Co by powiedziała słynna vilcacora, jakby potrafiła mówić? Spróbujmy się zastanowić. Spróbujmy pospekulować.

 

Jestem z Wami od tysięcy lat…

To na pewno moglibyśmy usłyszeć z jej roślinnych ust. Vilcacora jest bowiem tak stara jak amazoński las, skąd pochodzi. Rośnie w jego wyższych partiach, a jej matecznikiem jest Montania – lesista i wilgotna kraina na wschodnich stokach Andów. To stamtąd w przeszłości roślina o współczesnej łacińskiej nazwie Uncaria tomentosa rozprzestrzeniała się na północ, w stronę dzisiejszego Ekwadoru, Kolumbii i Ameryki Środkowej. Największy i najczystszy las jest więc jej domem. A to na pewno wywarło na nią ogromny wpływ. Zadecydowało o tym, czym jest i co zawiera.

Tubylcy dość szybko zwrócili na nią uwagę. Po pierwsze dlatego, że ma charakterystyczny wygląd – jest lianą wyposażoną w trudne do pomylenia kolce, pozwalające na jej wczepianie się w pnie sąsiadujących z nią drzew. Po drugie – z tego powodu, że jej zdrewniała łodyga zawiera dużo wody. To dzięki temu, w czasie wędrówki przez puszczę, nie trzeba było zabierać z sobą zapasu wody. Wystarczyło odnaleźć w gąszczu vilcacorę i ukośnie naciąć jej łodygę, by móc napić się znajdującej się tam chłodnej wody. To amazońskim Indianom już od zawsze kazało się nią bardzo interesować. Kazało skupić na niej uwagę, a dzięki temu z czasem dało się zaobserwować, że roślina ta ma jeszcze inne niepowtarzalne właściwości. Dzięki nim z pewnością mogłaby powiedzieć:

 

– Bardzo się cieszę, że mogę być z Wami i mogę Wam wszechstronnie pomagać

Bo już Indianie zauważyli, że odwar z kory vilcacory ma właściwości terapeutyczne. Że jest on w stanie zmniejszyć ból w kościach i poprawić ruchliwość ich stawów. Że pijący go wojownik rzadziej choruje i zdaje się być bardziej odporny. Że tylko od czasu do czasu skarży się na ból gardła, a jego skóry nie imają się żadne narośle czy grzyby.

Oczywiście początkowo nie wiązano tego z vilcacorą, ale w związku z tym, że roślina była tak prastara i ludziom w Montanii towarzyszyła praktycznie od zawsze, było dość czasu, by to zaobserwować i zapamiętać. A potem w praktyce po wielokroć potwierdzić to, co najpierw było tylko mglistym przypuszczeniem. W rezultacie – po tysiącu, a może po dwóch tysiącach lat obserwacji – vilcacorę uznano za roślinę wyjątkową i świętą. Tak ważną, że Indianie zaczęli opowiadać o niej także białym, przez co dziś vilcacora mogłaby z dumą wyznać:

Reklama

 

– Z głębi lasu, po tysiącach lat, trafiłam na salony

Owe salony różnie można rozumieć. Po pierwsze – jako laboratoria. Bo po tym, jak rośliną tą zainteresowali się Arturo Brell czy Luis Schuler, vilcacorę zaczęto wszechstronnie badać. Najpierw oczywiście na jej rodzimym kontynencie, w Ameryce Południowej, ale zaraz potem w Europie i w Ameryce Północnej. I z wolna zaczęto rozumieć, dlaczego wśród południowoamerykańskich tubylców cieszyła się ona taką atencją: zawierała bowiem oksoindolowe alkaloidy pentacykliczne. Te zaś – jak wiadomo – są substancjami działającymi na system odpornościowy. Z kolei ten działa na cały organizm. Mobilizuje mechanizmy obronne człowieka. Limfocyty – owych niestrudzonych strażników ludzkiego organizmu – alkaloidy mobilizują do szczególnej aktywności, do wznoszenia bariery ochronnej, do zwalczania pojawiających się w organizmie patogenów – bakterii i wirusów. Stąd zadziwiająca wszechstronność działania vilcacory – obejmująca, przykładowo, zwalczanie opryszczki i podnoszenie odporności organizmu.

Po drugie – owe salony to sympozja naukowe. Bo o vilcacorze – po wykonaniu podstawowych badań – zaczęto publikować coraz więcej prac. Dziś naukowa bibliografia na temat terapeutycznych właściwości substancji zawartych w tej roślinie obejmuje bez mała kilka tysięcy pozycji. I ciągle się wydłuża, publikacji co roku przybywa.

Po trzecie – owe salony to półki apteczne. Vilcacora jako lek (np. Krallendorn) rejestrowana jest w tej chwili w coraz większej liczbie krajów. Jeszcze jej więcej w postaci suplementów diety i wyrobów medycznych – wystarczy wymienić Vilcacorę profilaktyczną, Vilcacorę 2020 UNO czy Vilcacorę MED. Ta lista także mogłaby być nieporównanie dłuższa.

 

– Ale ja wcale nie uważam, że to koniec. Raczej jestem przekonana, że to dopiero początek, początek długiej drogi…

To kolejna sentencja, którą vilcacora mogłaby powiedzieć. Bo potencjał, jaki w niej tkwi, zdaje się być ogromny. Badania nad jej właściwościami, mimo że z różną intensywnością trwają już od kilku dziesięcioleci, na pewno będą trwać jeszcze drugie tyle lub dłużej. Złożoność związków chemicznych wchodzących w skład tej rośliny jest naprawdę niepowtarzalna, a przez to wielce obiecująca. Między innymi dlatego vilcacora ma coraz więcej wpływowych protektorów, co w świecie leków roślinnych czy suplementów diety jest także istotne. W Chinach – na największym farmaceutycznym rynku świata – niestrudzonym promotorem vilcacory jest dr Jeshua Sheng, który przez wiele lat w Lund w Szwecji prowadził zakończone wielce obiecującymi rezultatami badania nad zastosowaniem roztworów wodnych i alkoholowych z vilcacory w białaczce. W Polsce jej orędowniczką jest prof. Iwona Wawer, która obszernie pisze o vilcacorze w swojej monografii suplementów diety „Suplementy diety dla Ciebie”. A na świecie sama WHO – Światowa Organizacja Zdrowia – która już w latach 90. XX wieku rekomendowała coraz szersze stosowanie vilcacory na wszystkich kontynentach.

 

– Trudno więc nie być optymistką!

Tym stwierdzeniem vilcacora na pewno mogłaby podsumować swoje wynurzenia. Takie nastawienie całkowicie potwierdza zeszłoroczny werdykt w sprawie przyznania medycznego Nobla: to zaszczytne wyróżnienie otrzymała Chinka Tu Youyou za stworzenie niezwykle skutecznego leku przeciwko malarii z bylicy rocznej – rośliny znanej od tysiącleci i od tak dawna zwyczajowo stosowanej w Chinach.

Czy któryś ze współczesnych badaczy vilcacory w przyszłości pójdzie w ślady profesor Tu Youyou z Chin?

Vilcacora zdaje się mieć taką nadzieję.

 

Wit Romanowski

zyj dlugo logo