Paznokcie obgryza połowa świata. Maluchy, nastolatki, dorośli. Na pierwszy rzut oka sprawa jest dość błaha: ot, paskudny, nieestetyczny nawyk. Zgoda, trudny do wykorzenienia, ale przecież nie niemożliwy! Jednak, kiedy przyjrzymy się bliżej, poczytamy, co na ten temat piszą specjaliści – włos się jeży.

 

Obgryzanie paznokci nie jest li tylko niewinnym przyzwyczajeniem. To wierzchołek góry lodowej problemów, którym – dla dobra własnego dziecka – powinien uważnie przyjrzeć się każdy rodzic.

Obgryzanie paznokci ma nawet swoją pochodzącą z greki nazwę jednostki chorobowej. Słowo „onychofagia” brzmi niemal równie groźnie i brzydko jak to, co oznacza. Nawykowe obgryzanie paznokci jest sposobem na uporanie się z emocjonalnym nieporządkiem, stresem, napięciem, problemami psychologicznymi.

 

Kwestia estetyki

Pierwsze, co kojarzy nam się z obgryzaniem paznokci, to kwestia estetyki. W wyniku nieustannego gryzienia – czyli niekontrolowanego skracania, płytka paznokciowa z czasem ulega zniekształceniu. Paznokcie stają się coraz krótsze i szersze, a efekt deformacji wzmacniają odkryte opuszki palców. Brzegi płytki są nierówne, poszarpane, paznokieć rozwarstwia się. Tak więc nałogowy obgryzacz, jeśli tylko może uchwycić zębami chociaż skrawek, będzie próbował „wyrównać” wszelkie odstające strzępki.

Proces odrastania i przywracania paznokciom dawnego kształtu jest żmudny i długotrwały, ale bardzo często to właśnie argument estetyczny pozwala zmotywować osoby obgryzające do zaprzestania tej paskudnej czynności. Apel „jeśli nie przestaniesz, będziesz mieć brzydkie ręce” działa skuteczniej na dziewczynki, ale nie znaczy to, że nie należy tak przekonywać także i chłopców. Warto wtedy dodać, że długotrwale praktykowany nawyk zniekształca nie tylko paznokcie, ale i zgryz. Zaś krzywe zęby to już poważniejszy i trudniejszy do naprawienia problem.

Reklama

 

Zagrożenia zdrowotne

Kolejne argumenty za tym, że obgryzanie paznokci nie jest błahostką, brzmią już groźniej niż kwestia urody dłoni czy nawet ładny uśmiech. Nieustanny atak zębów na płytkę paznokciową narusza naturalną barierę odpornościową organizmu. Skóra ludzka, wraz z paznokciami, jest czymś w rodzaju „ochronnego pokrowca”, zaimpregnowanego dobroczynną warstwą lipidów. Permanentne żucie paznokci prowadzi do mikrouszkodzeń skóry i otwiera szeroko bramę do okołopaznokciowych zakażeń bakteriami i grzybami.

Ale to dopiero pół problemu – druga, o wiele słabiej strzeżona furtka dla infekcji mieści się w jamie ustnej. Ile szkodliwych drobnoustrojów bytuje na skórze dłoni, strach pomyśleć. Gdyby każda z tych bakterii miała wielkość piłeczki pingpongowej i śmierdziała, cóż – może łatwiej byłoby przekonać nasze dzieci do częstszego mycia rąk… A tak – argumentem staje się dopiero pierwsze zapalenie jamy ustnej, infekcja nieprzyjemna i bardzo bolesna. Gronkowce, salmonella, żółtaczka, czerwonka i lamblioza to szerszy repertuar dolegliwości, nie bez powodu znanych pod wspólną nazwą „chorób brudnych rąk”. Pleśniawki i – zwłaszcza u przedszkolaków – owsiki, stanowią tu również realne zagrożenie.

 

Trochę psychologii

To nie jest tak, że tylko my, dorośli, borykamy się ze stresami. Dzieci, nawet te całkiem małe, też mają swoje powody do niepokoju i narastającego napięcia. A są w znacznie gorszej niż my sytuacji, ponieważ nie umieją sobie z tym poradzić, a nawet ująć w słowa tego, co się z nimi dzieje. Wkładanie palców do buzi czy ssanie ich – będące przypomnieniem kojącej wszelki lęk matczynej piersi – to prosty wstęp do obgryzania małych pazurków. Takie nawyki pojawiają się w przełomowych albo trudnych dla dziecka chwilach, zwłaszcza w czasie zmian w dotychczasowych zwyczajach czy domowej rutynie.

Zmian, jak wiadomo, małe dzieci nie lubią. Czynnikiem, który wywoła odruch i ukształtuje nawyk obgryzania paznokci, może być na przykład rozstanie z mamą, która wraca do pracy po urlopie macierzyńskim, pójście do przedszkola czy do szkoły lub pojawienie się na świecie rodzeństwa.

Czasem stresem nie do opanowania okazuje się zwykła przeprowadzka. Innym razem rozpoczęcie obgryzania paznokci przez dziecko jest sygnałem, że nie radzi sobie ono z prawdziwym rodzinnym dramatem: rozwodem rodziców, śmiercią bliskiego członka rodziny.

Kiedy spostrzega się, że dziecko zaczęło obgryzać paznokcie, warto też może zrobić swoisty rachunek sumienia na temat szeroko rozumianych relacji międzyludzkich w domu. Najmłodszy członek rodziny może być często najczulszym sejsmografem notującym, że oto zaczyna się dziać coś niedobrego. Być może sami – zestresowani i zaniepokojeni czymś, co dzieje się poza domem, np. w pracy – przenosimy ten lęk i agresję na stosunki domowe? A może stawiamy dziecku zbyt duże wymagania i zamiast okazywać mu miłość, przytulać je i rozmawiać z nim jak najczęściej, wychowujemy je krzykiem i nieustanną krytyką? Dobrze jest zastanowić się nad tym szczerze i bez wstydu – łatwiej będzie pomóc dziecku, kiedy wyeliminuje się prawdziwą przyczynę obgryzania paznokci.

Jest jeszcze jedna ważna rzecz, wymieniana wśród przyczyn stresu u dzieci. I jest to temat, którego w dzisiejszych czasach nie sposób pominąć: brutalne i pełne agresji filmy i gry komputerowe. Nie zostawiajmy dziecka sam na sam z komputerem czy telewizorem, sprawdźmy, co ogląda, w co właśnie gra. To nie ma nic wspólnego z obsesyjną kontrolą czy ograniczaniem swobód. To jest normalny, odpowiedzialny proces wychowania.

Zwiększona dawka bliskości w rodzinie i rzeczowych, spokojnych rozmów nigdy nie zaszkodzi, ale nie popadajmy też w obłęd. Zanim zaczniemy obwiniać się o wszystko, łącznie z załamaniem pogody, weźmy też pod uwagę, że obgryzanie paznokci może wynikać z naśladowania innych. Dzieci często podpatrują i imitują zachowania rówieśników albo osób dorosłych. Czy przykład nie idzie z góry? A może tata też obgryza?

 

Jak przestać

Łatwiej będzie pomóc małemu dziecku, trudniej – nastolatkowi, który obgryza paznokcie już długo. Ale schemat działania w obu przypadkach jest podobny. Najpierw spróbujmy dociec przyczyny wywołującej stres i potrzebę rozładowania napięcia. To jest dla nas punkt wyjścia. U małych dzieci próbujemy działań zapobiegawczych – w żadnym wypadku jednak nie krzykiem i gwałtownym karceniem, a łagodną perswazją. Delikatnie wyjmujemy paluszki, które trafiają do buzi i przyglądamy się sytuacjom, w których tak się dzieje. Z nastolatkiem można już całkiem poważnie porozmawiać, więc jeśli przyczyna leży w szkolnych lub towarzyskich niepowodzeniach, być może będziemy w stanie coś poradzić. Można też wezwać „na pomoc” kogoś z rodziny lub znajomych, z kim starsze dziecko będzie wolało pogadać, krępując się rodziców.

Jednocześnie do dyspozycji mamy całą gamę aptecznych preparatów o gorzkim smaku, którymi można smarować dziecku paznokcie. Płyny te lub żele są bezpieczne, nietoksyczne, tyle tylko, że ich smak odstręcza małego delikwenta od wkładania palców do buzi.

Kiedy sytuacja nas przerasta, próbujmy szukać pomocy u psychologa. Na pewno nie wyśmieje „paznokciowego” problemu. Zaproponuje rozmowę z dzieckiem, a kiedy to nie pomoże, wskaże łagodne środki farmakologiczne.

 

Marianna Królikowska