Jest Pani mamą, aktorką, a do tego także restauratorką. Jak można to pogodzić?

Przy dobrej organizacji jest to do pogodzenia. Od szesnastego roku żyłam jak dorosła kobieta. Nie miałam wyjścia, musiałam sobie radzić. Będąc na drugim roku studiów, urodziłam starszą córkę. Było więc małe dziecko, nauka, później pisanie pracy magisterskiej, do tego dom, zakupy. Teraz, kiedy to wspominam, doskonale wiem, jak bardzo było ciężko! Spałam po 2–3 godziny.

 

 

Mąż jest jednocześnie Pani menadżerem?

To za duże słowo, ale tak, pomaga mi. Wie, że łatwo mnie skrzywdzić. Widząc, jak wszystko przeżywam, broni mnie. Paweł bardzo mi pomaga. To mężczyzna, o jakim każda kobieta marzy, który nosi kobietę na rękach. Jest cudownym człowiekiem. Każdej życzę, aby spotkała kogoś takiego.

 

Długo czekała Pani na taką miłość?

Całe życie i muszę przyznać, że już nawet zwątpiłam. To uczucie przyszło w najmniej oczekiwanym momencie i jest pięknie.

 

Wciąż poświęca Pani dzieciom dużo czasu?

Staram się. Teraz moje córki to już niemal dorosłe kobiety. Jestem z nich bardzo dumna. Ania ma 21 lat i studiuje zarządzanie na Uniwersytecie Warszawskim. Młodsza Kasia ma 15 lat. Ale w naszej rodzinie dokonała się prawdziwa rewolucja. Pojawił się Jasiek, który jest prawdziwym cudem. Ale nie oznacza to, że córki zeszły na dalszy plan. Doskonale wiedzą i czują, że kocham je tak samo. Zaangażowały się w opiekę nad bratem. Właściwie to jest tak, że Jasiek ma trzy mamy.

Reklama

 

Czy pojawienie się malca w dojrzałym wieku zmieniło Panią jako kobietę?

Oczywiście, i to bardzo. Sądziłam, że nie da się już przewartościować mojego życia, bo jest ono przewartościowane. Tymczasem okazuje się, że można jeszcze bardzo wiele udoskonalić. Jasiek zrobił z nas ludzi mądrzej podchodzących do życia.

 

Gdzie najchętniej spędza Pani czas z Jaśkiem?

Oczywiście w Pomiechówku, gdzie jest „Zacisze”. Nasze centrum konferencyjne i dom weselny ma coraz więcej zamówień. Z radością tam jeżdżę, bo jest tam cicho, spokojnie i zielono. Jasiek czuje się tam cudownie i cała rodzina z przyjemnością tam przyjeżdża.

 

Pomaga Pani przygotowywać przyjęcia?

Tak, i robię to z wielką przyjemnością. Dekoruję stoły. Ale u nas nie ma przesady. Stawiamy na minimalizm. Lubię to robić. Zawsze bardzo dbałam o to, aby zasiadać do udekorowanego stołu. Nakrycie ma dla mnie wielkie znaczenie.

 

Gotuje Pani domowe obiady?

Jak tylko mam czas, robię to z przyjemnością. Jest takie powiedzenie – jak bardzo lubisz jeść, tak bardzo kochasz życie. Ja kocham życie i uwielbiam jeść, ale mam nadzieję, że w tym ostatnim udaje mi się zachować rozsądek. Oczywiście popełniam kulinarne grzechy, ale natychmiast staram się je zrównoważyć. Wiem z doświadczenia, że najgorsze jest podjadanie – tu kawałek, tam jeszcze coś i nazbiera się kalorii.

 

Ulubiona kuchnia?

Włoska z makaronami i owocami morza. Bardzo lubię japońską, a także polską. Każda kuchnia jest dla mnie wyjątkowa.

 

Liczy pani kalorie?

Nie siedzę z ołówkiem w ręku. Rzucam okiem, staram się oszacować ich liczbę i nie przekraczać dziennej normy. Oczywiście zdarza się, że sobie odpuszczam. Ale wówczas w kolejnych dniach staram się ograniczyć kalorie, by wszystko wróciło do normy.

 

W utrzymaniu prawidłowej sylwetki pomaga również sport, wysiłek fizyczny.

To prawda, jednakże uważam, iż podstawą jest umiar w jedzeniu, co nie znaczy, że zaniedbuję aktywność fizyczną. Przez wiele lat pływałam. Później skakałam na skakance, a to wszystko w domu, ponieważ nie lubię siłowni. A ostatnio moją siłownią jest Jasiek. Dźwiganie go to wystarczająca porcja ćwiczeń!

 

Rozmawiała: Beata Cichecka

ZOBACZ WIĘCEJ WYWIADÓW