Porywisty, ciepły wiatr to nie tylko zwiastun zmieniającej się pogody, to także sprawca apokaliptycznych niemal czasem sytuacji: potrafi łamać lasy, zrywać dachy z domów, niszczyć przewody elektryczne. Co gorsza jednak, wichura taka ma olbrzymi wpływ na nasze samopoczucie, umie radykalnie uprzykrzyć nam życie, a w dodatku sprowadzić na nas całkiem konkretne dolegliwości.

 

Najgorszy halny

Południowa Polska – od Podhala po Górny Śląsk – wie doskonale, czym jest wiatr halny. Najczęściej pojawia się jesienią i wiosną, wiejąc z górskich szczytów Karpat i Sudetów, czyli z hal, ku dolinom. Powstaje wskutek różnicy ciśnień po obu stronach łańcucha gór, wtedy, kiedy po słowackiej stronie jest wyż, a u nas niż. Halny jest typowym przykładem tak zwanego wiatru fenowego, zjawiska znanego w wielu krajach właściwie na całym świecie, wszędzie tam, gdzie są odpowiednio wysokie góry.

 

Wiatr fenowy

Nazwa „fenowy” pochodzi od niemieckiego słowa „Foehn”, które prócz nazwy wiatru oznacza również... suszarkę – co akurat jest określeniem dość adekwatnym, zważywszy na naturę fenowych wiatrów. Są one bowiem, jak już powiedzieliśmy, wiatrami ciepłymi, suchymi i dość gwałtownymi, właśnie jak strumień powietrza wydmuchiwany przez suszarkę do włosów. Wiatry fenowe ogrzewają i osuszają powietrze, przedostające się przez górski łańcuch, do tego stopnia, że w ciągu kilkunastu minut mogą podnieść temperaturę nawet o 20 stopni. Co ciekawe, do niemczyzny słowo „Foehn” trafiło z łaciny, z określenia „favonius” oznaczającego łagodny zachodni wiatr, a zarazem imię bóstwa, które było tego wiatru personifikacją.

 

Nie na zdrowie

Z wiatrami fenowymi wiąże się zła sytuacja biometeorologiczna. Kiedy wieją, samopoczucie wyraźnie nam się pogarsza, jesteśmy podenerwowani. Niekorzystne oddziaływanie wiatrów fenowych ma związek z gwałtownymi zmianami ciśnienia atmosferycznego, ale nie tylko. Ciepłe masy powietrza, zstępujące ze szczytów gór, są także silnie naładowane elektromagnetycznie. Ruch cząstek powietrza sprawia, że wzrasta dodatnia jonizacja, a to ma już bardzo konkretny skutek dla naszego samopoczucia. Takie zmiany odczuwamy dosłownie na własnej skórze, odbierając zmiany w fizycznej strukturze powietrza niemal całym ciałem. Chorzy na serce będą się skarżyć na zaburzenia rytmu, osoby skłonne do depresji odczują nasilenie jej objawów, co przy niestabilności emocjonalnej może nawet skutkować podejmowaniem prób samobójczych. To również znajduje potwierdzenie w statystykach: ilość samobójstw wzrasta właśnie jesienią i wiosną, kiedy pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie i kiedy częściej wieją wiatry fenowe.

 

Co wieje na świecie

Żaden kraj, mający odpowiednio wysoki górski łańcuch, nie jest wolny od „uroków” tego jadowitego wiatru. Zmienia się tylko jego nazwa. My mamy wiatr halny, Niemcy, Szwajcarzy, Austriacy – swój alpejski „Foehn”. Włosi nazwą go „favonio”, Hiszpanie „terral”, Grecy z okolic Aten – „lyvas”, w Chile wieje „puelche”, w Nowej Zelandii „Nor’wester”, w Argentynie „zonda”. Dość ciekawie opisywanym w literaturze jest chinook z Gór Skalistych. Dorobił się on nawet własnej legendy, która mówi, że nazwa ta oznacza „zjadacza śniegu”. Nie powinno nas to dziwić, kiedy wiemy już, „jak działa” wiatr fenowy, podnoszący w ciągu kilku chwil temperaturę powietrza tak, że śnieg topnieje w oczach. Ta cecha złośliwego chinooka stała się poważnym kłopotem dla organizatorów zimowych igrzysk olimpijskich w Calgary. Chinook jest w USA i w Kanadzie przedmiotem naukowych badań medycznych. Znajduje w nich potwierdzenie teza o niekorzystnym wpływie takich wiatrów na samopoczucie: udowodniono między innymi wzmożone skargi na migrenowe bóle głowy, zwane tam „chinookową migreną”, a także na bezsenność i drażliwość. Dodatkowo ciepłe masy powietrza, wiejące nad większymi ośrodkami miejskimi, wtłaczają w i tak zanieczyszczoną atmosferę jeszcze więcej pyłów, „przytrzymując” jak gdyby chłodniejsze, brudne powietrze w centrach miast i nie pozwalając mu wydostać się wyżej.

 

Diabelski wiatr

Inne ciepłe wiatry, równie nieprzyjemne dla ludzkiego samopoczucia, to wiatry pustynne. Ich natura jest nieco odmienna od tych, które rodzą się u stóp łańcuchów górskich. W Kalifornii znane są jako wiatry Santa Ana albo „diabelskie wiatry”. Wiatry te wieją bardzo silnie i przenoszą na dalekie odległości kurz, zanieczyszczenia, pyłki, zarodki pleśni i inne alergeny. Od dawna znany jest ich szkodliwy wpływ na układ oddechowy, wywołują także irytację i niepokój, notowano nawet podrażnienia układu pokarmowego. Arabski samum (od „samma” – truć), zwany też chamsinem, wznieca piaskowe i pyłowe burze, podduszając ludzi wszędzie tam, gdzie dociera. Suchy i gorący samum może podnieść temperaturę powietrza nawet do ponad 50 stopni, prowokując także udary cieplne, również dlatego, że tak gwałtowne ocieplenie uniemożliwia organizmowi ludzkiemu wystarczająco szybką adaptację – nie pozwala po prostu spocić się na tyle szybko, by ochłodzić ciało.

 

Cierpią wszyscy

Do przykrych skutków zdrowotnych, jakie niosą ze sobą ciepłe wiatry, prócz wymienionych powyżej dolegliwości sercowych, gastrycznych, nerwowych, dołożyć musimy jeszcze cierpienia astmatyków. Wiatry niosące ze sobą mnóstwo zanieczyszczeń sprawiają, że trudno jest też oddychać, osoby dotknięte astmą, muszą się więc mieć na baczności, podobnie jak alergicy. O nadmiernej nerwowości, jaką wywołuje silny wiatr, także już wspomnieliśmy, ciekawostką jest jednak fakt, że np. szwajcarskie sądy biorą niekiedy pod uwagę te atmosferyczne zaburzenia jako okoliczności łagodzące przy ferowaniu wyroków. Bo kiedy wieje, wszystko może się zdarzyć.

 

Honorata Mielga