Wspomnienie z dzieciństwa?

Kraków. Mieszkaliśmy przy lotnisku. Pamiętam kolory i zapachy kwiatów, brzęczenie owadów i ptasie śpiewy latem oraz jedyny w swoim rodzaju, niezapomniany zapach ziemi i soczystą zieleń wspaniałej bujnej trawy. Razem z kolegami zajadaliśmy się trawą!

 

Co zostało z tamtych czasów?

Jedzenie trawy szczęśliwie mi przeszło, ale pozostała tęsknota za tym wyjątkowym zapachem ziemi. To właśnie z nim kojarzą mi się dziecięce lata.

 

Odnajduje Pan gdzieś tamten klimat?

Tak, niedaleko Krakowa mam dom na wsi. Tam uprawiam pietruszkę, marchewkę, ziemniaki, czosnek, cebulę, pomidory. Jest także dużo kwiatów, krzewów, drzew. Tam odnajduję ów niesamowity zapach ziemi z mojego dzieciństwa. Uwielbiam go, kiedy latem wstaję wczesnym rankiem i czuję to poranne powietrze. Piękna rzecz, na którą czekam każdego roku.

Reklama

 

Czy zawsze tak było?

Kiedy byłem na początku drogi, nie myślałem o takich sprawach. Wtedy też nie zwracało się uwagi na to, ile się śpi i czy jest się zdrowym. Dzisiaj jest inaczej, bo wraz z upływem czasu wszystko się zmienia. Także nasz stosunek do zdrowia, wypoczynku, sposobu odżywiania się. Wiadomo – młodość o takie rzeczy nie dba. Dopiero z biegiem lat zaczynamy po prostu przywiązywać do tego coraz większą wagę. Wiem coś o tym. Teraz regularnie się badam, zdrowo odżywiam i staram wysypiać. No i zawsze mam przy sobie jakieś suplementy diety, aby uzupełnić ewentualne braki witamin i minerałów.

Miałem, jak każdy, kto chce zaistnieć, odnieść sukces. Ale nie mogę sobie zarzucić, że próżnowałem.

 

Na co – jeśli wolno spytać – wydaje Pan zarobione pieniądze?

Na wszystko, bo jestem utracjuszem! I dzisiaj już wiem, że wszystko, co zarabiałem przez cały czas, było w ruchu, był stały przepływ gotówki.

 

Jakieś szczególne słabości?

Jestem trochę jak dzieciak. Kiedy coś mi się spodoba, to zwyczajnie się „napalam”. Podoba mi się na przykład marynarka, to szybko ją kupuję, ale już po kilku dniach widzę, że jest nieco za ciasna. Mam na swoim koncie wiele nieudanych zakupów, ale co zrobić, pieniądz musi być w ruchu.

 

Jest Pan ciągle w podróżach, ciągle w drodze. Rodzina przyzwyczaiła się do tego?

Prawdę mówiąc, nie miała wyboru. Moim dzieciom dom zawsze kojarzył się z mamą, bo taty nie było.

 

Czy jest coś, czego Pan innym zazdrości?

Tak, przede wszystkim spokoju. Zazdroszczę tego, że ludzie mogą iść ze znajomymi czy rodziną na obiad, zrelaksować się, odetchnąć, oderwać od spraw zawodowych. Ja takiego luksusu nie znam. Nawet kiedy jestem z wnukiem na spacerze czy lodach, rozdaję autografy. Nie mówiąc już o tym, że nie mogę zjeść porannej jajecznicy w hotelowej restauracji, bo tam także od rana mam co robić. Cóż, popularność bywa miła, ale ma swoją cenę.

 

Nie lubi Pan tego?

Nie w tym rzecz. Mogę rozdawać i rozdaję z radością te autografy, przywykłem do tego, że jestem rozpoznawany, lubię nawet takie nieformalne spotkania z moimi fanami, ale… Czasami chciałbym zwyczajnie mieć chwilę spokoju, bo to bezcenne.

 

Znajomi mówią o Panu: pracoholik.

No tak, ale to nie praca, a sposób na życie. Życie, które minęło jak trasa koncertowa. Gdzież mi tam do pracoholika? Ja jestem leń! W szkole nauczyłem się, że istotą mojego jestestwa jest popisywanie się. Zawsze chciałem być znany i rozpoznawany w tłumie. Chciałem być Delonem. To jakoś nie wyszło…

 

Jak żona znosiła Pana niemal ciągłą nieobecność?

Na szczęście mam bardzo mądrą żonę. Wiedziała, że związek z artystą nie należy do łatwych...

 

Od 43 lat jesteście małżeństwem. Imponujący staż, ale jak go osiągnąć?

Moim zdaniem należy jak najczęściej wyjeżdżać i mieć swój intymny, mały świat. Poczucie niezależności, co wcale nie znaczy, że można sobie pozwalać na nieodpowiedzialne zachowania, bo nie – nie można! Kiedy założyłem rodzinę, miałem tylko 21 lat.
Byłem skrzypkiem, martwiłem się, czy podołam, czy wystarczy pieniędzy na życie... Szczęśliwie dostałem od losu nieco więcej, niż się spodziewałem.

 

Ma Pan głowę do interesów?

Oj, absolutnie nie. Mogę jedynie uczciwie pracować, bo ilekroć próbowałem zrobić jakiś interes, dostawałem po łapach. Jakiś czas temu spróbowałem zagrać na giełdzie. Wpłaciłem pieniądze i podczas radosnego oczekiwania na wpływy nastąpił krach! To kolejna już nauczka, że próba zarobienia pieniędzy nie przez granie, tylko w inny sposób, nie jest dla mnie.

 

Ma Pan jakieś marzenia?

Z marzeniami jest tak, że nawet jeśli któreś się spełni, to już masz nowe. Tutaj nigdy nie ma końca. Właśnie dlatego przestałem marzyć, a zacząłem doceniać to, co mam. Cieszę się chwilą, bo kto wie, co przyniesie jutro?

 

Rozmawiała Beata Cichecka

 

PZC

ZOBACZ WIĘCEJ WYWIADÓW