Czy miała pani kiedykolwiek dylemat: kariera albo rodzina?

Nie, nigdy się nad tym nie zastanawiałam, bo zawsze najważniejsza była moja rodzina. Zawsze też wiedziałam, że to, jaki jest dom, zależy od kobiety.

 

Jaki więc jest pani dom?

Posprzątany i pachnący domowym ciastem. Staram się dbać i o ład, i o kuchnię. Mam wiele zawodowych obowiązków, ale rodzina i dom na tym nie cierpią. Codziennie jest przygotowany przeze mnie obiad, są kwiaty na stole. Zawsze sama piorę i krochmalę pościel, by moim bliskim dobrze się spało. Zajmuję się także ogrodem – dla przyjemności i relaksu.

 

Nie jest chyba łatwo znaleźć na to wszystko czas?

To prawda, ale dla chcącego… Dobra organizacja jest tu na wagę złota. Kwestię obiadów już wiele lat temu rozwiązałam następująco: co sobotę przygotowuję obiady na cały tydzień. Pakuję, opisuję i wkładam do zamrażalnika.

 

Potrafi pani odpoczywać?

Czasami czuję zmęczenie, wtedy siadam i nogi układam wyżej. Posiedzę tak chwilę i działam dalej. Bardzo szybko się regeneruję.

 

Znana jest pani nie tylko jako znakomita aktorka, ale też gospodyni domowa, autorka książek kulinarnych. Jak osiąga się mistrzostwo w kuchni?

Tego się można nauczyć. Moje pierwsze próby gotowania były prawdziwym, wyjątkowo niesmacznym koszmarem. Ukochanemu chciałam podać pieczoną wołowinę w specjalnym sosie. Efekt był taki, że ugotowałam potwornie twardą potrawkę. Ta wpadka bardzo mnie zmobilizowała i po prostu nauczyłam się gotować.

 

Jak mistrzyni w gotowaniu udaje się utrzymać świetną figurę?

Przepis jest prosty. Nie można się zapominać. Pieczywo i ziemniaki ograniczyłam do minimum. Natomiast bez ograniczeń jem sałatę. Jadam także drób i ryby z warzywami, ale staram się unikać czerwonego mięsa. Czasami, gdy mam ochotę na coś słodkiego, nie odmawiam sobie, ale staram się zjeść kawałek gorzkiej czekolady i na tym koniec. Nauczyłam się dyscypliny, to absolutna podstawa.

 

Od lat jest pani w szczęśliwym związku małżeńskim. O mężu mówi pani „pan Rysiu”. Czym panią ujął, oczarował?

Niebywałym spokojem, inteligencją i ogromną dbałością o mnie. Czułam, że nie udaje, że jest szczery, kiedy mnie przytula, kiedy ze mną rozmawia. Bardzo szybko zorientowaliśmy się, że udało nam się siebie odnaleźć. Nigdy się ze sobą nie nudziliśmy i nie nudzimy. Zawsze mamy o czym rozmawiać i lubimy razem spędzać czas. Nie potrzebujemy od siebie odpoczywać.

 

Jest pani mamą i babcią. Różnią się te dwie role?

Oczywiście, że tak. Czasy też są inne. Rola babci jest zresztą dużo bardziej komfortowa. Wprawdzie tego nie robię, ale jeśli nie chce mi się bawić z wnukiem, teoretycznie mogę odmówić. Będąc mamą, nie mogłam sobie na to pozwolić. Dla wnuków mam więcej czasu i chcę go dobrze wykorzystywać, bo wiem, że nic nie jest wieczne i dane na zawsze. Dlatego staram się smakować życie bez względu na to czy jestem w domu z dziećmi i wnukami, czy na wakacjach.

 

Optymizm chyba nigdy pani nie opuszcza…

To prawda, taki mam charakter. Nie brakuje mi pogody ducha i nie znoszę nicnierobienia. To chyba odziedziczyłam w genach po mojej mamie.

 

Od lat oglądamy panią w serialu Na Wspólnej. Czym dla pani jest ten serial?

Przyjemnością i nieustannym treningiem. Na Wspólnej utrzymuje mnie w formie i jest jak ćwiczenia w klubie fitness. W pracy dużo z siebie daję. Lubię sama układać swoje sceny, to mnie bardzo napędza i sprawia wielką radość.

 

Popularność to konsekwencja zawodu, który pani uprawia. Bywa męcząca?

Tylko podczas urlopu. Ale od jakiegoś czasu wyjeżdżamy wyłącznie za granicę i wybieramy tylko takie ośrodki, gdzie nie ma rodaków. To gwarantuje spokój i prawdziwy odpoczynek.

 

Jak spędza pani Wielkanoc?

Z tymi świętami mam problem, ponieważ są bardzo krótkie, a przygotowania – jak zawsze – bardzo długie. Mimo wszystko jestem wierna tradycji i nigdy nie zdarzyło mi się, abyśmy zrezygnowali ze świętowania. Na naszym wielkanocnym stole jest żurek z białą kiełbasą, którą piekę w piekarniku z cebulką i podlewam piwem. Podaję także pieczoną szynkę naszprycowaną czosnkiem. Na obiad zazwyczaj serwuję pieczoną gęś. A z ciast musi być baba piaskowa oraz mazurek.

 

A „lany poniedziałek” jest prawdziwie lany?

Ja zazwyczaj zapominam o tej tradycji, ale mój pan Rysio zawsze pamięta. Polewamy się w domu, ale kulturalnie, bez szaleństwa. Tego dnia przezornie nie wychodzę z domu!

 

Życzę wiele dobrego, nie tylko na święta!

 

Rozmawiała: Beata Cichecka

ZOBACZ WIĘCEJ WYWIADÓW