Do Europy miłorząb sprowadzono w XVIII w., ale poważnie zajęto się nim wtedy, gdy wyszło na jaw, że przeżył wybuch jądrowy w Hiroszimie i Nagasaki. Jako pierwszy do praktyki medycznej wprowadził go w 1965 r. niemiecki lekarz i farmaceuta Willmar Schwabe, a gruntownym badaniom poddał go w latach 1980–1997 Francis V. De Fendis, także lekarz-farmaceuta. Właściwości lecznicze miłorzębu okazały się tak rewelacyjne, że zachwyt nad nimi trwa do dziś.

 

Bo też jest to imponujące drzewo. Osiąga wysokość 30–40 metrów, średnicę 4,5 m (na wysokości 1,3 m), a żyć potrafi nawet dwa tysiące lat! W ojczystych Chinach i Japonii nazywane jest wskutek tego żywą skamieliną, sięga wszak ery mezozoicznej.

Reklama

 

Liście ma duże, 5–8 cm szerokości, kształtem przypominające japoński wachlarz, owoce żółte, podobne do śliwki, ale jadalna jest tylko pestka. Pestki miłorzębu od wieków stosowane były jako afrodyzjak („dodają sił w podbrzuszu”), a ich publiczne spożywanie wskazywało na gotowość seksualną. Dziś wiadomo, że miłorząb pobudza produkcję tlenku azotu, czyli tego związku, który jest wykorzystywany przy produkcji Viagry. Ponieważ jednak nadmiar tlenku azotu prowadzi do uszkodzeń naczyń krwionośnych, stosowanie naturalnych wyciągów z miłorzębu wydaje się bardziej wskazane. Szczególnie że pomagają one także utrzymać młodość.

Substancje czynne zawarte w liściach miłorzębu to „wymiatacze” wolnych rodników, które są główną przyczyną starzenia się skóry, powstawania raka i wielu chorób. Zwalczając wolne rodniki, wpływają na utrzymanie właściwego poziomu cholesterolu i chronią układ sercowo-naczyniowy. Ale najbardziej cenione są jego właściwości poprawiające pracę mózgu. Byłoby karygodnym uproszczeniem twierdzić, że dzieje się tak dlatego, bo miłorząb poprawia krążenie oraz chroni komórki śródbłonka, więc krew raźniej krąży i lepiej dociera do wszystkich komórek. Czynnych bowiem substancji o unikatowych właściwościach zawiera tak wiele, że dopiero wspólnie tworzą leczącą siłę.

Farmaceuci umieją wyizolować określoną substancję i użyć jej do sporządzenia leku, ale to nie to samo, co połączenie substancji stworzone przez naturę. Wyciągi z tej rośliny poprawiają przepływ krwi tętniczej, lepkość osocza krwi, że zaś równocześnie dobroczynnie wpływają na elastyczność skóry, znalazły szerokie zastosowanie w kosmetyce. Wspierają centralny układ nerwowy i wrażliwość receptorów na działanie serotoniny, zwanej „hormonem szczęścia”, a także ułatwiają transport dopaminy, tak ważnej dla koordynacji ruchu i napięcia mięśniowego. To właśnie dzięki temu pamięć się poprawia i wzrasta umiejętność skupiania się na określonym temacie, czyli wspomaga uczenie się, a więc rozwija zdolności intelektualne. Dlatego stosowany jest do leczenia lub spowolniania procesów demencji zarówno u osób starych, jak i cierpiących na stwardnienie rozsiane oraz przy chorobie Alzheimera, szczególnie w jej początkowym stadium.

„Przyjmowanie preparatów z miłorzębu przez osoby z zaburzeniami krzepliwości krwi lub stosujące leki zmniejszające agregację płytek (np. aspiryna) powinno przebiegać z zachowaniem szczególnej ostrożności. Istotna jest również niska zawartość szkodliwych kwasów ginkgolowych, które są alergenami i mogą wywoływać alergię kontaktową, szczególnie skórną. Zbadano, że kwas ten występuje głównie w łupinie nasion; a w liściach miłorzębu znajduje się w śladowych ilościach. Zgodnie z wymogami bezpieczeństwa ich zawartość w preparatach nie może przekraczać 5ppm” – pisze dr Lidia Laudel. A Tymoteusz Andrearczyk dodaje, że wielką wagę do miłorzębu przykładał Johann Wolfgang Goethe. Ciekawa to sprawa, bo ten wielki niemiecki poeta uczony był także gnostykiem i w roślinach dostrzegał działanie – można powiedzieć – duchowe. To znaczy takie, które służy uzyskaniu harmonii wewnętrznej, połączeniu sprzeczności i wzniesieniu się ponad nie – a tak definiuje on zdrowie. Ponieważ zaś czas przekonania, że posiadamy tylko pięć zmysłów minął – nikt już np. nie przeczy istnieniu telepatii i intuicji – warto wziąć pod uwagę przemyślenia mędrca, bo kto wie, jak działa nasza psychika? Na pewno jest to lepsze, niż przyjmowanie na wiarę tłumaczenia, że wyleczenie, które nastąpiło wbrew medycznym diagnozom, to wynik autosugestii.

 

Wiesława Kwiatkowska