Rozmowa z Konradem Czubakiem, specjalistą periodontologiem.

 

– Dlaczego został pan periodontologiem, specjalistą od chorób przyzębia?

– Periodontologia jest specjalnością wymagającą połączenia wiedzy i umiejętności z różnych dziedzin stomatologii, a oprócz tego odwołująca się do znajomości chorób ogólnoustrojowych dających objawy w jamie ustnej. Wymaga wnikliwego spojrzenia na problemy pacjenta, ciągłego poszerzania wiedzy ogólnomedycznej. Taki sposób pracy mnie interesował.

 

– Mówiąc o chorobach przyzębia, poruszamy zagadnienie, które dotyczy dużej grupy społeczeństwa...

– Skala problemu rzeczywiście jest ogromna. Wśród osób dorosłych około 90 proc. ma chorobę przyzębia, która jest związana z przewlekłym stanem zapalnym wywoływanym przez płytkę bakteryjną. Czynniki takie jak choroba ogólnoustrojowa, np. cukrzyca, czy też uraz zgryzowy lub palenie tytoniu modyfikują jej przebieg. Choroba ta, co należy podkreślić, nie jest uwarunkowana genetycznie. Ma charakter przewlekły i reinfekcyjny, co oznacza, że dochodzi do nawracających zakażeń tymi sami bakteriami.

Istnieje również agresywne zapalenie przyzębia. Dotyczy ono zaledwie 3–4 proc. ludzi. Ta jednostka jest uwarunkowana genetycznie. To jej objawy pacjenci kojarzą z tzw. paradontozą.

 

– Tak zwaną? Paradontoza to przecież schorzenie przewlekłe i postępujące z przykrymi, nieodwracalnymi objawami powoli prowadzącymi do utraty zębów.

– Paradontoza to obecnie określenie z lamusa, anachroniczne, nieprecyzyjne. Funkcjonuje dziś tylko w powszechnym użyciu, a nie w oficjalnej medycznej terminologii. Kilka lat temu przyjęto w niej inną kategoryzację, która zakłada, że znamy przyczynę choroby i możemy ją leczyć przyczynowo. Nowy podział uwzględnia jedenaście głównych grup, a w ich obrębie występują liczne podgrupy. Nazwa paradontoza nigdzie się nie pojawia.

Reklama

 

– Skoro o przewlekłym zapaleniu przyzębia decydują bakterie, z którymi przecież współcześnie potrafimy sobie dobrze radzić, to skąd taka duża liczba zachorowań?

– Z braku higieny jamy ustnej, tzn. niedostatecznej lub niesystematycznej higieny, bądź nieumiejętnego posługiwania się przyrządami do oczyszczania.

Cała teoria chorób przyzębia opiera się na bakteriach o charakterze oportunistycznym, czyli takich, które przez cały czas są w jamie ustnej. Problem rodzi się natomiast z chwilą ich namnażania. Źle założone, nawisające wypełnienia, źle wykonane uzupełnienia protetyczne i inne czynniki sprzyjające kumulacji płytki bakteryjnej prowadzą w konsekwencji do destrukcji przyzębia od tkanek miękkich poczynając, a na twardych, czyli kościach i cemencie korzeniowym kończąc. Walka o zdrowe przyzębie musi koncentrować się na usunięciu płytki bakteryjnej z powierzchni zębów. A to wcale nie jest takie proste.

 

– Solidne mycie rano i wieczorem problemu nie rozwiązuje?

– Teoretycznie – tak. Odpowiednia szczoteczka – chodzi o materiał, z jakiego jest wykonana, jej rozmiar i ukształtowanie główki – a przede wszystkim prawidłowa technika szczotkowania, nici dentystyczne dobrane indywidualnie oraz prawidłowa technika nitkowania, i w końcu odpowiednia pasta z fluorem powinny wystarczyć. Ważnym czynnikiem jest przygotowanie przez lekarza sytuacji, w której pacjent będzie mógł efektywnie dbać o higienę, stosując te wszystkie urządzenia i pomoce. Polega to na oczyszczeniu zębów z kamienia i osadu, jeśli trzeba – wygładzeniu powierzchni korzeni poniżej brzegu dziąsła oraz usunięciu elementów sprzyjających kumulacji płytki, takich np. jak nawisające wypełnienia czy brzegi.

 

– Czy nawyk żucia gumy jest korzystny?

– Guma do żucia może pomóc w mechanicznym usunięciu drobnych fragmentów pożywienia zalegających między zębami. Zwiększa wydzielanie śliny, która dba o środowisko jamy ustnej.

Działanie gumy nie zastąpi jednak użycia szczoteczki ani nici, a przesadne jej używanie może mieć też skutki negatywne, jak np. nadmierne ścieranie się zębów, nadmierny rozwój aparatu mięśniowego narządu żucia czy jego zaburzenia czynnościowe, włącznie z dolegliwościami o charakterze neurologicznym jak bóle głowy.


– Dla powstania kamienia nazębnego nie ma więc znaczenia?

– Wystarczy przez 3–4 dni nie usunąć płytki bakteryjnej i rozpoczyna się proces jej mineralizacji. Tworzy się kamień nazębny. Powstaje on zwykle w miejscach trudno dostępnych, gdzie szczoteczka nie dociera. Jeśli zatem ktoś twierdzi, że ma szczególną tendencję do odkładania się kamienia, albo sprzyja temu woda, jakiej używa, to jest w błędzie. Kamień świadczy o zaniedbaniach higienicznych, których nie zawsze winien jest sam pacjent. Nierzadko on sam bardzo się stara i sądzi, że dobrze dba o zęby. Używa drogiej szczoteczki i markowej pasty, a efekty osiąga marne. Rola stomatologa polega m.in. na tym, aby pacjenta poinformować, pomóc w doborze odpowiednich narzędzi, objaśnić istotę wykonywanych czynności.

 

– ...i przekonać do celowości regularnych wizyt u stomatologa...

– Jeśli ktoś wie, że widelcem można zrobić krzywdę, to ostrożnie się z nim obchodzi. Jeżeli dowiaduje się, że ma chore przyzębie, a zdaje sobie sprawę z wartości tej tkanki, to perswazja będzie zbędna. Podejmie leczenie, będzie pilnował terminów kontrolnych wizyt.

 

– Będzie też poddawał się zabiegom usuwania kamienia.

– Nie jest ważne, by pacjent co dwa tygodnie zgłaszał się do stomatologa w celu usunięcia kamienia. Liczy się to, by usunąć kamień w odpowiedni sposób i wygładzić powierzchnię zębów, redukując możliwość odkładania się płytki bakteryjne oraz wyeliminować miejsca sprzyjające jej kumulacji. Jeżeli pacjent został poinstruowany i poinformowany, jak ma dbać o higienę, to kamienia nie powinno teoretycznie być. Nie ma cudownych metod.

Pierwszoplanowe pozostaje przygotowanie przez lekarza pola dla efektywnego działania pacjenta szczoteczką, nicią i pastą. Bez współpracy lekarza z odpowiedzialnym pacjentem i w tej dziedzinie nie ma mowy o sukcesie.

 

– A sukces w tym przypadku na czym polega?

– Badania wykazały, że u ogólnie zdrowego, dorosłego pacjenta, u którego lekarz zlikwidował stan zapalny w przyzębiu i usunął czynniki sprzyjające kumulacji płytki, po 6 latach kość, w której tkwią zęby, ma prawo zaniknąć o 0,3 milimetra. To jest norma przy założeniu, że pacjent przestrzega zaleceń higienicznych i co pół roku zgłasza się na wizyty kontrolne.

 

– Normą w naszych realiach jest sytuacja, w której odwiedza się stomatologa z powodu bólu zęba. Stan przyzębia pozostaje na dalszym planie.

– Rozchwiane zęby, obrzęknięte dziąsła, odsłonięte szyjki zębów, kamień nazębny, krwawienie dziąseł podczas jedzenia lub szczotkowania zębów, ból dziąseł – to objawy, z którymi rzeczywiście najczęściej zgłaszają się pacjenci. Dodajmy, że świadczące już o zaawansowaniu choroby. W sytuacji prawidłowej to lekarz wychwytuje pierwsze oznaki zmian, które jeszcze nie są objawami.

Podstawowe badanie periodontologiczne zajmuje stomatologowi ok. 3 minut. Wymaga lekarskiej wiedzy i podstawowego instrumentarium... Daje 100 proc. pewności czy mamy zdrowe, czy chore przyzębie.

Reklama

 

– A badania bardziej szczegółowe?

– Polegają na zebraniu i opracowaniu informacji na podstawie wywiadu z pacjentem, pomiarów, zdjęcia rtg. Powstaje diagnoza dla każdego zęba, pozwalająca go zakwalifikować do jednej z trzech grup: zęby pewne, zęby wątpliwe, zęby do usunięcia. Potem obiera się metody terapii. Pacjent decyduje się lub nie na zaproponowane postępowanie terapeutyczne.

 

– Jakimi metodami?

– W ramach opieki, bo o niej tak naprawdę należy mówić, proponowane są 4 standardy leczenia, poczynając od tych, które mają na celu długoterminową ochronę tkanek lub nawet ich regenerację, kończąc zaś na tych o charakterze paliatywnym. To pacjent decyduje, jaką procedurę ma zastosować lekarz. Bierze tym samym na siebie współodpowiedzialność za wyniki leczenia i deklaruje większą lub mniejszą chęć współpracy.

 

– Dlaczego tak ważna jest współpraca pacjenta z lekarzem?

– Lekarz może wykonywać procedury regeneracyjne na przyzębiu odbudowujące kość, ba nawet cały aparat zawieszeniowy zęba, stosując najnowsze osiągnięcia naukowe. Może włączyć w plan leczenia implantologię i ortodoncję, chirurgię plastyczną przyzębia, protetykę stomatologiczną, ale podstawowym warunkiem ich zastosowania jest brak stanu zapalnego! Gdy przyzębie jest w stanie zapalnym, to żadna z tych metod ani procedur nie przyniesie oczekiwanego rezultatu albo będzie on krótkotrwały.

Leczenie przyczynowe musi więc wyeliminować miejsca sprzyjające kumulacji płytki, a także miejsca powstałe wskutek procesu zapalnego, jak np. kieszenie tworzące się w następstwie zniszczenia tkanki miękkiej i twardej. To mierzalny parametr w ocenie stanu przyzębia. Sonda periodontologiczna powinna wejść na 2–3 mm poniżej brzegu dziąsła. Tam zmieniają się warunki i zaczynają bytować niezwykle niebezpieczne bakterie.

 

– Ktoś może powie, że szkoda czasu i zachodu, że lepiej od razu udać się do protetyka...

– Najlepsza jest własna tkanka. Oczywiście bez stanu zapalnego.

Ząb, którego przyzębie było objęte stanem zapalnym, a które następnie wyleczono i monitorowano podczas badań kontrolnych, po 10 latach funkcjonuje w 88 proc. przypadków. Warto zatem leczyć przyzębie.

Leczenie protetyczne ma uzupełnić brak zębów. Pamiętajmy jednak, że nie ma idealnych rozwiązań. Każde posiada dobre i złe strony. Najlepszy jest własny ząb. Zdrowy, oczywiście.

Dość kontrowersyjnym i drastycznym pomysłem jest pozbywanie się własnych zębów i zamiana ich na implanty.

Implant można zastosować, jeśli nie ma już możliwości utrzymania własnego zęba. Nie zamieniajmy jednak zębów na implanty. Leczmy przyzębie, dbajmy, by nie utracić zębów.

Stan przyzębia jest też istotny w leczeniu ortodontycznym. Rozpoczęcie terapii przy chorym przyzębiu może prowadzić tylko do destrukcji tkanek.

Nawet przyzębie zredukowane, lecz z wyleczonym stanem zapalnym, pozwala pacjentom cieszyć się komfortem codziennego funkcjonowania z własnymi zębami.

 

– Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiała Anna Jęsiak