Z dr. Andrzejem Szmurło, specjalistą dermatologiem z Centrum Medycznego Lim w Warszawie, rozmawia Grażyna Dziekan.

 

– Co to jest bielactwo?

– To odbarwienia na skórze, w postaci różnej wielkości plam. Niekiedy trudno je odróżnić od innych dermatoz. Na przykład od łupieżu pstrego, który jest drożdżycą, wywołaną przez tego samego drożdżaka co łupież na głowie.

Ten drożdżak zajmuje najczęściej dekolt i plecy, gdzie – na nieopalonej skórze – tworzy okrągłe lub owalne, dość małe, ale za to liczne, dobrze obramowane, brunatne ogniska. Jest on dla skóry swoistą ochroną, ponieważ filtruje promienie słoneczne. Ale jednocześnie rozkłada w niej barwnik, co sprawia, że miejsca, w których przebywa, nie opalają się. I to nawet jeszcze przez pół roku po wyleczeniu choroby. Notabene substancja, którą wytwarza, jest stosowana w kremach rozjaśniających. Inną dermatozą, z którą łatwo pomylić bielactwo, są znamiona: zarówno bezbarwne, które są białe, bo brak w nich melanocytów, jak i tzw. anemiczne, których bladość jest skutkiem niedokrwienia wynikającego z braku naczyń. Następnie – zmiany, które pozostają na skórze po leczeniu łuszczycy; one również mogą imitować bielactwo. I wreszcie – atopia. Bo tam, gdzie skóra się nadmiernie łuszczy, jest jaśniejsza. Jednak przejaśnienia skóry w atopii nigdy nie są tak dobrze odgraniczone jak w bielactwie. Ich brzegi są rozmyte.

 

– Przyczyny?

– Bielactwo może być wrodzone lub nabyte. Bardzo często się zdarza, że współistnieje ono z innymi chorobami, np. z autoimmunologicznym zapaleniem tarczycy. Ale przyczyny bielactwa wciąż nie są znane. Jedna z teorii mówi o samobójstwie melanocytów, inna o tym, że niszczą je wolne rodniki. A jeszcze inna o powstawaniu przeciwciał przeciw melaninie. Nawet ktoś kiedyś wpadł na pomysł, by izolować takie przeciwciała i leczyć nimi czerniaka. Jednak pomysł ten nie doczekał się realizacji.

Reklama

 

– Czy jest lekarstwo na bielactwo?

– Aktualnie nie ma lekarstwa, które byłoby skuteczne w każdym przypadku bielactwa. Być może bielactwo nie jest jedną chorobą. Może prowadzą do niego różne mechanizmy i to powoduje, że lek, który działa u jednych, u innych nie działa. Jedynym uniwersalnym sposobem na bielactwo jest maskowanie go – makijażem lub samoopalaczem. I jest to sposób godny polecenia, zwłaszcza gdy odbarwienia znajdują się na twarzy, a taka ich lokalizacja – wokół ust i oczu – jest bardzo częsta. A poza tym sposobem są jeszcze trzy, sprawdzone. Pierwszym jest naświetlanie odbarwień promieniami ultrafioletowymi – na słońcu lub przy użyciu lamp, metodą PUVA. Ma ono „zmusić” melanocyty do produkcji barwnika. Jednak czasem trzeba je stosować przez rok czy dwa (w postaci powtarzanych seansów), by dały efekt. A bywa też tak, że jedne plamy po nim znikają, a w innych miejscach powstają drugie. Ta metoda nie jest zresztą do końca bezpieczna, ponieważ ultrafiolet może indukować rozwój nowotworów w skórze, w tym groźnego czerniaka. Choć są już doniesienia, że skóra z bielactwem lepiej się broni przed czerniakiem niż skóra zdrowa. Drugim sposobem jest użycie substancji o nazwie takrolimus, która działa immunosupresyjne i stanowi składnik maści stosowanych w alergii – w atopowym zapaleniu skóry i w wyprysku. Jest ona skuteczna w tych postaciach bielactwa, które mają podłoże immunologiczne i szczególnie po naświetlaniu. Natomiast nie zaleca się stosowania jej łącznie z naświetlaniem, ponieważ – zmniejszając odporność – zwiększałaby ryzyko wywołania nowotworu przez ultrafiolet. I wreszcie trzeci sposób, najrzadziej stosowany (szkoła profesora Placka, z Gdańska), to autoprzeszczepianie melanocytów. Czyli pobieranie ich z miejsc, w których nie ma odbarwień i przeszczepianie w te, w których są. Jego efekt jest większy, gdy skórę się następnie opala. Natomiast już niezależnie od sposobu – tym łatwiej jest wyleczyć bielactwo, im krócej ono trwa. A jeśli bielactwo towarzyszy chorobie tarczycy – to wyleczenie tarczycy również poprawia wygląd skóry.