Rozmowa z diagnostą komputerowym dr. nauk med. Januszem Dębskim.

 

– Kiedyś robienie zdjęć wewnętrznych organów człowieka w celu postawienia diagnozy medycznej umożliwiał tylko rentgen. Teraz coraz powszechniej używa się do tego celu tomografu. Czym różnią się efekty pracy tych dwóch urządzeń?

– W dotychczasowej radiologii obraz bryły ciała prezentowany był jako obraz płaski z nakładającymi się na siebie fragmentami anatomii. Był więc tylko w pewnym stopniu „przeziernym” dla badającego. W tomografii natomiast uzyskujemy przekroje poprzeczne całej bryły tkankowej i możemy zajrzeć w te miejsca, które w radiologii klasycznej były niewidoczne, bo przysłonięte innymi tkankami, niedostępne lub w ogóle nie obrazowane. Aby je poznać, trzeba było używać bardzo skomplikowanych, nieraz inwazyjnych metod. Ponadto diagnostyka tomokomputerowa pozwala szczegółowo poznać patologie, czyli choroby, które gdzieś tam w człowieku tkwią. Jest metodą praktycznie bezinwazyjną, chociaż w większości przypadków pacjent musi przyjmować środek kontrastujący. Obecnie – trzeba tu dodać – używa się kontrastów niejonowych, które są całkowicie bezpieczne dla pacjenta.

Reklama

 

Jak to się dzieje, że tomograf, wykorzystujący także promienie rtg, potrafi dokonać tego, czego nie umiał aparat rentgenowski?

– Tomografia komputerowa, chociaż także jest metodą radiologiczną, działa na innej zasadzie. Promieniowanie rentgenowskie, które w tkankach ludzkich jest osłabiane, wychwytywane jest tu przez detektory, umieszczone za obiektem badanym. Duża liczba detektorów potrafi bardzo dokładnie określić, ile promieniowania rtg pochłania każda z części ciała. Lampa rentgenowska emitująca promieniowanie i detektory, które znajdują się po drugiej stronie obiektu, obracają się na wspólnej osi. Tym ruchem można pacjenta otoczyć w promieniu 360 stopni. Ogrom informacji co do osłabienia tkankowego, zebranych przez detektory w ciągu sekundy, analizowany jest przez superszybki komputer i przedstawiany w formie obrazu anatomicznego w skali szarości.

 

Tomograf potrafi też podobno przedstawić pracę narządów wewnętrznych?

– Umożliwia sfotografowanie pracujących narządów w czasie ich ruchu fizjologicznego, a to dzięki zastąpieniu ruchu lampy i detektorów w jednej płaszczyźnie, ruchem po spirali przypominającej rysunkiem muszlę ślimaka. To poprzez nakładanie się tych zwojów spirali, uzyskujemy większą dokładność badania. Widać to na matrycy obrazowej, gdzie sumowane są informacje z detektorów – wychwytuje ona szczegóły z dokładnością do jednej trzeciej milimetra! Nowe komputery potrafią już wytwarzać obrazy wirtualne – z płaskich obrazów tworzą bryły tkankowe w trzech wymiarach z możliwością obrotu, wycinania, koloryzowania poszczególnych tkanek. Diagnostyka staje się dzięki temu sztuką coraz bardziej wyrafinowaną i szczegółową.

 

– Czy badanie za pomocą tomografu jest mniej szkodliwe od prześwietlenia rentgenem?

– Pacjenci podlegają takim samym zasadom ochrony radiologicznej, jak w tradycyjnej radiologii. Im więc młodszy pacjent, tym większe są zastrzeżenia co do poddania go temu badaniu. U dzieci do piętnastego roku życia wykonuje się tomografię tylko z istotnych wskazań medycznych. U kobiet przeciwwskazaniem jest ciąża. Oczywiście, w niektórych schorzeniach to badanie jest niezbędne i wtedy poddają się mu nawet pacjenci chronieni. Przestrzegać trzeba zasady, aby badać tylko to, co naprawdę potrzeba, a nie na wyrost. Każda dawka promieniowania jest przecież w organizmie kumulowana i w jakimś tam czasie może stać się przyczyną uszkodzeń jatrogennych, a w nawet i kancerogennych.

 

– Z jakimi schorzeniami pacjenci trafiają na badania tomograficzne?

– Za pomocą tomografu można zdiagnozować każdą część ciała, ale ze względu na warunki ekonomiczne naszej służby zdrowia, a także na warunki ochrony przed zbędnym promieniowaniem, diagnozujemy przede wszystkim te narządy, które innymi metodami są do wglądu niedostępne lub dostępne za pomocą metod szkodliwych, czyli inwazyjnych. Należy do nich cały układ nerwowo-mózgowy człowieka, kręgosłup, rdzeń kręgowy, klatka piersiowa i jama brzuszna. W krajach bogatszych, klasyczne badanie rtg klatki piersiowej i usg jamy brzusznej stanowią tylko wyjściową, wstępną formę diagnozowania. Zaś tomografia komputerowa staje się podstawową metodą badania.

 

Opiszmy badanie tomokomputerowe...

– Gdy badanie odbywa się bez kontrastu, można je zaczynać niejako z marszu. Należy tylko pozbyć się metalowych przedmiotów, które dają zakłócenia. W czasie badania pacjent musi leżeć nieruchomo i wstrzymać oddech. Przy obecnej nowoczesnej aparaturze spiralnej wszystko trwa zaledwie kilkadziesiąt sekund. Niektórzy pacjenci są rozczarowani, gdy mówimy, że to już koniec badania. – Takie drogie, trudno dostępne i takie krótkie? – dziwią się.

Do badań, przede wszystkim tych wymagających podania środka kontrastowego, trzeba się przygotować. Pacjent musi przynajmniej od czterech godzin nic nie jeść. Środek kontrastowy aplikuje się najczęściej za pomocą automatycznych strzykawek, gdyż powinien on być podany bardzo szybko, a więc pod dość dużym ciśnieniem. Taka strzykawka kosztuje tyle, co niezły samochód.

 

– Tomokomputerowo diagnozowane są ofiary różnych wypadków...

– Tomograf wykorzystujemy przede wszystkim do planowej diagnostyki, ale rzeczywiście najliczniejszą grupę badanych stanowią ofiary wypadków. Takie badanie nieodzowne jest, gdy są krwiaki głowy, niedokrwienia, złamania wielonarządowe, np. kręgosłupa albo miednicy. W przypadkach urazowych wielką zaletą tego badania jest dokładność, a także fakt, iż poszkodowanego pacjenta nie trzeba do badania specjalnie układać ani przekładać, powodując dodatkowe urazy, zwłaszcza gdy jest nieprzytomny. Wystarczy jednorazowy wjazd w tomokomputer i po 40 sekundach pacjent jest już zdiagnozowany od czubka głowy do poziomu kolan. I mamy w tym czasie odpowiedź co do zakresu urazu i jego skutków. W dobie przed tomografem badano by tego pacjenta przez kilka godzin, robiąc zdjęcia i różnego innego typu badania.

 

– Myślę, że najlepiej do wyobraźni przemówiłoby porównanie diagnozowania metodami sprzed ery tomokomputerowej i przy ich wykorzystaniu

– Może na przykładzie. Przed erą tomografii każde schorzenie mózgowe wymagało dwóch podstawowych badań o dużym stopniu inwazyjności. Najpierw robiło się tzw. odmę wewnątrzczaszkową, wypełniając fizjologiczne przestrzenie płynowe w mózgowiu i w jego otoczeniu powietrzem. Działało ono jak kontrast ujemny i na jego tle można było ocenić stan pewnych części mózgowia. Jednak ten zabieg pozwalał tyko na wnioskowanie pośrednie o sytuacji. Po badaniu zawsze występował ciężki zespół podrażnienia opon. Zabieg przeprowadzano bez znieczulenia, gdyż na dobrą sprawę nigdy nie wiadomo było, ile powietrza należy wprowadzić, musiał więc być stały świadomy kontakt z pacjentem. Co drugi pacjent twierdził, że nigdy się już takiemu badaniu nie zdecyduje poddać. Było to bardzo ciężkie przeżycie dla chorego, ale i dla lekarza...

Drugim elementem tego standardu było badanie naczyniowe. Wprowadzano cewnik do określonego naczynia i podawano przezeń środek kontrastowy, a następnie wykonywano seryjne zdjęcia. W przypadku schorzenia naczyń była to diagnostyka bezpośrednia, ale wszystkie pozostałe metody dawały tylko objawy pośrednie.

Porównując skuteczność diagnostyczną tamtych metod z tomografią komputerową, otrzymamy stosunek 1:5. Bezbolesne badanie na tomokomputerze trwa dziś – jak wspomniałem – kilkadziesiąt sekund i pacjent jest już dokładnie zdiagnozowany.

 

– Jednak pacjenci skarżą się, że nie dość iż trudno na to badanie zdobyć skierowanie, to jeszcze muszą długo czekać.

– Problem nie w tym – jak by się wydawało – że mamy za mało tomokomputerów, lecz w tym, że w kasie chorych brakuje środków na opłacenie badań. Tylko część aparatów jest wykorzystywana w stopniu optymalnym. Z tego powodu więc na badanie tomokomputerowe czeka się w kolejce około dwóch miesięcy. I niestety, po takim okresie oczekiwania, badania takie okazują się już bez sensu. Proces chorobowy jest bowiem tak zaawansowany, że najlepsze metody leczenia nie nadrobią tego opóźnienia.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Anna Klim