To chyba znak naszych ogarniętych obsesją młodości czasów, że nazwę najgroźniejszej na świecie neurotoksyny kojarzymy z... urodą. Jad kiełbasiany, czyli toksyna botulinowa, uznany został przez Księgę rekordów Guinnesa za najbardziej śmiertelną, naturalną truciznę. Znajduje się na pierwszym miejscu listy najbardziej zabójczych toksyn; dla porównania znany dzięki atakom terrorystycznym wąglik jest dopiero na trzeciej pozycji...
A jednak botulina kojarzy się nam przede wszystkim z twarzą nieskażoną oznakami czasu. Wszystko przez botoks, czyli środek stosowany w chirurgii estetycznej, wykorzystujący toksynę do wygładzania zmarszczek.

 

 

Botox (w Polsce funkcjonuje także pod spolszczoną nazwą botoks) to jedna z zastrzeżonych nazw handlowych specyfiku stanowiącego rozcieńczoną i pozbawioną zabójczych właściwości wersję botuliny. Jednak jad kiełbasiany ma o wiele szersze zastosowanie niż tylko pozbycie się kurzych łapek...

 

Z jadem nie ma żartów

Clostridium botulinum, czyli laseczka jadu kiełbasianego, to bezwzględny zabójca. Śmiertelna dawka toksyny wynosi zaledwie 0,000001 g! Najczęściej trucizna pojawia się w zanieczyszczonych produktach spożywczych, hermetycznie zamkniętych puszkach konserw (nie tylko mięsnych, ale i rybnych oraz warzywnych) i weków, które zostały niewłaściwie przygotowane lub są przeterminowane – dotyczy to zarówno przetworów kupnych, jak i tych przyrządzanych w domu. Obecność toksyny zdradza często wydęta puszka lub wieczko oraz zapach zjełczałego tłuszczu i charakterystyczny syk, który słyszymy po otwarciu puszki lub słoika – oznacza to, że Clostridium botulinum już rozwinęła się i spożywając taki produkt, narażamy się na śmierć lub – w najlepszym przypadku – długi pobyt w szpitalu i kilkumiesięczną rehabilitację oraz restrykcyjną dietę. Tyle czasu potrzebuje nasze ciało, żeby dojść do siebie po zetknięciu z tą trucizną.

Można spróbować pozbyć się jej z produktu, ale tylko gotując taką żywność w bardzo wysokiej temperaturze przez ok. 5 godzin – w tym czasie toksyna powinna ulec rozkładowi.

Reklama

 

Koniecznie do szpitala!

Objawy zakażenia mogą pojawić się już kilkanaście godzin po przedostaniu się jadu do organizmu, ale zdarzają się przypadki, kiedy pierwsze sygnały zauważamy dopiero kilka–kilkanaście dni po spożyciu zatrutej żywności. Nasz organizm nie potrafi sam obronić się przed jadem kiełbasianym, ponieważ działa on porażająco na wszystkie mięśnie i skażony pokarm zalega w porażonym paraliżem żołądku.

Jakie są objawy zatrucia? Osoba, która spożyła toksynę może cierpieć na ogólne osłabienie, wymioty, biegunkę, zaburzenia widzenia i mowy, opadanie powiek, suchość w ustach, wzdęcia brzucha, zaparcia, zatrzymanie moczu, ślinotok, trudności w oddychaniu. Choroba przebiega bez gorączki, ale może pojawić się obniżenie temperatury ciała.

Do śmierci może dojść z powodu niewydolności oddechowej, zachłystowego zapalenia płuc lub zatrzymania akcji serca. Wszystko to jest wynikiem porażenia ośrodka oddechowego i zatrzymania krążenia krwi.

Jeśli zauważymy u kogoś podobne objawy, powinniśmy natychmiast zadzwonić po pogotowie. Leczenie może odbyć się tylko w szpitalu. Chory najpierw przechodzi płukanie żołądka, otrzymuje również środki przeczyszczające. Zabezpieczona zostaje żywność, która prawdopodobnie doprowadziła do zatrucia.

W efekcie spowodowanej paraliżem niewydolności układu oddechowego ofiara zatrucia może zostać podłączona do respiratora. W zależności od tego w jakim stanie pacjent trafił do szpitala, lekarze mogą także zadecydować o odżywianiu drogą dożylną. Leczenie farmakologiczne sprowadza się właściwie do zastosowania surowicy przeciwko jadowi kiełbasianemu, a w przypadku pojawienia się dodatkowych infekcji (zapalenie płuc), podawania antybiotyków. Celem terapii jest zneutralizowanie toksyny we krwi i zapobiegnięcie jej dalszemu wchłanianiu się z przewodu pokarmowego.

 

Botulizm dziecięcy i przyranny

Okazuje się, że nawet miód, tak zachwalany i polecany przez lekarzy jako znakomity, naturalny antybiotyk, może wprowadzić do naszego organizmu bakterie Clostridium botulinum produkujące jad kiełbasiany. O ile organizmy dorosłych i starszych dzieci świetnie poradzą sobie z niewielką, śladową ilością toksyny, o tyle maluchy mają z tym problem. Słaby system odpornościowy niemowląt poniżej pierwszego roku życia nie potrafi zapobiec rozwojowi groźnych mikrobów w jelitach, dlatego zetknięcie nawet z niewielką ilością jadu może doprowadzić do ciężkiej choroby zwanej botulizmem dziecięcym. Choroba ta nie jest wywołana samym działaniem botuliny, ale tym, że przez nią rozwijają się w organizmie dziecka komórki bakteryjne.

Głównym objawem zatrucia u maluchów są zaparcia, które mogą występować nawet na kilka tygodni przed wystąpieniem pozostałych objawów. Potem pojawia się ogólne osłabienie, dzieci mniej się ruszają, słabiej ssą, mają trudności z przełykaniem. Pozostałe objawy są podobne do tych dręczących osoby dorosłe, które zetknęły się z jadem kiełbasianym: biegunka, opadanie powiek, rozszerzenie źrenic i problemy z oddychaniem.

Także tutaj konieczna jest hospitalizacja i podanie antytoksyny, tym razem specjalnie przystosowanej do możliwości dziecięcego organizmu. Warto jednak zaznaczyć, że w Polsce przypadki zakażenia botuliną wśród dzieci zdarzają się niezwykle rzadko.

Botulina atakuje także otwarte rany – bakterie zagnieżdżają się w nich i zaczynają rozmnażać się w beztlenowym środowisku. Botulizm przyranny pojawia się jednak również sporadycznie, takie przypadki odnotowano przede wszystkim u narkomanów przyjmujących narkotyk dożylnie.

 

Trucizna pod kontrolą

Pomimo takich niebezpiecznych dla życia właściwości, toksyna botulinowa może mieć także pozytywny wpływ na nasze zdrowie. Pomaga m.in. w leczeniu zeza, oczopląsu, połowiczego kurczu twarzy, jest wykorzystywana w przypadkach dystonii (przedłużających się skurczów mięśni) m.in. szyjki macicy i kończyn oraz porażenia mózgowego i porażenia nerwu twarzowego, w zaburzeniach połykania i migrenach.

Jednak najlepiej znana jest dzięki swojemu zastosowaniu w medycynie estetycznej. Najczęściej mylnie nazywana jest botoksem, ponieważ nazwa botuliny mylona jest z nazwą własną preparatu wykorzystywanego przez chirurgów plastyków, w skład którego wchodzi toksyna. Tak naprawdę takich specyfików w medycynie jest kilka: Botox, Dysport i Myobloc.

Kosmetyczne zastosowanie trucizny jest dziełem przypadku. Podczas kuracji toksyną w trakcie leczenia połowiczego porażenia twarzy lekarze zauważyli, że efektem ubocznym wstrzyknięcia botuliny jest wygładzenie zmarszczek. Na początku lat 90. to odkrycie zrewolucjonizowało dziedzinę chirurgii estetycznej. Niewiele osób nie słyszało jeszcze o botoksie, głównie dzięki zastępom hollywoodzkich gwiazd, które tą mało inwazyjną metodą postanowiły walczyć z oznakami upływającego czasu. Nic w tym dziwnego: „botoksowy” seans trwa krócej niż zrobienie manicure, a jego efekty utrzymują się od 4 do 6 miesięcy. Pojawiły się oczywiście głosy, że botoks i pozostałe preparaty zamiast odmładzać, zamieniają pacjenta w żywą woskową lalę o twarzy pozbawionej mimiki. Jednak umiejętnie podana toksyna działa jedynie w obrębie mięśni do których została wstrzyknięta, mimika twarzy nie powinna więc ulec zmianie.

 

Neurotoksyną w zmarszczki

Jak wygląda taki zabieg? Neurotoksyna rozcieńczana jest najpierw w soli fizjologicznej, tak aby jej zastosowanie było absolutnie bezpieczne. Bardzo mała ilość preparatu wstrzykiwana jest w miejsca, które chcemy optycznie wygładzić. Zabieg jest bezbolesny, przeprowadzany bez znieczulenia miejscowego; trwa około 15 minut, w zależności od tego, jak wielkie są zmiany w naszej skórze. Efektów zabiegu nie widać od razu – na pierwsze trzeba poczekać 2–3 dni, a pełne działanie toksyny objawia się dopiero po 7–14 dniach.

Preparaty z botuliny najczęściej stosowane są w celu usunięcia zmarszczek między brwiami, linii na czole, tzw. kurzych łapek lub zmarszczek między oczami (linie śmiechu), a także wygładzenia szyi lub uniesienia brwi. Jad blokuje przechodzenie bodźców z nerwów do drobnych mięśni twarzy, w ten sposób zapobiega skurczowi tych mięśni, a tym samym marszczeniu się skóry.

Oczywiście nie u wszystkich botoks zadziała. U osób po 65. roku życia pojawiają się już tzw. zmarszczki statyczne, na które żadna toksyna nie pomoże. Przeciwwskazaniem do poddania się takiemu zabiegowi są przeróżne uczulenia, alergie, choroby mięśni, stany zapalne skóry, a także niektóre kuracje – botulina może osłabiać lub wzmacniać działanie pewnych leków. Botoksu nie powinny stosować również osoby bardzo młode, u których nie wykształciły się jeszcze zmarszczki dynamiczne. Niestety, moda na tego typu zabiegi sprawia, że do gabinetów stosujących rozcieńczony jad kiełbasiany ustawiają się kolejki małoletnich dziewcząt, które pragną profilaktycznie wstrzyknąć sobie roztwór jadu i w ten sposób wygrać już na wstępie wyścig po nieskazitelną urodę. Odpowiedzialny chirurg zapewne odradzi taki zabieg lub nawet odmówi jego wykonania. Jednak, jak w każdym zawodzie, tak i tu zdarzają się niechlubne wyjątki. Dlatego zanim udamy się do gabinetu po zastrzyk piękna, sprawdźmy kwalifikacje lekarza, któremu pozwolimy na wstrzyknięcie – jak by nie patrzeć – trucizny w swoją twarz. Pamiętajmy, że niektóre środki podane nieprawidłowo, mogą wywołać zauważalne opadanie powiek górnych i podwójne widzenie. Wprawdzie skutki te są przejściowe i z reguły mijają po maksymalnie 6 tygodniach, jednak niewiele mają wspólnego z nieskazitelną urodą, o której marzyliśmy...

 

Magdalena Andrzejczyk