Mimowolne moczenie nocne, które medycyna zwać zwykła enurezją, to nie tylko problem dziecka. To problem całej rodziny. I nie tylko dlatego, że trzeba niemal codziennie zmieniać dziecku pościel, prać ją, znosić coraz mniej przyjemny zapach nasączonego moczem materaca. To problem całej rodziny także dlatego, że najczęściej właśnie w rodzinie należy szukać przyczyn tej przypadłości i konieczna jest współpraca wszystkich jej, by temu zaradzić.

 

Po pierwsze powiedzmy sobie wyraźnie, co to jest enurezja. Otóż o zjawisku tym mówimy, gdy zdrowe dziecko – a więc niecierpiące na zaburzenia funkcji zwieracza pęcherza moczowego, zakażenia dróg moczowych i inne schorzenia urologiczne – dziecko, które ukończyło pięć lat moczy się nocą średnio dwa razy w miesiącu. Jeśli zdarza się to maluchowi niemającemu jeszcze pięciu lat, nie mówimy o moczeniu nocnym i nie robimy z tego problemu.

Natomiast jeśli dziecko ma ponad pięć lat i moczy łóżeczko co kilka tygodni, a nawet częściej – to jest problem, ale nie problem nie do rozwiązania. Po pierwsze nie wolno nam na takie dziecko krzyczeć, zawstydzać go ani w żaden inny sposób szykanować. Bardzo często podłożem moczenia nocnego jest stres, powiększanie go musi więc pogorszyć sytuację, miast ją poprawić. A po drugie z takim dzieckiem należy jak najszybciej zgłosić się do lekarza. On jedynie potrafi stwierdzić, czy mamy do czynienia z problemem urologicznym, czy też z rzeczywistą enurezją. On też zaleci stosowne leczenie farmakologiczne, bo leki na szczęści są, i to skuteczne, oraz nauczy specjalnego treningu pęcherza moczowego mającego na celu poprawę jego funkcjonowania. I na pewno przy pierwszej wizycie pouczy rodziców bądź opiekunów dziecka, że metoda leczenia nie opiera się na ganieniu po nocnej wpadce.

Reklama

 

Poza leczeniem, tym przez duże L, również rodzina – jak wspominałem – ma swą istotną rolę w terapii enurezji. Należy choćby wpłynąć na zmianę dotychczasowych nawyków młodego pacjenta: oduczyć go picia tuż przed snem, ograniczyć płyny (ale nie eliminować ich całkowicie) w godzinach popołudniowych (zwłaszcza wieczornych) i zredukować globalnie spożycie przeróżnych coli i napojów cytrusowych – także w ciągu dnia.

Dzięki temu prostemu zabiegowi sukces osiągamy w ponad połowie przypadków po 2–3 tygodniach, a więc jeszcze przed wdrożeniem leczenia farmakologicznego, które w takich razach często okazuje się zbędne.

Pomocne bywa stosowanie – oczywiście pod pretekstem zabawy – tzw. dzwoniącej maty czy dzwoniących spodenek. Tylko jedna czwarta dzieci nie poddaje się tej metodzie.

By skrócić okres domowej terapii lub gdy ona zawiedzie, stosuje się – oczywiście na zlecenie lekarza – odpowiednie leki. Obecnie doskonałą opinią cieszy się kuracja desmopresyną. Można ją podawać doustnie lub donosowo, a preparat – aplikowany prawidłowo – nie daje w zasadzie żadnych efektów ubocznych. A nawet jeśli dziecko – w końcu małolat – przedawkuje, grozi to jedynie nadmiernym zatrzymaniem wody w organizmie. Niekiedy, by osiągnąć szybszy efekt, ale także w przypadkach z tak zwanym parciem naglącym, gdy dziecko nie zdąża do łazienki, bo czas między sygnałem o pełnym pęcherzu a początkiem jego niekontrolowanego opróżniania jest bardzo krótki podaje się jednocześnie środki zmniejszające parcie na mocz. Najczęściej z grupy preparatów antycholinergoicznych. W takich przypadkach podawanie desmopresyny jest zbędne. Ale te problemy pozostawmy lekarzowi. My musimy naszego podopiecznego, w tym także – to uwaga istotna dla chętnie pastwiącego się psychicznie nad młodszym starszego rodzeństwa – brata czy siostrę, otoczyć w tym trudnym (zwłaszcza przecież dla niego) okresie ciepłem, miłością, nie narażać na stres. Bo jakże często u podstawy piramidy przyczyn moczenia nocnego leżą domowe awantury.

 

Grzegorz Markowski