Jedzenie to nałóg, można się od niego uwolnić i przejść na odżywianie energią życia – twierdzą breatharianie, czyli „oddychacze” (breath – oddech). Australijka Jasmuheen, popularyzatorka tego nurtu utrzymuje, że niejedzących jest już na świecie ponad osiemdziesiąt tysięcy i liczba ta systematycznie wzrasta.

Określenie „niejedzący”, używane w naszych mediach (zapewne z braku zręcznego odpowiednika słowa breatharianie) jest jednak mylące, zakłada bowiem, że ludzie ci w ogóle nie jedzą. Oni zaś odbywają co prawda wielotygodniowe głodówki, ale w czasie między nimi odżywiają się normalnie, tylko niezwykle skąpo, podobno wystarcza im 300 kalorii dziennie.

Pozostałe niezbędne do życia składniki czerpią na podobieństwo roślin z energii słonecznej – tak to przynajmniej wyjaśniają.

Metodę tę w miarę dokładnie opisał Amerykanin Willey Brooks, który wypróbował ją na sobie latem 1993 roku, gdy wracał samotnie jachtem z Miami do Elizabeth w Północnej Karolinie. Odrzucił wszelkie teorie dotyczące głodówek i zaufał temu, co mu podpowiadał własny organizm, który domagał się odtrucia z zalegających toksyn. Przestał jeść, że zaś płynąc samotnie pracował wiele i pocił się obficie, wypijał wczesnym ranem litr wody, a podczas dnia własny mocz. – Jeśli jesteś zbyt wrażliwy, by pić własne wody życia, musisz zaopatrzyć się w brakujące sole mineralne w odpowiednich sklepach – pisze.

Po tej pierwszej dłuższej głodówce – trwała trzy tygodnie – poczuł się bresarianinem (przyjęła się u nas i taka pisownia) i teraz postępuje następująco: zimą odżywia się normalnie, choć skromnie, a od wiosny, w miarę gdy słońca przybywa, je coraz mniej. – Bywa, że w ogóle zapominam o jedzeniu i tylko piję. Czuję się nie tylko wspaniale oczyszczony, ale silny i zdrowy. Jeszcze nie jestem w pełni bresarianinem. Mój organizm zaczyna dopiero uczyć się transmutować energię słoneczną. Jest to najlepszy bilet do wolności, uwolnienia od konieczności bezproduktywnej, demoralizującej pracy zarobkowej – wyjaśnia.

Pewnie, że gdyby ludzie przestali jeść, nastąpiłyby na świecie trudne do wyobrażenia zmiany. Czy jest to jednak możliwe?

 

Mistycy

Teresa Neumann, mistyczka z Konnersreuth w Bawarii, nie jadła przez trzydzieści sześć lat, od roku 1926 do 1962. Władze religijne zwróciły się do biskupa, któremu podlegała wioska Konnersreuth, aby zbadał sprawę.

Biskup, by nie być posądzonym o stronniczość, powierzył tę rolę dr. Seidlowi, ordynatorowi oddziału chirurgii w szpitalu w Waldasassen. Ten wyznawał teorię, że stygmaty to objaw histerii, toteż podejmując się badania mistyczki, stawiał na jedną kartę swoją reputację i karierę. Opracował więc szczególnie surowy protokół postępowania, by uniemożliwić jakiekolwiek próby podsuwania Teresie jedzenia. Nadzorowały ją cztery zakonnice, dyplomowane pielęgniarki obeznane z leczeniem neuropatów, zaprzysiężone przed komisją biskupią, wyposażone w ścisłe instrukcje od dr. Seidla. Towarzyszyły Teresie przy każdym jej przemieszczaniu się. Miały za zadanie uważnie ją obserwować i kilka razy dziennie badać puls, temperaturę i wagę. Zaś dr Seidl wpadał na kontrole niezapowiedziany w towarzystwie innych obserwatorów.

Teresa często przyjmowała komunię św. Podczas dwóch tygodni wchłonęła 0,33 grama hostii (przyjmowała jedną ósmą, bo więcej nie potrafiła przełknąć), a ponieważ hostia była nasycona wodą, wchłonęła również w tym czasie 45 cm sześc. wody. To daje dziennie 22 miligramy chleba i 3 gramy wody.

Kontrola wagi dała rezultaty brutalnie niezgodne z naszą klasyczną wiedzą. Waga człowieka wzrasta wraz z przyjmowanym pożywieniem i spada, gdy się nie je i nie pije. Tymczasem waga Teresy pozostawała niezmienna i wynosiła 55 kg.

Teresa Neumann nie była jedyną osobą żyjącą jedynie Komunią św. Josephine Durand, młoda sparaliżowana Szwajcarka, nie jadła od czwartego roku życia, czyniąc wyjątek dla przyjmowania komunii. Po śmierci badała ją komisja lekarzy kalwińskich, którzy znaleźli resorbowane wnętrzności i żołądek, skóra brzucha przyklejała się do kręgosłupa.

Maria Robin przestała jeść w roku 1928, umarła w 1979. Jej post całkowity trwał zatem pięćdziesiąt jeden lat. Jedynym wyjątkiem w jej głodówce była hostia: to jest wspólny mianownik katolickich poszczących – pisze Pasch. I dodaje: Ponieważ żołądek głodujących jest płaski i w ogóle nie funkcjonuje, co stwierdzono przez dotyk, jak i w analizach chemicznych, to by znaczyło, że odżywcze substancje przenikały bezpośrednio do krwi, omijając przewód pokarmowy.

Sławny, cudami słynący Padre Pio (1887–1968) jadał wprawdzie między głodówkami, ale nigdy więcej niż 250 kalorii na dzień.

 

Teorie niby naukowe a natura

Powstrzymywanie się od jedzenia nie wystarczy, by organizm nauczył się żyć na kształt roślin, bo gdyby tak było, zniknąłby problem głodu. Musi więc istnieć jakiś czynnik wywołujący transmutację. Bresarianie doszli do wniosku, że czynnikiem tym jest medytacja i modlitwa. Swoje teorie podbudowują podstawami nauki, łącząc niektóre twierdzenia fizyki kwantowej („elektron jest zarazem falą i cząstką materii, czy on jada? – nie, komórki naszego ciała zbudowane są z atomów, czy one jadają? – nie”) ze światopoglądem Rudolfa Steinera („niegdyś istniały na ziemi zwierzo-rośliny”) i tworząc taką plątaninę pojęć, że trudno się w tym połapać.

A jednak istnieją w przyrodzie potwierdzenia, że zwierzęta mogą odżywiać się podobnie jak rośliny. Vitus Drőscher opisał trzy zwierzęta niższe, które potrafią żyć zrabowanym roślinom chlorofilem. Jednym z nich jest morski ślimak Tridachia crispata mieszkający w wodach otaczających Jamajkę. Może on wyżyć, nawet jeśli nie znajduje nigdzie morszczynu stanowiącego jego normalny pokarm. W czasie poprzednich posiłków nie strawił bowiem zjedzonego chlorofilu, lecz zmagazynował go w swoich listkowatych wyrostkach na grzbiecie w postaci nieuszkodzonych chloroplastów. Te roślinne organelle zachowują zdolność funkcjonowania, pod wpływem promieni słonecznych produkują cukier i jako źródło energii doprowadzają do ciała zwierzęcia.

Mamy więc tu do czynienia ze stworzeniem, które samo robi z siebie „roślinę” dzięki zaciąganym u roślin „pożyczkom”! Można by zresztą równie dobrze powiedzieć, że morski ślimak zjada pokarm, który stale sam dba o nowy pokarm dla niego. Po posiłku ślimak może przez sześć tygodni w ogóle nic nie jeść. Przez cały ten czas zmagazynowany w jego grzbiecie chlorofil pracuje bez zarzutu. W laboratorium nie wolno tylko zgasić mu światła na kilka dni, bo wtedy bardzo szybko ginie śmiercią głodową.

 

No to co z tego?

Dowodów, że mistycy żyją bez jedzenia, jest zbyt wiele i zbyt dobrze udokumentowanych, aby im nie wierzyć. Jeśli fakty nie pasują do teorii, trzeba zmienić teorię, a nie zaprzeczać faktom. Taki jest punkt widzenia bresarian. – „Nie tak dawno byliśmy przekonani, że człowiek może bez jedzenia wytrzymać siedem dni, a bez picia trzy, tymczasem ludzi odbywających długotrwałe głodówki jest coraz więcej, niektórzy rozciągają je na cały Wielki Post i pozbywają się w ten sposób chorób. Wyraźnie jedzenie jest szkodliwe” – mówią.

Sprawy to jednak nie wyjaśnia, bo badania lekarskie, na jakie się powołują, są zbyt ogólnikowe. Można by więc nie zajmować się tym tematem, gdyby nie ogromne zainteresowanie „alternatywnymi” sposobami odżywiania. Zresztą kto wie? Może ewolucja szykuje nam niespodziankę i rzeczywiście będziemy się obywać bez jedzenia? Dzisiaj twierdzenie takie wydaje się nam równie idiotyczne, jak naszym przodkom latanie maszyn cięższych od powietrza. A jednak wielotonowe samoloty latają.

 

Irena Janas