Rozmowa z dr. hab. med. Markiem Moskałą, kierownikiem Kliniki Neurochirurgii i Neurotraumatologii CM UJ.

 

– Śpiączka – w języku łacińskim coma – znaczy: głęboki sen...

– ...a ten głęboki sen, a ściślej: brak świadomości siebie i otoczenia może wynikać z patologii lub być wywołany leczeniem farmakologicznym.

– Podobieństwo zewnętrzne obu stanów uderza.

– To prawda. I tu, i tu chory jest bez kontaktu z otoczeniem. I tu, i tu muszą być wdrożone (z pomocą specjalistycznej aparatury) określone czynności medyczne, takie jak między innymi sztuczna wentylacja organizmu, wyrównanie zaburzeń metabolicznych i elektrycznych, podtrzymanie procesów oddychania, krążenia i żywienia. Różnice? Najbardziej chyba uwydatniona jest ta, że ze śpiączki patologicznej nie da się – tak jak z normalnego snu – chorego wybudzić, jak to się czyni w śpiączce farmakologicznej. Tę ostatnią na ogół (choć zależy to na przykład od tego, czy organizm jest młody, czy stary) utrzymujemy – przy uważnej kontroli ciśnienia śródczaszkowego, przestrzeganiu parametrów mózgu – około dziesięciu, czternastu dni.

– Coma jest – przeważnie – stanem niepamiętania niczego...

– Choć odmienny stan świadomości, ów „sen” bywa bardzo różny. Możemy na przykład spotkać się ze snem płytkim, takim, gdzie pacjent zachowuje odruchy (najczęściej ów stan obserwujemy w śpiączkach spowodowanych urazami głowy, gdy został uszkodzony lub ograniczony twór siatkowy, czyli fragment pnia mózgu, który reguluje procesy zachodzące w różnych częściach ośrodkowego układu nerwowego, aktywuje działalność człowieka). Śpiączka może być też głęboka i długotrwała, nawet do końca życia pacjenta. Albo może przejść w stan tak zwanego mutyzmu. I wówczas chory – żyjąc w swoim własnym świecie, odczuwając w jakiś sposób ból – z nikim się słownie nie podzieli przeżyciami, a uporczywie milczy – choć nie ma uszkodzonych ośrodków mowy. Jego bliscy – bywa że czasem i lekarze – o tych wewnętrznych przeżyciach „dowiadują się” jedynie wtedy, gdy dostrzegą mrugnięcie powieki chorego, łzę spływającą po jego policzku lub usłyszą dziwny pomruk.

– Pewnie wyrażający emocje.

– Reakcje u każdego chorego mogą być inne, bo różne są zaburzenia, uszkodzenia mózgu. Jedno jest pewne: to, że chory jest nieprzytomny, że leży jak kłoda, że ma zamknięte oczy i milczy jak grób, wcale nie znaczy, że nic nie czuje! On może odczuwać nie tylko większy lub mniejszy ból, ale i smak, i zapach, i ciepło czy zimno. Bo jeśli „pracuje” choćby tylko fragment mózgu, to ten odbiera bodźce przekazywane poprzez nerwy zmysłowe...

– Jak ocenia się głębokość śpiączki?

– Badaniem reakcji na ból, na działanie bodźców. Źrenice pacjenta też podpowiadają wiele. Rzecz jednak w tym, że dokładnych pomiarów głębokości śpiączki, także i owego odczuwania chorego mógłby dokonać jedynie odpowiedni detektor, specjalne czujniki podłączone do mózgu. A tak wysoce wyspecjalizowanym sprzętem lekarze w szpitalach nie dysponują. Co najwyżej naukowcy w instytutach badawczych.

Mamy XXI wiek, mamy tomograf komputerowy i rezonans magnetyczny. Nasza wiedza – w dużej mierze dzięki Internetowi – otwarta jest na cały świat. A mimo to mózg dla wszystkich jest wciąż bardzo wielką tajemnicą. Proszę zauważyć: każdy z nas ma sny. Nikt do tej pory jednak nie stwierdził, że snów czy marzeń sennych jest pozbawiony człowiek znajdujący się w stanie śpiączki.

– Może być więc i tak, że u zdrowego człowieka – w wyniku jakiegoś urazu, przedawkowania leków, udaru itp. – dochodzi do patologii, która spowodowała utratę przytomności, ale nie zniszczyła ludzkich reakcji?

– Wiele lat pracuję w Klinice Neurochirurgii i Neurotraumatologii, która zmaga się z bardzo, bardzo trudnymi przypadkami chorób. I nieraz już widziałem, jak człowiek w śpiączce – u którego nie widać śladów życia ani żadnych reakcji – nagle potrafi poruszyć kciukiem czy powiekami, a nawet skręcić wzrok w stronę mu bliskiej mówiącej czy dotykającej go osoby. Dlatego uważam za nader ważne to, aby lekarze, pielęgniarki i rehabilitanci traktowali pacjentów w śpiączce nie jak warzywa – a jak ludzi zdrowych. Tyle że zamkniętych w pułapce własnego ciała.

– To tak jak w autyzmie?

– Tak. Dzięki leczeniu chory ma jednak szansę otworzyć się, wyjść ze śpiączki. Jego mózg – a ten, jak wiemy, potrafi tworzyć nowe połączenia neuronów, które mogą nawet ominąć miejsca uszkodzenia – znowu jest w stanie podjąć swoje funkcje i prawidłowo reagować. Tyle że nikt z lekarzy nie jest w stanie określić czasu, w jakim może się to wydarzyć. Tu chcę uzmysłowić, że patologia wywołana jakimś ekstremalnym wydarzeniem (uraz, nagły rozwój guza itd.) najczęściej dotyka ludzi na ogół zdrowych. Takich, którzy choć tracą przytomność (świadomość), to jednak nie mają zniszczonego mózgu.

– Tak było z czeskim narciarzem, Janem Mazochem, który po nieszczęśliwym skoku z zakopiańskiej Wielkiej Krokwi (w czasie Pucharu Świata w 2007 roku) trafił do krakowskiego szpitala, właśnie pod pana opiekę.

– Wprowadzenie narciarza z urazami mózgowo-czaszkowymi w śpiączkę farmakologiczną (w tej metodzie terapii z pomocą leków zmniejsza się na początku impulsy, bodźce zewnętrzne mogące stymulować mózg – a gdy jego obrzęk mija, to ogranicza się ilość leków na rzecz rehabilitacji polegającej między innymi na zwiększaniu stymulacji mózgu) zostało wówczas, bodaj po raz pierwszy w Polsce, spektakularnie nagłośnione przez media – mimo że my tę metodę leczenia stosowaliśmy w klinice już od wielu lat. Dlatego powiem tak: prawidłowo prowadzona rehabilitacja pacjenta w czasie śpiączki, odpowiednia stymulacja jego mózgu niepozwalająca na obumieranie komórek, może poczynić prawdziwe cuda. Sprzyjać im zaś z całą pewnością będzie troskliwa opieka osób bliskich – ich dotyk, ich czułe słowa, ich emocje mogące udzielić się choremu.

 

 

Rozmawiała Teresa Bętkowska