Człowiek nie jest stworzony do pracy. Przecież ona go męczy.

(stare angielskie porzekadło) 

 

Na uzależnienie od pracy narażeni są ludzie wybitnie uzdolnieni i pracowici, którzy wcześnie osiągają sukces i są nań niejako skazani. Większości z nich wydaje się, że panują nad sytuacją, tymczasem już wpadli w pułapkę, z której bardzo trudno jest się wydostać.

Pracoholizm to pogoń czy ucieczka? Czy to taki sam nałóg jak alkoholizm, narkomania, uzależnienie od nikotyny? Tyle że nałóg bardziej szlachetny?

 

Służba, pasja i choroba

Psychologowie twierdzą, że nie każdy kto spędza kilkanaście godzin za biurkiem, jest pracoholikiem. Wśród uzależnionych od swojego zawodu są bowiem tacy, których odgórnie obarcza się zbyt wieloma obowiązkami. Tym praca ponad miarę nie sprawia przyjemności. Drugą grupę stanowią pasjonaci czerpiący z pracy satysfakcję. Nie męczą się, nie ścigają się z terminami, nie pracują dla pieniędzy. Pozostali to pracoholicy. O ich nałogu świadczą absurdalnie wysokie koszty, jakie ponoszą. Tracą kontakt z otaczającym światem, przyjaciół, rodzinę. Praca staje się sensem ich życia, nadrzędnym celem. Nie potrafią pójść do kina, czytać książki, wyjechać za miasto... Bywa i tak, że umieją rozmawiać tylko na zawodowe tematy. Zapominają o jedzeniu, wypoczynku, żonie i dzieciach. Poczucie winy przegrywa z satysfakcją z dobrze wykonanego zadania.

 

Lek zamiast terapii

Psychoterapeuci porównują pracoholików do pędzącego po niewłaściwym torze pociągu. Ich leczenie jest bardzo trudne. Problem nie tkwi bowiem w tym, by rozgrzaną maszynę zatrzymać, lecz wprowadzić ją na właściwy tor. Musi jechać wolniej, rozsądniej, ekonomiczniej, tak by jej było lżej, a pasażerom przyjemniej.

– Uzależnionym najtrudniej zachować umiar, właściwe proporcje – twierdzi Andrzej Samson, znany psychoterapeuta. – Najpierw trzeba zdać sobie sprawę z własnej choroby. Tę jednak początkowo zauważają tylko bliscy pracoholika. On sam nie widzi degenerujących skutków swojego uzależnienia. Do lekarza zgłasza się z żądaniem zaordynowania środków przeciwbólowych, nasennych, uspokajających. Skarży się na nerwowość, bezsenność, arytmię serca, wyczerpanie, bóle żołądka... A przy tym, żeby rozładować napięcie, sięga po alkohol, nierzadko po narkotyki, by podnieść możliwości zwiększenia wysiłku organizmu.

James I. Kepner w jednej ze swoich książek pisze: „Niektórzy ludzie nie potrafią ustalić momentu osiągnięcia pełnej satysfakcji i nie wiedzą, kiedy mają już dość...” Uświadomienie sobie tego daje nadzieję na zmianę postępowania. Następstwem tej refleksji powinno być wyznaczanie nowych krótko- i długoterminowych celów, regularny odpoczynek, wygospodarowywanie czasu na coś, co sprawia przyjemność. To podstawy zdrowego podejścia do problemu pracoholizmu. Może nie zapewni to wysokiej lokaty na liście „100 najbogatszych”, ale z pewnością da odrobinę szczęścia.

 

Nieszczęśliwi wybrańcy

Sopocka Pracownia Badań Społecznych na podstawie przeprowadzonych badań dowiodła, że zjawisko pracoholizmu związane jest z rodzajem pracy. Nałogowych pracoholików najczęściej spotkamy w takich zawodach, jak: dziennikarz, polityk, menedżer, lekarz czy copy writer. Udowodniono także, że bardziej podatni na uzależnienie od pracy są ludzie do 33 roku życia, pnący się po szczeblach kariery, stawiający wszystko na jedną kartę, ryzykanci. To oni włączają się w tzw. wyścig szczurów o stanowisko, stołek, premię. Na wygórowane wymagania pracodawców odpowiadają: ludzie młodzi po studiach, osoby z kilkuletnim stażem, osoby ze znajomością dwóch języków obcych, umiejętnością obsługi komputerów, dyspozycyjni, lojalni, kreatywni i bez zobowiązań. Wszyscy z nich są początkowo świetnymi pracownikami, wykazującymi ogromne zaangażowanie. Przeistoczenie się najlepszych pracowników w pracoholików może być niezauważalne.

 

Przyczyna i skutek

Fizjologowie, nazywając pracoholizm nałogiem, uważają, że jego przyczyny tkwią w genie uzależnień. Gen tego typu znajduje się w organizmie każdego człowieka, jednak dopiero uaktywniony wywołuje chorobę.

Bardziej złożony obraz widzą psychologowie. Według nich pracoholizm jest wyrazem deficytu w życiu osobistym. To ucieczka głównie od problemów małżeńskich, nieudanych związków. Potęguje go uczucie samotności i brak miłości. Równowagę emocjonalną zachowują tylko dzięki temu, że są doceniani na gruncie zawodowym. Sprzyjają temu zwłaszcza wymierne efekty ich pracy, takie jak zwiększanie obrotów, sprzedaży i zysków. Budują więc poczucie własnej wartości na osiągnięciach zawodowych. Znaczenie mają tu również korzyści ekonomiczne, ale uznanie i pochwała z ust szefa sprawia, że pracoholik gotów jest poświęcić się nawet dla idei.

W Polsce zjawisko pracoholizmu jest stosunkowo nowe. Rozwija się jednak niebywale szybko, a tzw. wyczerpanie materiału następuje już po 3–4 latach, najczęściej u szczytu kariery. W Stanach Zjednoczonych pracoholik kierowany jest na leczenie; u nas eksploatowany jest do granic fizycznych możliwości. Znawcy problemu są zdania, że grozi nam to, co w Japonii nazywa się karoshi, czyli śmierć z przepracowania.

 

Małgorzata Szymańska