Aby się swobodniej znaleźć w świecie trudnych do precyzyjnego określenia pojęć – powinniśmy obłaskawić temat przez przybliżenie jego genezy i dziejów. Przy czym pozostanie chyba w świecie nierozwikłanej tajemnicy fakt, że zgadzając się z irracjonalnością oddziaływania zjawisk, ulegamy jej z wszystkimi psychofizycznymi skutkami.

 

Zajrzenie do jakiejkolwiek popularnej encyklopedii wyjaśni nam, że fobia (z greckiego: fobos = strach, obawa) to uporczywy, chorobliwy lęk przed określonymi zjawiskami albo przedmiotami. W potocznym rozumieniu może to jednak być irracjonalne uprzedzenie do czegoś, niekoniecznie wywołujące stan chorobowy i jego fizjologiczne przykrości (pot, bicie serca, suchość w ustach itp.).

Lęk zaś to stan emocjonalny jako szczególna forma strachu w obliczu niewyraźnych sygnałów niebezpieczeństwa. Oddziałuje szkodliwie na zdrowie, charakter człowieka, ogranicza zdolność do pracy. Pojęcia lęku używa się niesłusznie dla oznaczeń fobii. Występując w różnych zaburzeniach psychicznych, w nerwicach i wielu zespołach psychopatycznych, zazwyczaj pojawia się nagle, trwa krótko i mija.

Obsesja (z łac. obsessio = zamknięcie, oblężenie, uciskanie), często nazywana też natręctwem, to myśl lub czynność pojawiająca się uporczywie. Jest objawem psychonerwicy i manifestuje się irracjonalnym poczuciem przymusu do uporczywego myślenia i czynności, mimo świadomości ich bezsensu. Jest to przejaw zaburzeń nerwicowych, czasem głębokich schorzeń psychicznych.

Objawowo i skutkowo spokrewnione, wymienione tu schorzenia traktowane bywają w potocznym znaczeniu wymiennie. Nie mogą być bagatelizowane jako swego rodzaju uprzedzenie do przyczyn zjawiska i wymagają troskliwej i zróżnicowanej psychoterapii.

Reklama

 

Istnieje nieugruntowany pogląd, że każdy człowiek nosi w sobie elementy wymienionych tu schorzeń i w rozmaitych wymiarach ulega swoiście określanemu pojawianiu się fobii, lęku, obsesji, które mają tyle przyczyn, ile istnieje idei, osobowości i przedmiotów.

Stąd z imiennych ich pojęć – obok najpopularniejszych, jak klaustrofobia, agorafobia, akrofobia, ksenofobie – można złożyć cały słownik, miejscami brzmiący dziwacznie, a nawet rozśmieszająco. Nie osłabia to oczywiście powagi tej uciążliwej dewiacji psychicznej, czymkolwiek byłaby wywołana.

Leksykalnego członu „fobia” w medycznym jego sensie użył po raz pierwszy twórca rzymskiej encyklopedii Celsus (I w. n.e.) w terminologicznym złożeniu „hydrofobia” dla oznaczenia lęku przed wodą. Jednakże już Hipokrates (V–IV w. p.n.e.), nie używając tego terminu, który w psychiatrycznej literaturze pojawił się dopiero w XIX w. (!), opisał stan psychiczny niejakiego Nikanora, który wpadał w przerażenie na dźwięk fletu, Damokles zaś miał nieokreślone wizje i odczuwał osłabienie, kiedy znajdował się blisko przepaści albo najmniejszego nawet mostu.

Powszechne dzieje kultury przyniosły w ciągu wieków takie mnóstwo rzeczywistych bądź wymyślonych wiadomości o tych „starszych od rozumu” zachowaniach człowieczych, że można by z nich złożyć całą bibliotekę anegdot.

Picasso panicznie bał się strzygącego włosy fryzjera; bojący się otwartej przestrzeni Pascal chodził blisko ścian domów; prócz agorafobii Prus odczuwał brontofobię (lęk przed piorunami), uciekał w domowe zakamarki, wtulał głowę w poduszkę i jęczał ze strachu; Matejko bał się ciemności, Andersen nosił zawsze zwój sznura, aby móc się spuścić z mogącego stanąć w płomieniach domu; Freud odczuwał paniczny lęk przed podróżami, podobnie jak królowa Elżbieta I.

Fobie więc często wywoływały uśmiech, bywały przedmiotem żartów, spotykały się z wyrozumiałością.

Wcale te śmiesznostki nie umniejszają – jak już powiedziano – powagi schorzeń, choćby były wymysłem, co samo z siebie jest już schorzeniem.