Jak być cięciwą i łukiem.

 

1.

Dziecko zawsze pragnie, żeby mama była szczęśliwa. Zwłaszcza dziecko wchodzące w dorosłość albo już dorosłe.

Pragnie, żeby na jej twarzy gościł uśmiech;

żeby miała swoich przyjaciół, sąsiadki, znajome;

żeby dbała o zdrowie, jak najdłużej była sprawna;

żeby była aktywna i zdrowo się odżywiała;

żeby miała jakieś cele, jakieś swoje sprawy.

Bo wtedy... dziecko może spokojnie żyć. Może mieć własne życie, może wyjechać, zostać księdzem, wyjść za mąż, urodzić dziecko, iść na studia...

Przecież rodzice powinni być łukiem i cięciwą, które wypuszczają w świat dziecko – strzałę.

Żeby zapewnić szczęście swoim dzieciom, trzeba pracować nad sobą, żeby być lepszym łukiem...

Reklama

 

2.

Jak mało kobiet matek, tkwiących w toksycznych związkach, ma uśmiech na twarzy... Co druga żona alkoholika leczy się przecież na depresję. Sporo zaczyna popijać z mężem. A kobieta uzależnia się błyskawicznie (najczęściej potrzebuje na to zaledwie 3 lat). Jeśli nawet sama się nie uzależni, dopadają ją skutki współuzależnienia, nerwica, beznadziejne, jałowe życie, brak wiary w przyszłość, negatywne myślenie.

Kobiety są bowiem mistrzyniami adaptacji, potrafią się przyzwyczaić do najgorszych warunków. Trwając w codziennej beznadziei, czekają na cud, na pomoc Boga, który sprawi, że mąż nagle przestanie pić, albo same próbują kontrolować rozwój jego uzależnienia. Siłę znajdują w mantrze „pomyślę o tym jutro”. I tak mijają lata.

Tymczasem nic się samo ani w czarodziejski sposób nie zmieni. Będzie coraz gorzej, bo uzależnienie jest chorobą postępującą, a faza chroniczna nałogu niesie ze sobą choroby, utratę uczuć wyższych, agresję albo zobojętnienie, picie codziennie lub wielotygodniowymi ciągami – wtedy alkohol staje się jedynym celem w życiu.

Jeśli kobieta cały czas służyła mężowi i rodzinie, zajmowała się zmuszaniem go do niepicia i budowała pozory „normalnej rodziny” – nie zbudowała nic swojego, nie brała odpowiedzialności za siebie. Nie ma pomysłu, co robić. Uwiesza się wtedy na dzieciach ze swoją depresją i trzyma je przy sobie, bo jest nieszczęśliwa, nie ma własnego życia, nie ma koleżanek i oczekuje, że ktoś się nią zajmie albo znajdzie za nią sens jej życia.

Albo narzuca się z chęcią pomocy, wzbudza poczucie winy, bo... nie chce być sama i samotna z mężem w chronicznej fazie nałogu, którego nic nie obchodzi. Zostaje bezradna, w depresji, skwaszona, znerwicowana, bez koleżanek, bez celów, bez zainteresowań, z zaniedbanym zdrowiem, użalająca się nad swoim losem, spragniona docenienia za swoje poświęcenie, manipulująca... Brrrrrr...

A jej dorastające lub dorosłe dzieci – ogromnie cierpią, bo chcą jakoś pomóc, a nie mogą. Wiem o tym doskonale – pracuję z DDA. Miotają się pomiędzy chęcią zaangażowania się bez reszty we własne życie a bezskutecznymi próbami poprawy nastroju swojej matki.

 

3.

Dlatego trzeba pamiętać o tym, żeby być kobietą matką odpowiedzialną za siebie i za swoje wybory życiowe.

Osoba odpowiedzialna rozwiązuje problemy.

Osoba odpowiedzialna dba o zaspakajanie swoich potrzeb, bo wie, że gdy o nie sama nie zadba, to nikt się nie domyśli, że je ma, i nikt ich za nią nie zaspokoi.

Osoba odpowiedzialna broni swoich granic. Zamiast potakiwania – zaczyna mieć swoje zdanie. Zamiast potulności i biernego posłuszeństwa zaczyna – świadomie realizować swoje potrzeby.

Osoba odpowiedzialna dba o zdrowie i kondycję fizyczną, podejmuje własne decyzje i wyznacza sobie kolejne cele, do których konsekwentnie dąży.

Osoba odpowiedzialna umie porzucić bezmyślne powtarzanie rutynowych zajęć, które nigdy nie mają końca, na rzecz realizacji osobistego „projektu” dającego poczucie spełnienia, sukcesu i uznania z zewnątrz, nawet na rencie czy emeryturze.

 

4.

A wtedy dorosłe dziecko robi „Ufffff…” i może spokojnie wyfrunąć w świat, bo wie, że mama sobie sama poradzi.

 

Joanna Kołodziejczak

{ivrelatives}