Jeszcze pół wieku temu widok człowieka, który zjeżdża po ośnieżonym górskim stoku na jednej, a nie na dwóch nartach, szokował. Do tego stopnia, że pionierzy snowboardingu byli wypraszani z większości oficjalnych tras narciarskich. Nie mogli też korzystać z wyciągów. Dziś to rzecz nie do pomyślenia – 80 procent młodych ludzi zjeżdża właśnie na popularnej „desce”, a takie określenia jak „nartostrada” powoli stają się anachronizmami.

 

Choć to może dziwić, snowboarding ma więcej wspólnego z surfingiem niż z tradycyjnym narciarstwem. Choć zabawa odbywa się na górskich zboczach, to jej idea jest bardzo podobna do ślizgu po grzbietach fal. Nic więc dziwnego, że pionierami współczesnego snowboardingu byli właśnie surferzy.

Ale choć uznaje się, że ta dyscyplina narodziła się w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, jej pionierzy pojawiali się znacznie wcześniej. W 1900 roku Austriak Toni Lehnardt skonstruował „monogleiter”, czyli w wolnym tłumaczeniu „monoślizgacz”. Natomiast w 1929 roku w USA niejaki M.J. „Jack” Burchett wykonał z wąskiej sklejki deskę, którą przyczepiał do nóg za pomocą… sznurka do prania i końskich lejców. Dziesięć lat później na stokach w okolicach Chicago spore zainteresowanie wzbudził Vern Wicklund, który zamiast na nartach ześlizgiwał się po śniegu na czymś, co przypominało klepkę drewnianej beczki.

 

Barowy ślizg

Współczesny snowboarding narodził się jednak nieco później. Wspomniani wcześniej miłośnicy surfingu na Wschodnim Wybrzeżu USA od pewnego czasu zastanawiali się, jak spędzać nudny czas poza sezonem plażowym. Dimitrije Milovich spędzał czas w barach, a po wypiciu kilku kolejek notorycznie kradł metalowe tace na piwo i stojąc na nich, zjeżdżał po śniegu ze sporego wzniesienia, które dzieliło bar od jego mieszkania. Inny surfer – Sherman Poppen – z Muskegon w stanie Michigan zimą 1964 roku postanowił zbudować swoim dzieciom nietypowy pojazd do jazdy po śniegu. Wziął więc dwie zwykłe narty i zbijając razem, połączył w jedną. Z przodu dowiązał sznurek, którego trzymanie ułatwiało pasażerom zachowanie równowagi. Tak powstał „snurfer” (od angielskich słów snow i surf). Nowa zabawka spodobała się dzieciakom, Poppen postanowił więc opatentować swój pomysł i sprzedać prawa do produkcji lokalnej firmie wytwarzającej kule do kręgli. Dwa lata później firma sprzedała już 100 tysięcy snurferów, a w ciągu dziesięciu lat od rozpoczęcia produkcji sprzedaż sięgnęła miliona egzemplarzy.

Popularność snurferów skończyła się jednak tak samo gwałtownie, jak się rozpoczęła. I dziś nikt nie pamiętałby o tej zabawce, gdyby nie domorośli konstruktorzy, którzy postanowili urządzenie ulepszyć. Jednym z nich był np. czternastoletni wówczas Jake Burton Carpenter, który do własnego snurfera przymocował ruchome pętle na stopy, dzięki czemu mógł dłużej i stabilniej zjeżdżać.

Zarówno Poppen, jak Milovich i Carpenter stać się mieli wkrótce producentami profesjonalnych desek snowboardowych. Ale za konstruktora pierwszego prawdziwego snowboardu uważa się równie młodego Toma Simsa, który w ramach zajęć technicznych w ósmej klasie wykonał w 1963 roku „skiboard”, czyli pojedynczą nartę wykonaną z dwóch zwykłych nart. Łatwo się domyślić, że Sims kilka lat później również został profesjonalnym konstruktorem i producentem snowboardów.

Reklama

 

Zjazd surowo wzbroniony

W połowie lat 70. snurfing i snowboarding stawały się coraz popularniejszymi formami rekreacji. Niedawni nastoletni pionierzy tego sportu – Sims, Milovich i Carpenter – otworzyli profesjonalne wytwórnie i konstruowali coraz lepsze modele desek. Na górskich stokach odbywają się pierwsze snurfingowe a potem również snowboardowe zawody. W 1975 roku o fenomenie snowboardingu piszą na swoich łamach amerykański „Newsweek” i „Playboy”.

Pierwsi snowboardziści nie mieli jednak lekkiego życia – w owym czasie odmawiano im wstępu na większość tras narciarskich, nie mogli też korzystać z wyciągów. Musieli więc ćwiczyć na nieuczęszczanych zboczach albo zakradać się na górskie trasy nocą. Działo się tak głównie z powodu surowych norm bezpieczeństwa wprowadzonych przez amerykańskie władze i towarzystwa ubezpieczeniowe. Jednak wspólna konspiracja tylko umacniała więzy łączące miłośników tego sportu. Kiedy odmówiono im możliwości korzystania z wyciągów – miłośnicy śniegowych desek zaczęli wspinać się samodzielnie na górskie zbocza, choć były to zazwyczaj wielogodzinne i bardzo mozolne wyprawy określane jako „hiking”.

 

Śniegowe ewolucje

W 1979 roku podczas zawodów snurfingowych w Michigan Paul Graves wprawił widzów w prawdziwą euforię, wykonując niezwykłe ewolucje na swoim snurferze – m.in. obrót o 360 stopni i salto do przodu (tzw. front-flip). Jednak prawdziwym bohaterem zawodów stał się Jack Burton Carpenter, który uparł się, by startować na desce własnej konstrukcji. Ponieważ poparli go inni uczestnicy zawodów, specjalnie dla Carpentera stworzono kategorię „open”, w której rzecz jasna zwyciężył.

Wiosną 1981 roku w Leadville w stanie Colorado odbył się pierwszy na świecie konkurs snowboardowy, w którym zwyciężył Tom Sims. Rok później w Woodstock w stanie Vermont Paul Grave zorganizował mistrzostwa USA w snowsurfingu w dwóch kategoriach – slalom i downhill (konkurencja polegała na jak najszybszym pokonaniu zbocza). Faworytem zawodów znów okazał się Sims, który jednak przed ich zakończeniem doznał kontuzji. W czasie mistrzostw w 1982 roku po raz ostatni snurferzy zmagali się ramię w ramię ze snowboardzistami. Kolejne mistrzostwa – w 1983 roku – są już mistrzostwami wyłącznie w snowboardzie.

Ponieważ jednak w USA snowboardziści wciąż zmagali się z prawnymi problemami i przeciwnościami, pierwsza organizacja snowboardowa została zarejestrowana w 1982 roku w… Japonii.

 

Europejskie buty

W Europie pierwsi snowboardziści pojawili się w połowie lat 80. XX w. Prekursorem tego sportu stal się Szwajcar Jose Fernandes – wcześniej mistrz skateboardingu. To on wygrał pierwsze europejskie mistrzostwa w St. Moritz w Szwajcarii w 1986 roku. On również zaprojektował i pierwszy używał twardego wiązania, dzięki któremu deskę można było spiąć z tradycyjnymi butami narciarskimi. Taki sposób mocowania jest w Europie najpopularniejszy do dziś.

Pomimo że przez kolejne lata snowboarding z formy rekreacji przekształcił się w sport, do grona dyscyplin olimpijskich dołączył dopiero w 1998 roku na Olimpiadzie w Nagano. Wielu czołowych zawodników odmówiło udziału w zawodach ze względu na to, że MKOl na organizację reprezentującą snowboard wyznaczył nie jedną z istniejących organizacji snowboardowych, a Międzynarodową Federację Narciarską. Również złoty medalista olimpijski – Ross Rebagliati – nie cieszył się długo zdobytym medalem. Trzy dni po zawodach test antydopingowy wykazał w jego organizmie obecność marihuany.

 

Zszokowane Zakopane

W Polsce jednym z prekursorów jazdy na snowboardzie był Dariusz Król, który na przełomie lat 80. i 90. jeździł w Tatrach na desce, budząc zdziwienie, zakłopotanie, a czasem nawet oburzenie wśród konserwatywnych górali z Zakopanego. Dopiero w 1992 roku kilku zapaleńców zorganizowało pierwsze w naszym kraju zawody snowboardowe w Szczyrku. Na te nieoficjalne Mistrzostwa Polski zjechało wówczas blisko 120 osób. W tym bardzo mocna ekipa z Bielska-Białej złożona z rodzin Rosiaków, Starowiczów i Pająków. To właśnie oni spopularyzowali snowboarding w naszym kraju i zdobywali pierwsze laury dla Polski na arenie międzynarodowej.

Obecnie wśród rodzimych gwiazd tego sportu wymienić możemy Jagnę Marczułajtis – mistrzynię Europy, mistrzynię świata juniorów i zwyciężczynię zawodów Pucharu Świata, ale także mistrzynię Polski Małgorzatę Kukucz, Paulinę Ligocką, która zdobyła brązowy medal mistrzostw świata i triumfowała w zawodach o Puchar Świata. Mistrzami Polski są również Michał Ligocki i Mateusz Ligocki.

 

Snowboarding po turecku

Wydawać by się mogło, że snowboarding jest sportem młodym i skierowanym do ludzi młodych. Tymczasem w 2009 roku dwaj zapaleni podróżnicy i snowboardziści – Jeremy Jones i Stefan Gimpl – szukając nowych miejsc do uprawiania snowboardingu, natknęli się w górskich rejonach Turcji na wioskę, w której na deskach do złudzenia przypominających snurfery jeżdżą od wieków… miejscowi staruszkowie. O swoim odkryciu napisali na własnym blogu, a wiadomość o odkryciu rozeszła się w środowisku snowboardowym lotem błyskawicy.

O tureckiej tradycji opowiedział podróżnikom Celime – 70-letni mieszkaniec wioski, którego jazdy na desce nauczył jego ojciec. Ojca nauczył zaś jego ojciec, bo tradycja jazdy liczy sobie w tym rejonie – bagatela – 400 lat! W przeszłości jazda na deskach była jedyną zimową atrakcją w życiu górskiej społeczności pasterzy. Znakomicie też pomagała w poruszaniu się po odludnej, górskiej okolicy. Dziś wspólne zawody nadal są ważnym elementem lokalnej tradycji. Zgodnie z tą tradycją Celime dawno już przekazał umiejętność jazdy na desce własnemu synowi – Halimowi. Jones i Gimpl nie kryli zdumienia, że wiekowy staruszek jest tak pełen radości, energii i wigoru, a w jego ruchach nie widać wcale wieku. A wszystko to dzięki temu, że – jak sam podkreśla – nadal codziennie jeździ na desce. Również inni starsi wiekiem mieszkańcy wioski, pytani przez podróżników, twierdzili zgodnie, że gdy z jakichś powodów nie mogą uprawiać ulubionego sportu, czują się chorzy i nie mają na nic ochoty…

 

Michał Piotrowski