Rozmowa z psychiatrą, dr. med. Piotrem Radziwiłłowiczem z Akademii Medycznej w Gdańsku.

 

– Z różnych badań wynika, że prawie połowa uczniów naszych szkół podstawowych nie dostrzega sensu życia, a jedna trzecia miewa myśli samobójcze. Wygląda na to, że już nie tylko młodzież, lecz także dzieci mają poważne problemy psychiczne. Czy można mówić w ich przypadku o depresji?

– Depresję rozpoznaje się u dzieci już około 6–7 roku życia. Nie jest to nic nowego. Zmieniła się tylko terminologia i podejście do schorzenia. Kiedyś określało się je mianem nerwicy i leczyło dobrym słowem. Obecnie traktuje się to inaczej, stąd wrażenie, że obniżyła się granica wieku, że teraz udziałem dzieci są kłopoty, jakie dawniej miały nastolatki.

W tej chwili uważa się, że spora część rzekomych nerwic to nierozpoznane depresje i poszukuje się u dzieci typowych objawów depresji, które są diametralnie inne niż u dorosłych.

Pożywką dla myśli samobójczych u dzieci jest dziś często kultura masowa – gry komputerowe, komiksy, filmy. To one często podsuwają pomysły tragiczne w skutkach, przez dziecko nie przewidziane. Bohaterowie masowej wyobraźni mają przecież zwykle drugie życie albo kilka nowych wcieleń.

– A więc to niebezpieczna zabawa, a nie przejaw choroby?

– Nigdy nie wolno lekceważyć prób samobójczych u dzieci i młodzieży. Często słyszymy, że targnięcie się na życie było demonstracją w odpowiedzi na kłótnię czy aktem szantażu wobec rodziców, którzy czegoś zabronili. To bardzo uproszczona interpretacja. Próba samobójstwa to zawsze sygnał poważnego rodzinnego konfliktu, problemów osobowościowych wymagających wnikliwej diagnostyki psychologicznej i psychiatrycznej.

Próba samobójcza nierzadko nie jest pierwszym sygnałem problemu, który rodzice już wcześniej zbagatelizowali. Zignorowali wypowiedzi dziecka o bezsensie życia, niechęci do działania, złym samopoczuciu, przypisując je kryzysowi okresu dojrzewania, nerwicy, lenistwu. Z depresją ich się nie kojarzy, a szkoda, bo wielu nieszczęściom dałoby się zapobiec.

Dzieci z depresją bardzo często uciekają się do samobójstwa niespodziewanie i nagle w sposób, który dla ich otoczenia – domu i szkoły – jest całkowitym zaskoczeniem, bo niewłaściwie odczytano sygnały poprzedzające ten fakt.

– W takiej sytuacji bliscy szukają zwykle przyczyny, która pchnęła do ostatecznego kroku.

–Tymczasem warto wiedzieć, że dziecięce depresje nie mają wyłącznie charakteru reaktywnego, nie wynikają z konkretnych życiowych zdarzeń. Wielu małych pacjentów cierpi na depresje endogenne, do których dochodzi na tle organicznym, nerwowym, hormonalnym, wskutek biochemicznych zaburzeń funkcjonowania. Uwarunkowania zewnętrzne nie mają żadnego wpływu na chorobę, a jej powtarzające się w pewnym rytmie objawy są podobne jak u dorosłych. Dziecko z depresją endogenną czuje się źle, choć wzrasta w kochającym i bezpiecznym domu, nie ma kłopotów w szkole, dobrze funkcjonuje wśród rówieśników.

W publikacjach na temat psychicznego zdrowia dzieci i młodzieży łączy się podatność na depresje z uwarunkowaniami socjalnymi i społecznymi naszej rzeczywistości.

Sytuacja materialna, ubożenie rodzin, szerzące się bezrobocie na pewno nie pozostaje bez wpływu na kondycję psychiczną dzieci. Nie wiązałbym jednak dziecięcych depresji z niepewnością jutra, jakiej podlegają współcześni rodzice, lecz z atmosferą w domu, z relacjami w nim panującymi. Zagadnienie ma wymiar ogólnocywilizacyjny, wiąże się z rozluźnieniem więzi w rodzinie, ze zmierzchem rodziny wielopokoleniowej – solidarnej i odpowiedzialnej za każdego z jej członków. Rodzi to rosnące poczucie osamotnienia i alienacji doświadczane nie tylko przez dzieci, ale również przez osoby starsze. Jeśli ojciec nie ma nigdy dla dziecka czasu, a mama jest wciąż zdenerwowana i pełna negatywnych emocji, dziecko traci poczucie oparcia.

– A jaką rolę w obniżaniu nastroju odgrywa szkoła? Dla wielu dzieci bywa ona stresująca i to z kilku powodów. Źródłem lęków są niektórzy nauczyciele i przedmioty, a także rówieśnicy, którzy niekiedy brutalnie manifestują brak akceptacji. Istnieje też presja wymagań i oczekiwań rodziców. Dziecko żyjące w obawie, że im nie sprosta i zawiedzie nadzieje, jest bardziej podatne na depresję.

– Fobie szkolne istniały zawsze. Strach przed klasówką czy bardzo wymagającym nauczycielem jest tak stary jak szkolnictwo. Zjawiskiem nowym jest natomiast przysłowiowy „wyścig szczurów”, do którego włączają się rodzice, stawiając dziecku wymagania na miarę własnych, często niespełnionych ambicji. Ich dziecko musi być najlepsze, musi rywalizować i wygrywać z konkurencją już od najmłodszych lat. Ma ono poczucie wartościowania przez najbliższych według ocen szkolnych, a nie starań włożonych w ich uzyskanie. Nie należy zbyt wysoko ustawiać poprzeczki wymagań, zwłaszcza gdy dziecko jest mniej zdolne i przekracza to jego możliwości. Rodzą się wtedy lęki i frustracje, obniża samoocena. Dziecko wini siebie za sprawiony rodzicom zawód. Zdolne i pełne zainteresowań dziecko potrzebuje pomocy w ich rozwijaniu.

– Dorośli na ogół szafują pojęciem depresji, nazywając w ten sposób pogorszenie nastroju, złą kondycję psychofizyczną. W stosunku do dzieci nie tylko jednak nie używają słowa depresja, lecz chyba nie dopuszczają myśli o jej istnieniu. Jak zachowuje się dziecko, u którego rozwija się choroba?

– Dziecko ma jeszcze niedojrzałą osobowość, nie potrafi też werbalizować swoich emocji. Nie powie zatem, że jest mu źle, że jest przygnębione i targa nim niepokój, bo takie kategorie pojęciowe są mu obce. Skarży się natomiast na złe samopoczucie, jest apatyczne, unika kontaktów z otoczeniem. Ma dolegliwości wegetatywne – kołatanie serca, wzmożoną potliwość ciała, bóle brzucha, biegunki na przemian z zaparciami. Charakterystyczny jest też wygląd takiego dziecka: smutny wyraz twarzy, podkrążone oczy, niepokój. Przejawia ono niechęć do jedzenia, do aktywności ruchowej, ma zaburzenia snu.

Powodem może być choroba somatyczna – nowotwór, robaczyca, białaczka. Gdy lekarz pediatra je wykluczy, nie stwierdzając żadnych internistycznych przyczyn złego samopoczucia, trzeba odwiedzić psychiatrę. Pomoże on dziecku, uwolni je od cierpienia towarzyszącego depresji, a być może uchroni przed próbą samobójczą, będącą konsekwencją toczącej się choroby. Depresja nieleczona trwa długo – miesiące, a nawet lata. Rzadko ustępuje sama.

Jeśli apatia, nadmierna senność, niechęć do wychodzenia z domu dotyczy nastolatka, który na pewno nie zażywa żadnych leków uspokajających ani narkotyków, to niemal pewne, że jest to depresja wymagająca konsultacji z psychiatrą.

– Jakie konsekwencje ma depresja nieleczona lub leczona źle?

– Depresja, określana kiedyś jako choroba duszy, niesie wiele różnych konsekwencji. Następstwa te mogą być typu psychospołecznego – zerwanie kontaktów z kolegami, zaległości w nauce, niska ocena własnej wartości, brak uczestnictwa w życiu grupy rówieśniczej, rezygnacja z zabaw i przyjemności, a także natury biologicznej. Nieleczona depresja może prowadzić do spadku odporności, a dziecko depresyjne jest podatne na infekcje, łatwiej zapada na choroby zakaźne. Poza tym, wskutek braku apetyt, traci na wadze, źle się odżywia.

– Co powinno zaniepokoić rodziców i podsunąć im myśl o potrzebie kontaktu z lekarzem?

– To nie może być obserwacja jedno- czy kilkudniowa. Musi objąć dłuższy okres, dzień po dniu. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na nastrój – długotrwałe przygnębienie, apatia, senność. O ile dorośli z depresją cierpią na bezsenność, to depresyjne dzieci są senne – śpią długo, zasypiają też w ciągu dnia. Ważne są też dolegliwości somatyczne: bóle brzucha, głowy, kłucia serca, potliwość ciała, nadmierny niepokój.

Diagnoza depresji u nastolatków jest trudniejsza niż u dzieci, bo w grę tu wchodzą takie okoliczności, jak kryzys adolescencyjny, związany z poszukiwaniem własnej tożsamości, eksperymenty z substancjami psychoaktywnymi i schizofrenia, która zwykła się zaczynać właśnie u progu formalnej dojrzałości. Należy zatem przeprowadzić wnikliwe badania, aby wykluczyć ten proces.

– Czy zdarza się, że nietypowe reakcje lub niezrozumiałe dla siebie zachowania dziecka rodzice nazywają histerią?

– Jeżeli tak to ujmują, to znaczy, że nie znają swojego dziecka. W słowie „histeria” zawiera się ładunek emocjonalny i dezaprobujący, nawet obraźliwy. Współczesna psychiatria unika tego terminu. Rodzicom tłumaczymy, że dziecko nie ma „humorów” ani złej woli, że jego stan nie wynika z przemyślanej strategii wobec otoczenia, a jest przypadłością, która zdarza się różnym ludziom w różnym wieku – od dzieciństwa do późnej starości i wymaga leczenia farmakologicznego skojarzonego z psychoterapią.

– Jaki skutek odnosi terapia?

– Leczenie depresji dziecięcych jest zadaniem wdzięcznym. Wyraźną poprawę osiąga się stosunkowo szybko. O rezultatach terapii decyduje m.in. wczesne rozpoznanie choroby oraz nowoczesne, w pełni bezpieczne, nietoksyczne leki. Można je przyjmować w domu. Leczenie szpitalne nie zawsze jest konieczne. Decyzja o nim zawsze musi uwzględniać dobro pacjenta.

Hospitalizacja jest wskazana w przypadkach nasilonej depresji, prób samobójczych, braku zrozumienia i współpracy ze strony rodziców.

Powodzenie leczenia w dużej mierze zależy od rodziców, z którymi czasami mamy kłopoty większe niż z małym pacjentem. Dorośli ulegają bowiem myślowym stereotypom i mitom, które przełamujemy poprzez edukację. Postawa rodziców jest fundamentem powodzenia w leczeniu dziecka.

– Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiała Anna Jęsiak