Depresja poporodowa to poważne, chociaż często bagatelizowane schorzenie. Matce nie pozwala cieszyć się macierzyństwem. Sprawia, że traci ona zainteresowanie dzieckiem. Ono z tego powodu emocjonalnie gorzej się rozwija. Cierpią na tym również relacje matki maleństwa z jej partnerem, ojcem dziecka. Pocieszające jest tylko to, że depresja poporodowa jest problemem stosunkowo niewielkiej liczby kobiet i że traktuje się ją obecnie z coraz większą uwagą i powagą, tak jak inne postaci depresji.

 

 

 

Kryzys po narodzinach

Większość młodych mam w pierwszych dniach po urodzeniu dziecka „siada” psychicznie. Do osłabienia fizycznego po ciąży i porodzie, niekiedy trudnym i zawsze stresującym przeżyciu, dołączają obawy o dziecko i niepewność, czy uda się podołać nowym obowiązkom. Temu rozbiciu towarzyszą zmienne nastroje, płaczliwość i przygnębienie. Świeżo upieczona mama zamiast radości ze szczęśliwych narodzin zdrowego potomka, manifestuje smutek. Uznaje się to za normalną reakcję i określa mianem baby blues. Na pogorszenie nastroju mamy wpływa też często fakt ogromnego zainteresowania, jakie najbliżsi okazują maleństwu, nie poświęcając należytej uwagi jej samej. A ona tego bardzo potrzebuje! Baby blues miewa różne nasilenie, ale zawsze samoistnie mija po kilku dniach. I nie pozostawia po sobie żadnego śladu.

 

Kiedy mówimy o depresji

Gdy jednak czas mija, a po 4–6 tygodniach matka wciąż trwa w złej formie psychicznej, to nie ma już mowy o baby blues, lecz o depresji poporodowej. Statystyki podają, że pojawia się ona u około 10–15 procent kobiet, ale nie zawsze zostaje szybko rozpoznana. W nielicznych przypadkach (około 4 procent) upływa wiele miesięcy, zanim rozpocznie się jej leczenie.

 

To nie jest przemęczenie!

Brak pozytywnych emocji ze strony matki, rozdrażnienie, przygnębienie, przesadny lęk o zdrowie dziecka, bezradność w codziennych sytuacjach, zaburzenia snu i poczucie winy, że źle opiekuje się dzieckiem – to wszystko nikogo nie niepokoi. Dla otoczenia takie zachowanie to po prostu skutek przemęczenia. Matka często także przypisuje swoje problemy nadmiarowi obowiązków i stresowi. A tymczasem jest w pogłębiającej się i wymagającej leczenia depresji. Brak terapii i rozwój choroby mogą być brzemienne w skutki i niebezpieczne dla niej samej (czasami ma myśli samobójcze) oraz dla dziecka (matka coraz bardziej je zaniedbuje, a czasami nawet wyładowuje na nim swoją agresję).

Reklama

 

Jakie są przyczyny?

Istnieje kilka teorii na temat przyczyn depresji poporodowej:

  • teoria hormonalna – chorobę wyjaśniano typowymi dla okresu połogu zmianami w gospodarce hormonalnej, a ostatnio – niekorzystnym poziomem receptora kwasu GABA (gamma-aminomasłowego) w mózgu; kwas ten jest niezbędny w przystosowaniu organizmu do wahań poziomu hormonów płciowych w czasie ciąży i połogu;
  • teoria genetyczna – według niej podatność na depresję poporodową jest dziedziczna;
  • nieprawidłowość receptora uniemożliwiająca adaptacyjne działanie kwasu GABA.

 

Czynniki psychologiczno-obyczajowe

Ryzyko depresji zwiększają:

  • ambicje zawodowe kobiet i perfekcjonizm skłaniający do traktowania macierzyństwa jako kolejnego zadania („być idealną matką”), którego jednak nie da się zaplanować tak, jak kariery zawodowej
  • mit matki dobrej, łagodnej, cierpliwej i zawsze uśmiechniętej, z którym nie udaje się pomyślnie zmierzyć
  • lękowa osobowość kobiety
  • trudności w przystosowywaniu się do nowych sytuacji
  • macierzyństwo rok po roku

 

Co jest ważne w terapii?

Kiedy mimo wsparcia ze strony bliskich, a zwłaszcza partnera, objawy depresji nie ustępują, potrzebna jest porada lekarza. Może on przepisać leki lub zalecić wizytę u psychologa.

Zadaniem terapeuty jest uwolnienie kobiety od wewnętrznego napięcia i poczucia winy oraz przekonanie jej, że sprawdza się w roli matki. Dzięki terapii kobieta winna też zrozumieć, że macierzyństwo nie oznacza rezygnacji z własnych potrzeb, że trzeba mieć czas i dla siebie, i dla partnera.

Jeżeli jednak depresja jest już zaawansowana i zdążyła spustoszyć psychikę, to pomocy należy szukać u psychiatry.