Dziennikarka Polsatu i Polsatu Sport, piękna i elegancka kobieta. Jedna z nielicznych kobiet w męskim świecie dziennikarstwa sportowego.

 

Bardzo dużo Pani pracuje, ma Pani dyżury także w weekendy. Jak się Pani regeneruje po takich ciężkich dniach?

Pracujemy na trzy zmiany, czasem jest to poranek, czasem popołudnie lub wieczór. Pracujemy w systemie grafikowym z tygodnia na tydzień. Mam dwa dni wolne w tygodniu. Śmieję się, że weekend wypada mi na przykład w poniedziałek i czwartek, ale to taka specyfika pracy. Czasem może to przeszkadzać, zwłaszcza latem, gdy brakuje wolnych weekendów, bo znajomi gdzieś wyjeżdżają, a ja idę do pracy… Ale to już jest mój wybór. A regeneracja? Mam takie swoje miejsce, dokąd wyjeżdżam, bo tam się najlepiej czuję, tam się regeneruję.

Reklama

 

Czy ma Pani jakieś drobne przyjemności, które poprawiają Pani humor?

Miewam złe humory, i jeżeli jestem na przykład zła na kogoś, to wolę to wykrzyczeć, wyrzucić z siebie. Nie jestem osobą, która chowa głęboko urazy i czeka na odpowiedni moment – chociaż czasem powinno się taką taktykę przyjąć. Ja tak nie potrafię, muszę to od razu z siebie wyrzucić, czuję się wtedy oczyszczona. Lubię pójść do kina, do teatru, na spacer, pojeździć na rowerze – to sprawia mi przyjemność.

 

Czy lubi Pani się ruszać? Czy uprawia Pani amatorsko jakiś sport?

Nie jestem jakoś szczególnie aktywną osobą. Wyjeżdżam dwa razy do roku na narty, jeżdżę na rowerze, ale jakoś nie mogę się przekonać do siłowni. Już tyle podejść robiłam i wciąż podchodzę do tego jak do jeża. Trochę mi z tym „nie po drodze”. Mam orbitreka w domu, wstawiłam go miesiąc temu. Pomyślałam, że jak będę miała go u siebie, to będę musiała z niego korzystać, nie zrobię z niego wieszaka na ubrania. I postawiłam go w takim miejscu, że ubrań tam nie wieszam (śmiech). Niestety, nie do końca to się sprawdza tak, jak bym chciała. Miałam ćwiczyć rano i wieczorem, niestety tego nie robię…

 

Czy kiedykolwiek stosowała Pani jakieś diety? A jeśli tak, to czy były one skuteczne?

Przechodziłam chyba przez wszystkie diety i to już od najmłodszych lat, bo razem z mamą wszystko przetestowałyśmy. Obecnie od dłuższego czasu jestem na dietach pudełkowych 1000, 1200, 1500 kalorii, 5 posiłków dziennie. I to mi bardzo odpowiada, ponieważ nie gotuję, a dostaję już przygotowane posiłki. Czasem wstaję do pracy o godzinie 4.00, czasem idę na 10.00, a kończę o 23.00. Szkoda mi wolnego czasu na gotowanie Przy moim trybie życia tego typu diety sprawdzają się najlepiej.

 

A czy to nie są zbyt niskokaloryczne posiłki dla tak aktywnej i ciężko pracującej osoby?

Nie, ja się dobrze po tym czuję. Nie odczuwam ani jakiegoś zmęczenia, ani osłabienia. To się u mnie sprawdza. Jem także dużo warzyw i owoców. Żeby mi się ta dieta nie znudziła, muszę ją sobie urozmaicać. Nie ma co ukrywać, jestem trochę niewolnikiem wagi. Do tego mam niedoczynność tarczycy, więc metabolizm drastycznie mi spada i jeżeli nie podejmuję wystarczającej aktywności fizycznej, to muszę to nadrabiać dietą. Głodówki nie są dla mnie. Nie potrafię w ogóle nie jeść – jestem hedonistką, traktuję jedzenie jak przyjemność.

 

Hasło „zdrowie na talerzu” jest Pani bliskie?

Dbam o zdrowie i stosuję zbilansowaną dietę. Jest tak ułożona, abym nie jadła laktozy i glutenu. Robiłam sobie badania genetyczne, które wykazały, że jestem jedną z niewielu osób, która powinna jeść więcej węglowodanów niż przeciętny człowiek. Od dawna prawie nie jem mięsa. Nie ze względów ideologicznych, ale po prostu kiedyś sobie wymyśliłam, że jeśli nie będę jeść mięsa, to schudnę. Okazało się to kompletną bzdurą, bo zamieniłam mięso na soję, a przy niedoczynności tarczycy nie wolno mi jej spożywać… Od czasu do czasu sięgam więc po mięso. Nie wzbraniam się przed nim – jeżeli czasem mam ochotę, to zjadam kaczkę czy kawałek polędwicy, ale to jest raz albo dwa razy w miesiącu.

 

Czy ma Pani jakieś hobby?

Nie ma co ukrywać – sport jest moim hobby. Może nie jestem największym ekspertem sportowym, ale zaczynam poranek od przejrzenia sportowych stron internetowych. Nadal jestem fanką gazet papierowych i czytam je zawsze od końca, od stron sportowych.

 

Jakie jest Pani życiowe motto?

Po prostu – głowa do góry i do przodu!

 

Rozmawiały: Małgorzata Suchocka i Katarzyna Uczyńska-Ufnalska

 

Poradnik Zdrowego Człowieka

ZOBACZ WIĘCEJ WYWIADÓW