Rozmowa z Wojciechem Malajkatem.

 

Bierze Pan udział w specjalnej kampanii pomocy chorym na mukowiscydozę. Dlaczego zaangażował się Pan w tę akcję?

Gdy zwracają się do mnie ludzie w potrzebie, trudno im odmówić. Tak też było i teraz. Polskie Towarzystwo Walki z Mukowiscydozą razem z innymi organizacjami prowadzi wiele kampanii społeczno-edukacyjnych. Biorę w nich udział, bo chcę w ten sposób zwrócić uwagę na problemy osób zmagających się z tą chorobą. Robię to z odruchu serca.

 

Chory na mukowiscydozę może zrobić niewiele…

…może jedynie wybierać, czy chorować godnie, czy mniej godnie. Ta akcja służy temu, żeby chorym tę godność w jak największym stopniu ofiarować.

 

Są jednak choroby, na które „pracujemy” całe życie. Jak się przed nimi ustrzec?

Jestem w takim wieku, że co najmniej raz do roku idę do lekarza i gruntownie się badam. Tak jak robimy dokładny przegląd auta dla własnego bezpieczeństwa, tak samo trzeba skontrolować swój organizm.

 

Wielu Polaków omija lekarzy szerokim łukiem.

Nie boję się lekarzy i nie obawiam się tych badań. Prowadzę dość aktywny tryb życia. Poza tym stale gimnastykuję mózg – uczę się tekstów na pamięć i co wieczór zdaję egzamin w przedstawieniach, w których gram.

Reklama

 

Brzuch Panu nie rośnie. Geny?

Geny i codzienna gimnastyka. I jedno, i drugie. Zaniedbać się bardzo łatwo.

 

A dieta?

Jest ważna i dlatego zwracam uwagę na to, co jem. Nie jestem śmietnikiem, nie wrzucam wszystkiego, jak leci, do środka.

 

Dużo mówi się o niszczącym działaniu stresu w naszym życiu. Jak Pan sobie radzi z codziennymi obciążeniami psychicznymi?

Stres jest wliczony w nasze życie. Trenuję się w nim od kilkudziesięciu lat – najpierw w szkole aktorskiej, a teraz w swojej pracy. Nie dostrzegam, żeby siał spustoszenie w moim organizmie. Stres mobilizuje i wymaga wysiłku oraz samodyscypliny.

 

Jak nauczyć się z nim żyć?

W genach po swoich przodkach przejąłem pewien stoicki spokój. Gdy jest jakaś sprawa, na którą nie mam wpływu, to nie ma powodów, żeby się nią zbytnio emocjonować. Jeżeli nic nie da się zrobić, to po co się denerwować. Umiejętność organizowania sobie czasu mam po tacie, który był Niemcem. Potrafię tak ułożyć kalendarz, że znajduję czas nawet na przeczytanie książki.

 

Powiedział Pan kiedyś, że praca aktora to nie operacja na otwartym sercu…

…ani pilotowanie samolotu z 400 osobami na pokładzie. Dlatego trzeba ze spokojem na wiele rzeczy patrzeć. Lekarz i pilot nie mogą się mylić, a aktor mylić się nie powinien.

 

Dużo ostatnio mówi się w Polsce o ludziach młodych. Jacy oni są?

Młodzi są specyficzni. Spotykam się z nimi głównie w teatrze i w Łodzi, w szkole aktorskiej, w której wykładam. Próbuję uczyć ich odpowiedzialności. Oni złapali Pana Boga za nogi. Dostali się na uczelnię, gdzie jest więcej profesorów niż studentów. Trudno narzekać na los. Potem, gdy zaczną wchodzić w życie zawodowe, może być różnie. Ale tłumaczę im, że warto coś robić i nie dawać się marazmowi.

 

Od ponad 5 lat dyrektoruje Pan w Teatrze Syrena...

Zawsze warto spojrzeć wstecz i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Jestem dyrektorem artystycznym, tu nie ma kadencyjności. To daje pewien spokój w podejmowaniu decyzji.

 

Pochodzi Pan z Mazur. Często wraca Pan w rodzinne strony?

W każde święta się tam pojawiam i razem z rodziną co roku spędzamy prawie dwa miesiące wakacji. Głównie wtedy żegluję w towarzystwie znajomych i przyjaciół.

 

W jednym z wywiadów powiedział Pan, że Mazury dają Panu siłę. Co miał Pan na myśli?

W miejscu, gdzie się ktoś urodził i wychował, zawsze odnajduje pewien rodzaj energii. Takim miejscem są dla mnie Mazury, gdzie czuję się znakomicie. Chciałbym tam wrócić na starość i zamieszkać w niewielkim domu nad jeziorem.

 

Pory roku są dla Pana ważne?

Wolę, jak jest dłużej jaśniej niż dłużej ciemniej. To, że w Polsce mamy pół roku ciemno, jest dla mnie sporym kłopotem.

 

A lato, kiedy teatry są często zamknięte?

Lato to leżenie nad morzem z książką i nadrabianie zaległości w lekturze i we śnie... Lubię odpoczywać, ale bez przesady. Trzy tygodnie w zupełności mi wystarczają. Potem już się niecierpliwię.

 

Rzeczywiście trzy tygodnie wystarczają?

Tak, bo ile można spać. Nie warto przesypiać życia.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał Stach Antkowiak

 

Poradnik Zdrowego Człowieka

ZOBACZ WIĘCEJ WYWIADÓW