Częściej chyba bywa pani teraz prezenterką niż dziennikarką. Czy ta rola bardziej pani odpowiada?

I jedno, i drugie jest mi bardzo bliskie. Jednak przyznam, że najlepiej się czuję podczas prowadzenia dużych imprez, zjazdów, wręczania nagród, pikników i sylwestrów. Daje mi to ogromną radość.

 

Nieustannie oceniana, pod presją. Jak sobie pani z tym radzi?

Mam bardzo prosty i sprawdzony sposób. Tak na wszelki wypadek nie czytam nic w Internecie (śmiech). A podczas rozmowy ludzie nie mają na tyle odwagi, aby powiedzieć coś niemiłego czy wręcz przykrego. Bardzo ostrożnie wyrażają swoje opinie.

 

W telewizji cały czas coś się zmienia… Czuje pani oddech konkurencji na plecach?

Uważam, że jestem w bardzo dobrym momencie pod względem zawodowym. Świadoma swoich możliwości i wciąż chętna do pracy. Uwielbiam swoją pracę, ale nie jestem aż tak zdeterminowana, aby pojawiać się na wizji za wszelką cenę. Być może właśnie to pozwala mi spokojnie pracować i nie zastanawiać się, czy konkurencja czyha na moje miejsce czy jeszcze nie. Wiem, że wszystko ma swój początek i koniec. Póki mogę, daję z siebie naprawdę wszystko.

 

Dziennikarstwo to jednak fascynujący zawód, w którym udało się pani wiele osiągnąć. Jakie dziennikarskie wyzwanie było najtrudniejsze? Co dawało największą satysfakcję?

Mam nadzieję, że te największe wyzwania wciąż przede mną. Jestem ciekawa świata i nieustannie ciekawa mojego zawodu. Każdy kolejny dzień na Woronicza jest wyzwaniem, zwłaszcza programy na żywo, bo nigdy do końca nie wiadomo, co się wydarzy. Tak samo jest z prowadzeniem imprez plenerowych. To wszystko mnie napędza i sprawia, że wciąż bardzo mi się chce rozwijać.

 

Program Pytanie na śniadanie prowadzi pani z Michałem Olszańskim. Jak wam się razem pracuje?

Wyjątkowo, ponieważ Michał to wyjątkowy człowiek. Cieszę się, że połączono nas w duet. Jest wspaniałym i prawdziwym partnerem. W swoim życiorysie ma lata spędzone na posadzie dyrektora szkoły dla trudnej młodzieży, stąd wielkie doświadczenie psychologiczne. Zawsze znajdzie dobre słowo i wiem, że razem zawsze jakoś wybrniemy, choćby sytuacja w programie nagle stała się nie wiem jak beznadziejna.

 

Programy poranne wymagają bardzo wczesnego pojawienia się w pracy.

To prawda, dlatego kiedy mam taki program, wstaję o 5.00. Jeszcze do niedawna mieszkałam pod Warszawą. Dojeżdżałam do pracy 30 km, dlatego musiałam wstawać zdecydowanie wcześniej. Żyłam w wiecznym pędzie, bałam się, że nie zdążę, utknę w korku. Nieustanny stres był bardzo męczący.

 

Między innymi dlatego przeniosła się pani do miasta?

Tak, ale przede wszystkim po to, by mieć więcej czasu dla dzieci. Moje dziewczynki dorastają, potrzebują mnie, mojej opieki, rozmów ze mną. Chciałam, aby mnie miały na wyciągnięcie ręki.

 

Czy jako mama jest pani niezawodna?

Chciałabym, ale to niewykonalne. Po pracy staram się zajmować dziewczynkami bez względu na to, czy padam ze zmęczenia czy nie, ale czasami wracam na chwilę i wychodzę na wieczorne prowadzenie jakiejś imprezy. Wtedy na szczęście jest z dziewczynkami mój mąż, który jest wspaniałym ojcem.

 

O co najczęściej pytają panią córki podczas śniadania?

Na ogół są to zwyczajne pytania. Dużo rozmawiam o ich świecie, o tym, co w szkole, u koleżanek i kolegów. Padają także pytania dotyczące mojej pracy. Widzę, że bardzo się tym interesują.

 

To może pójdą w pani ślady?

Nie mam pojęcia. Nie robię nic, aby je zachęcać. Chciałabym, aby same dokonywały takich wyborów. Poszukiwały swoich ścieżek, rozwijały swoje zainteresowania. Mam nadzieję, że w przyszłości pójdą drogą, z której będą zadowolone.

 

Pani, jako mała dziewczynka, podobno nie chciała być „zwykłym człowiekiem”.

To nie tak. Ja chciałam być zwykłym człowiekiem, ale bardzo nie chciałam wieść zwykłego życia. Takiego dzielonego na pracę w ściśle wyznaczonych godzinach i z ogromnym wyprzedzeniem planowanym wypoczynkiem. Wiedziałam, że to nie dla mnie, że ja tak nie chcę. No i w pewnym sensie mam, czego chciałam. Bywa, że niczego nie jestem w stanie zaplanować (śmiech).

 

Jest pani szczęśliwą żoną?

Tak, ale nad związkiem trzeba pracować. Tutaj nie można spocząć na laurach. Mamy na swoim koncie cudowne chwile, ale także takie, w których wątpiliśmy w sens dalszego bycia razem. Na szczęście walczyliśmy o siebie i dzisiaj wiemy, że naprawdę było warto.

 

Rozmawiała: Beata Cichecka

ZOBACZ WIĘCEJ WYWIADÓW