Tatuaż – jakiekolwiek są powody i sens jego wykonania – robi się zawsze na podobnej zasadzie. Chodzi o to, żeby wprowadzić barwnik pod zewnętrzne warstwy skóry. Niezbędna jest do tego igła i pigment. W efekcie nakłuwania – czyli w istocie kaleczenia skóry – dochodzi oczywiście do uszkodzenia tkanki, do miejscowych podrażnień, do wywołania (przejściowych) stanów zapalnych. I tę właśnie nieodłączną cechę procesu tatuowania wykorzystuje dzisiaj najnowocześniejsza medycyna.

 

Pokaleczyć skórę

Wprowadzanie pod skórę barwników – choć i te mogą, rzecz jasna, uczulać co wrażliwszych amatorów tatuażu – nie jest wcale w całym przebiegu ozdabiania ciała najbardziej niebezpieczne. Najgroźniejsze dla zdrowia i, o paradoksie, najważniejsze w tatuażowych szczepionkach, są te niby drobne, ale jednak dokuczliwe skaleczenia. To właśnie dzięki tym uszkodzeniom tkanki i wywołanym przez nie reakcjom zapalnym tatuaż jest dziś najskuteczniejszą metodą podawania szczepionek DNA. Naukowcy z Niemiec i Czech odkryli, że szczepionka podana w tak „rozszarpaną” skórę działa o wiele lepiej i szybciej niż klasyczny zastrzyk domięśniowy. Tatuaż uszkadza bowiem większą powierzchnię skóry niż zwykły zastrzyk, i to dlatego zawartość szczepionki trafia do większej ilości komórek. Na miejsce zranienia i podrażnienia skóry zaalarmowane komórki odpornościowe po prostu przybywają liczniej!

 

Szczepienia ochronne

Żeby dobrze zrozumieć, o co chodzi, przypomnijmy sobie, co to są i czemu służą szczepienia. Najprościej rzecz ujmując, szczepionka w tradycyjnym rozumieniu to dawka chorobotwórczych drobnoustrojów, bakterii albo wirusów. Podaje się ją w zastrzyku albo doustnie. Mikroorganizmy wchodzące w skład szczepionki mogą być wcześniej uśmiercone, mogą też być żywe – atenuowane, czyli specjalnie osłabiane przed przyrządzeniem z nich leku. To dlatego takie tradycyjne szczepionki trzeba przechowywać w lodówce. A po co w ogóle stosuje się szczepienia? Owe osłabione bakterie lub wirusy mają jeden cel: przyuczyć nasz organizm do walki z chorobą, którą wywołują. To trochę jak wojskowe manewry z użyciem ślepej amunicji albo raczej jak nauka boksu z trenerem, który początkującego zawodnika będzie uderzał słabiej. Mówiąc precyzyjniej – zadaniem szczepionki jest pobudzić do działania komórki naszego układu odpornościowego. Jak dotąd ludzkość tylko na tym korzysta. Pozbyliśmy się już w ten sposób polio i czarnej ospy, udaje się też utrzymać pod kontrolą wiele innych paskudnych, zagrażających epidemiami chorób.

 

Ale co to jest szczepionka DNA?

To jeden z najnowszych wynalazków medycyny. Szczepionki DNA, zwane szczepionkami trzeciej generacji, różnią się od swoich poprzedniczek jak – nie przymierzając – liczydła od komputera. Badania naukowe nad ich opracowaniem trwają zaledwie od kilkunastu lat, zaangażowało się w nie wiele znaczących na rynku firm farmaceutycznych – ale szczepionek tych nie ma jeszcze w sprzedaży. Co zawiera i jak działa taka szczepionka? Jak sama nazwa wskazuje, w jej skład wchodzi DNA, czyli kwas dezoksyrybonukleinowy – podstawowy składnik wszystkich komórek, który zawiera całą informację genetyczną o każdym żywym organizmie, począwszy od prostej bakterii, a skończywszy na królu stworzenia, człowieku. A zatem – szczepionka DNA niesie ze sobą samą esencję całego problemu, zakodowaną w genach wiedzę na temat konkretnych drobnoustrojów, przeciwko którym chcemy się uodpornić.

 

Na co pomoże?

I to jest największa zaleta szczepionek DNA: mogą zostać użyte zarówno przeciwko grypie, jak i przeciw rakowi (na przykład przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego). Ich przydatność nie jest tak ograniczona jak w przypadku szczepionek wcześniejszych generacji, nie trzeba trzymać ich w chłodzie, ponadto produkcja byłaby o wiele tańsza i szybsza. Dlaczego więc jeszcze nie są w powszechnym użyciu? Po pierwsze dlatego, że podawane w zastrzykach, domięśniowo, nie były wcale tak oszałamiająco skuteczne. I tu właśnie wracamy do punktu wyjścia naszych rozważań, czyli do tatuażu. Oczywiście szczepienie maszynkami do tatuowania nie oznacza ozdabiania skóry, w igłach tego nowoczesnego sprzętu nie ma barwnika, tylko szczepionka w postaci specjalnie przygotowanej informacji genetycznej. I jest tylko jedno „ale”: szczepionka w tatuażu naprawdę boli. Pewnie dlatego maszynki tatuatorskie nieprędko (jeśli w ogóle) znajdą się w przychodniach – na ospę wietrzną mimo wszystko łatwiej i mniej boleśnie będzie szczepić maluchy tradycyjną igłą. Za to, jeśli szczepionki DNA mają pomóc w profilaktyce, a nawet – to ważne – terapii nowotworów, gra jest zdecydowanie warta świeczki. Nawet za cenę bólu i ewentualnych blizn.

 

Marianna Królikowska