wywołać mogą epidemię. Nauczyliśmy się z nimi współżyć, a one pracują dla nas, wytwarzając antybiotyki, od których potem giną, przygotowując glebę pod zasiew i umożliwiając produkcję alkoholu. Bez bakterii nie byłoby także zsiadłego mleka, masła, sera, kiszonej kapusty, śledzi solonych, i całej masy innych produktów. Nie psułoby się mięso, więc człowiek nie nauczyłby się go konserwować i nie wynalazłby lodówki. Co gorsza, nie byłoby w ogóle życia, bo to one odpowiadają za obieg pierwiastków w przyrodzie.

 

Wiesława Kwiatkowska