Ma niezwykle szerokie działanie, którym obejmuje: przewód pokarmowy, drogi żółciowe, wątrobę, nerki i skórę. Działa rozkurczowo na mięśnie gładkie jelit, przewodów żółciowych i zwieracz Oddiego, regulujący dopływ żółci i soku żółciowego do dwunastnicy, wzmaga także wydzielanie soku żołądkowego, poprawia apetyt i trawienie, jest środkiem wiatropędnym ułatwiającym bezbolesne odejście gazów, co nie jest bez znaczenia u małych dzieci, młodzieży i osób starszych cierpiących na atonię jelit. Ważne jest również działanie żółciopędne i żółciotwórcze kminku, a także moczopędne i bakteriobójcze. Aktywne związki zawarte w olejku eterycznym trudno rozpuszczają się w wodzie, z tego też względu zalecam od wielu lat stosowanie kminku w postaci sproszkowanej – pisze Gułajski.

Praktyk ten, powołując się na piętnastoletnie doświadczenia zaleca, by przyjmować go razem z majerankiem. Najlepiej jest sproszkować kminek z majerankiem w proporcji objętościowej jeden do jednego. Proszkować należy oddzielnie, w młynku do kawy, a następnie oba składniki wymieszać i przechowywać – nie dłużej niż pięć dni – w szczelnie zamkniętym słoiku. Preparat należy stosować trzy razy dziennie po pół łyżeczki po jedzeniu – pożuć i popić wodą – radzi.

We wszystkich opracowaniach podkreśla się także, że kminek pobudza wydzielanie mleka i zaleca go karmiącym matkom. Mleko matki staje się jeszcze lepsze, a dziecko doskonale trawi i ma spokojny sen – zapewniają praktycy.

Ciasto kminkowe stanowiło jedną ze stałych pozycji wiktoriańskich podwieczorków, ale sama roślina znana była już przed pięcioma tysiącami lat. Arabowie i Egipcjanie nazywali ją „karawaya” i cenili wysoko, nadal zresztą jest składnikiem codziennej kuchni Środkowego Wschodu. Kto pierwszy wpadł na pomysł sporządzenia kminkówki, źródła nie podają.

Kminek to prastara słowiańska przyprawa do mięsa, pieczywa i serów, częściowo wyparta dziś przez rozpowszechniony koper ogrodowy – pisze w książce „Ziołolecznictwo i leki roślinne” dr Jan Muszyński, w latach czterdziestych profesor Wydziału Farmaceutycznego Uniwersytetu w Łodzi. Zaś miesięcznik „Wiadomości Farmaceutyczne” (listopad 2001) przytacza taką jego opinię: To, co lud na zasadzie wielowiekowego doświadczenia i obserwacji uważa za taki lub inny lek, w olbrzymiej większości wypadków jest trafne. Jedynie współczesna nieznajomość roślin ze strony lekarzy spowodowała zlekceważenie tych środków, którym nadano pogardliwą nazwę „babskich leków”. Wierzę, iż nastąpi znów czas, gdy zlekceważonym ziołom przywrócimy należne im miejsce w terapii.

 

Wiesława Kwiatkowska