GDY ZA OKNEM MRÓZ, MAŁO KOMU CHCE SIĘ WYCHODZIĆ Z PRZYTULNEGO, OGRZANEGO MIESZKANIA. Zwłaszcza po to, by godzinami tkwić w bezruchu, wpatrując się w niewielką dziurę wykutą w zamarzniętej tafli jeziora. A tymczasem miłośnicy wędkarstwa podlodowego nie tylko nie chorują, ale wręcz tryskają zdrowiem i dobrym samopoczuciem. Dlaczego? Wszystko przez… mroźne powietrze i wszechogarniającą biel.

Wędkarstwo podlodowe najwięcej miłośników ma w Skandynawii i Ameryce Północnej. Nie ma w tym chyba nic dziwnego – wszak tamtejsze warunki są wręcz wymarzone do tego rodzaju hobby. Jednak również w Polsce dyscyplina ta cieszy się coraz większą popularnością. I wcale nie idzie tu o możliwość złowienia ryby. Głównym walorem wędkarstwa podlodowego – jak twierdzą sami wędkarze – jest bowiem wspaniała oprawa zimowych wypraw wędkarskich.

Wbrew obiegowym opiniom wędkarstwo podlodowe nie sprowadza się wcale do nudnego „moczenia kija w przerębli”. Każda wyprawa musi zostać wcześniej dobrze zaplanowana i przygotowana. By o odpowiedniej porze dotrzeć na łowisko, trzeba wstać długo przed świtem, a często również odbyć wielokilometrowy spacer przez śniegi. Na szczęście nic tak nie pobudza organizmu jak rześkie zimowe powietrze pierwszych chwil poranka. W trakcie wędrówki zaś poprawia się krążenie, dotleniają się komórki całego ciała.

Jedyne, o czym należy pamiętać, to odpowiedni ubiór – najlepiej na „cebulkę”, czyli kilka warstw ubrania jedna na drugiej. Wszystko po to, by było nam ciepło. Ważne jest też nakrycie głowy, bo to właśnie przez głowę tracimy 30 procent ciepła, oraz ciepłe rękawiczki i skarpety. Ręce i nogi najłatwiej ulegają wychłodzeniu, a przepływająca przez nie krew oziębia stopniowo cały organizm.

Gdyby tego było mało – specjalistyczne sklepy turystyczne oferują coraz większy asortyment produktów, które pomagają w utrzymaniu odpowiedniej ciepłoty ciała. Są to m.in. najróżniejsze grzałki katalityczne, które nosi się schowane pod ubraniem. Jednym z najnowszych hitów są też specjalne kombinezony z termoizolującą i wypornościową pianką neoprenową. Chroni ona nie tylko przed zimnem, ale w przypadku wpadnięcia do wody działa jak kapok, zabezpieczając przed utonięciem.

Części ciała nieosłonięte ubraniem dobrze jest przed wymarszem natrzeć tłustym kremem, który stworzy dodatkową warstwę ochronną, która m.in. zapobiega pękaniu naskórka. Nie należy też zakrywać nosa i ust szalikiem. Z wydychanej przez nas pary tworzyć się będą na materiale kryształki lodu. W rezultacie zamiast się nagrzewać, wdychane przez nas powietrze będzie jeszcze zimniejsze.

Co jeszcze możemy zrobić, aby nie zmarznąć? Na pewno nie powinniśmy spacerować na mrozie z pustym żołądkiem. Warto przed wyjściem zjeść ciepły posiłek, który rozgrzeje nas od środka. A jeśli już nie jedzenie – to przynajmniej gorący, pożywny i energetyczny napój: herbata malinowa albo herbata z cytryną i miodem. Może też być herbata z odrobiną rumu. Natomiast rozgrzewanie się wyłącznie alkoholem to bardzo zły pomysł. Alkohol rozszerza naczynia krwionośne i mimo złudnego poczucia ciepła, szybko zrobi się nam chłodniej niż zwykle.

Wszystkie opisane zabiegi mają na celu uchronić nas przed zimnem. Jednak komfort cieplny – choć ważny – nie jest kluczowy, jeśli chodzi o zdrowotne aspekty wędkowania podlodowego. Najważniejsze jest, jak się okazuje, nasze otoczenie. Profesor Aleksander Sieroń, kardiolog, tłumaczy, że wszystko zawdzięczamy… śnieżnej bieli.

– Wędkarz przybywa na łowisko bardzo wcześnie rano. Widzi wschód słońca. Dla niego więc – w porównaniu ze śpiącymi do późna – krótki, zimowy dzień trwa znacznie dłużej. W dodatku otacza go iskrząca biel, a płuca oddychają mroźnym powietrzem – to wystarczy, by pokonać sezonową depresję, która wiąże się wszak z niedoborem światła. Spokój panujący dookoła łowiska doskonale łagodzi także inne stresy. W takich ascetycznych warunkach samopoczucie wyraźnie poprawia się, nastawienie do życia zmienia się na bardziej pozytywne. Do tego dodać trzeba, że regularne hartowanie organizmu znacznie podwyższa odporność na najróżniejsze infekcje i choroby przeziębieniowe – tłumaczy prof. Sieroń.

No i na koniec jeszcze jedna kwestia, o której warto byśmy pamiętali, zwłaszcza jeśli nasze połowy okażą się udane: mięso ryb jest źródłem pełnowartościowego białka, które łatwo przyswajamy i trawimy. Zawiera również sole mineralne – fosfor, cynk, selen, jod, potas, wapń i magnez. Spożywanie ryb zamiast mięsa może zatem w znacznym stopniu pomóc w zapobieganiu chorobom sercowo-naczyniowym.

 

Michał Piotrowski