Na pytanie o insulinę większość z nas odpowie, że jest to lek podawany diabetykom, czyli chorym na cukrzycę. To pierwsze skojarzenie. O tym, że zdrowy organizm sam ją produkuje, że jest to białko, hormon wytwarzany przez trzustkę, wiemy lub nie. Z pewnością jednak nad tym się nie zastanawiamy. W żywym organizmie, niczym w laboratorium, zachodzi tyle różnorakich procesów, a dzieje się to poza i niezależnie od naszej świadomości. Dopiero jakaś „awaria”, zakłócenia w przebiegu tych procesów, przypominają nam o istnieniu poszczególnych narządów i o roli, jaką każdy z nich spełnia.

 

Rolą trzustki, gruczołu umiejscowionego w górnej lewej połowie jamy brzusznej, w sąsiedztwie wątroby, żołądka i dwunastnicy, jest wytwarzanie trawiennych enzymów oraz insuliny, której nie wytwarza żaden inny narząd.

Gdy trzustka nie pracuje jak należy i wydziela za mało insuliny lub też wcale jej nie produkuje, to podnosi się poziom stężenia cukru we krwi. Rozwija się wówczas cukrzyca, którą leczy się, uzupełniając organiczny niedobór insuliny. Pierwsze skojarzenie sprowokowane słowem „insulina” było więc właściwe, choć logika podpowiada inny nieco ciąg asocjacji: insulina-trzustka-cukrzyca-insulinoterapia.

 

Bez insuliny ani rusz

– Insulina to hormon wpływający na gospodarkę węglowodanową. Wydalana przez komórki beta trzustki, trafia z krwią do różnych narządów – wątroby, mięśni, tkanki tłuszczowej. Wspomaga komórkowe spalanie glukozy, „paliwa” niezbędnego do życia, bo stanowiącego źródło energii. Brak insuliny uniemożliwiając to spalanie, powoduje podwyższenie poziomu glukozy we krwi. W skrajnych przypadkach, gdy te wartości są bardzo wysokie, powoduje to śpiączkę cukrzycową lub kwasicę cukrzycową, stanowiące zagrożenie dla życia. Współcześnie, co prawda, rzadko zdarzają się przypadki cukrzycowej śpiączki, a jeśli już, to często trafiają się dzieciom. Wzmożone pragnienie, częste i obfite oddawanie moczu, utrata wagi ciała bywa u dzieci i młodzieży objawem mogącym wskazywać na cukrzycę – mówi dr Ewa Semetkowska, dyrektor Regionalnego Centrum Diabetologii w Gdańsku.

U osób zdrowych wydzielanie insuliny następuje przede wszystkim po posiłkach. Jeśli zawierają one cukry proste (cukier, dżem, miód), węglowodany złożone (produkty mączne, ziemniaki), to w przewodzie pokarmowym powstaje glukoza, transportowana do krwi. Trzustka wydziela insulinę, aby zachować właściwy poziom glukozy. Prawidłowe wartości glikemii, czyli stężenia glukozy, u ludzi zdrowych to 80–110 miligramoprocent w osoczu krwi. Jeśli ten poziom, przy dwukrotnym pomiarze przekroczy 126, mówimy o cukrzycy. Aby rozstrzygnąć wątpliwości, czy pacjent rzeczywiście ma cukrzycę, wykonuje się tzw. krzywą obciążenia glukozą, popularnie zwaną „krzywą cukrzycową”. Oznacza się poziom glukozy we krwi na czczo, a następnie podaje do wypicia 75 g glukozy i po dwóch godzinach ponownie dokonuje analizy. Jeżeli stężenie przekracza 200 miligramoprocent, mamy do czynienia z cukrzycą. Gdy stężenie glukozy w dwie godziny po posiłku wynosi 140–199 miligramoprocent, mówimy o upośledzeniu tolerancji glukozy przez organizm. Tacy chorzy wymagają szczególnej opieki, obserwacji i ewentualnie podawania leków.

Reklama

 

Cukrzyca „lubi” otyłych

Cukrzyca jest chorobą społeczną, z którą zmaga się 5 proc. społeczeństwa. Sprzyja jej dziedziczność i styl życia – nieprawidłowe odżywianie, otyłość, brak wysiłku fizycznego. Liczba zachorowań na cukrzycę obu typów wzrasta, a dotyczy to zarówno Polski, jak i całego świata.

Częściej występuje cukrzyca typu II, cukrzyca ludzi dorosłych i starszych, związana z otyłością, nadciśnieniem tętniczym, zaburzeniami gospodarki lipidowej – wysokim poziomem cholesterolu i trójglicerydów.

Wiele wskazuje na to, że w najbliższych latach cukrzyca tego typu będzie problemem epidemiologicznym. Współczesna medycyna przedłużyła ludzkie życie. Skutecznie m.in. leczy nadciśnienie tętnicze. „Nadciśnieniowiec” pozostający przez długie lata pod opieką lekarską, dożyć może sędziwego wieku. Jeśli będzie osobą z nadwagą, zażywającą mało ruchu, przyśpieszającego spalanie glukozy w mięśniach, to prawie pewne, że w jakimś momencie pojawią się u niego objawy cukrzycy. Dlatego też coraz większą wagę przywiązuje się do prewencji, której popularną formą stają się ogólnodostępne, uliczne pomiary poziomu cukru i ciśnienia tętniczego.

– Z takich masowych badań wynika, że skala zagrożenia cukrzycą jest większa niż owe statystyczne kilka procent, gdyż upośledzenie tolerancji dotyczy 16 proc. badanych – twierdzi prof. dr hab. Barbara Krupa-Wojciechowska z Zakładu Nadciśnienia Tętniczego i Diabetologii Akademii Medycznej w Gdańsku. Zrozumiałe więc staje się obserwowane obecnie zjawisko wtórnej integracji medycznych dyscyplin. Wyodrębnione kiedyś w wąskie specjalizacje, skupione na poszczególnych jednostkach chorobowych, współpracują ściśle ze sobą, zacierając ostre podziały.

Cukrzyca typu I dotyka dzieci i młodzież, stanowi 10 proc. wszystkich cukrzycowych przypadków. Zdarza się wykrywać ją nawet u kilkumiesięcznych niemowląt.

Przy cukrzycy typu I upośledzone jest funkcjonowanie trzustki, której komórki w ogóle nie wydzielają insuliny. Chorym trzeba ją podawać i to przez całe życie. Cukrzycę typu II, zwaną też cukrzycą insulinozależną lub wieku podeszłego, początkowo leczy się specyfikami doustnymi, ale po paru latach należy zazwyczaj sięgnąć po insulinę, która już większości pacjentów będzie niezbędna do końca. Bywa jednak, że u tych chorych insulinę stosuje się tylko okresowo, w związku z ostrą infekcją, zabiegiem operacyjnym.

 

Kanadyjskie odkrycie

Insulinę wykryli w 1921 roku Kanadyjczycy: lekarz Banting i student biochemii Best. Zastosowano ją po raz pierwszy rok później u 14-latka, chorego na cukrzycę typu I. Kanadyjskie odkrycie zmieniło jakość życia diabetyków, a uratowało od śmierci wielu chorych na cukrzycę młodzieńczą.

– To była prawdziwa rewolucja. Wykrycie insuliny oznaczało ratunek dla chorych, którzy na oczach bezradnych lekarzy ginęli wśród objawów głodu i śpiączki cukrzycowej.

Ale dość prymitywne początki leczenia insuliną stosowaną w cukrzycy typu I jeszcze przed II wojną światową nie były pasmem sukcesów. Insulinę, w postaci tabletek lub proszku, rozpuszczano przed wstrzyknięciem w wodzie. Ponieważ były to insuliny zwierzęce, więc często powodowały odczyn immunologiczny, jaki daje obce białko. A poza tym wtedy i jeszcze długo potem nie wypracowano skutecznych metod leczenia, jakie obecnie gwarantuje dobra insulina, właściwie dobrana terapia i świadomość samych pacjentów. Wyposażenie ich w glukometry umożliwiające miarodajny pomiar glikemii we krwi od kilkunastu już lat umożliwia korygowanie dawek insuliny w zależności od sytuacji.

– Teraz przypadki śpiączek cukrzycowych należą w szpitalnych salach do rzadkości, a jeszcze 30 lat temu był to wielki problem. Dla „śpiączek” wydzielano całe oddziały. Pacjenci zapadali w śpiączkę i umierali mimo podawania insuliny. Na ogół nie było to konsekwencją złej czy zbyt późnej diagnozy, lecz błędnego dawkowania insuliny. Lekarze nie umieli jeszcze właściwie prowadzić chorych, chorzy zaś nie potrafili się dostosować do ograniczeń i rygorów. Aby wyprowadzić ze śpiączki, powszechnie stosowano duże dawki insuliny. Dopiero później, gdy odkryto znaczenie równowagi wodno-elektrolitowej i jej wpływ na stan pacjenta, porcje zmniejszono – wspomina prof. Krupa-Wojciechowska.

 

Zwierzęce i ludzkie, o krótkim i długim działaniu

Przez dziesięciolecia insuliny były insulinami zwierzęcymi, z trzustek wieprzowych i wołowych.

– Insulina wieprzowa różni się od ludzkiej jednym aminokwasem, wołowa – dwoma. Od co najmniej kilkunastu lat już ich się nie stosuje, chociaż niektórzy starsi pacjenci dobrze je wspominają.

Mamy insuliny krótko i długo działające. Pierwsze działają ok. 6 godzin. Podaje się je albo łącznie z insuliną długo działającą, albo 3–4 razy dziennie przed posiłkami. Wtedy chorzy otrzymują jeszcze dodatkowo insulinę długo działającą na noc lub rano, aby zapewnić prawidłowe stężenie insuliny. Są to spreparowane, dzięki inżynierii genetycznej, insuliny ludzkie; budowa ich cząsteczki odpowiada insulinie naturalnej.

Obecnie dostępne są preparaty stanowiące mieszankę obu tych insulin. Korzystają z nich – dwa razy dziennie– głównie pacjenci z cukrzycą typu II.

Chorzy na cukrzycę typu I wymagają intensywnego leczenia insuliną. Przed głównymi posiłkami otrzymują insulinę krótko działającą, a długo działającą przed snem i ewentualnie rano.

W użyciu są też analogi insuliny. Inżynieria genetyczna poszła dalej, wymieniając w cząsteczce insuliny pewne aminokwasy. Dzięki temu analogi są bardziej wartościowe od insuliny ludzkiej. Insulinę ludzką podaje się na pół godziny przed posiłkiem, analogi insuliny krótko działającej można stosować bezpośrednio przed jedzeniem, co jest dla pacjenta wygodniejsze.

– Terapia insulinowa miewa niekiedy niepożądane skutki. Niekiedy dochodzi do spadku poziomu glukozy we krwi, poniżej 70–60 miligramoprocent, czyli do hipoglikemii. Pacjenci odczuwają wtedy głód, pocą się, mają drżenie rąk, uczucie niepewności, zaburzenia wzroku. Te objawy to dla pacjenta sygnał, by sięgnąć po cukier, coca-colę, sok pomarańczowy. Jeśli tego nie zrobi, może dojść nawet do utraty przytomności. Nasi pacjenci wiedzą, jak reagować. Mają też specjalne preparaty, glukagon, który podany domięśniowo, zapobiega hipoglikemii. Bywa, że potrzebna jest pomoc lekarza i dożylny zastrzyk glukozy – wyjaśnia dr Semetkowska.

– Czasem więc podawanie insuliny okazuje się niewystarczające. Leczenie chorych na cukrzycę jest trudne – kontynuuje. Złe ustawienie dawek insuliny może mieć fatalne skutki dla zdrowia, a nawet życia chorego. Utrzymanie prawidłowego poziomu glukozy to balansowanie pomiędzy zbyt wysokimi wartościami, a niepożądanym nadmiernym obniżeniem. Tylko poziom zbliżony do normy gwarantuje uniknięcie powikłań cukrzycy. Wymaga to nie tylko współpracy lekarza z pacjentem, ale i świadomości pacjenta, przygotowania go do tej współpracy. Nasi chorzy przechodzą gruntowną edukację, przychodzą do szkoły – pięć razy w tygodniu na trzy godziny. Uzyskują wiadomości na temat choroby, uczą się badać poziom cukru przy pomocy glukometrów, robić zastrzyki i dopasowywać dawki insuliny do składu posiłków i wysiłku fizycznego, który obniża poziom glukozy.

 

Insulina w aerozolu?

Insuliny nie można podawać doustnie, gdyż ulega rozpadowi w przewodzie pokarmowym i nie działa. Chorym pozostaje więc zastrzyk podskórny i być może dlatego pacjenci jakoś boją się insuliny, do której przekonuje ich dopiero wyraźna poprawa samopoczucia. Wykonanie zastrzyku jest teraz łatwe. Robi się to specjalnymi wstrzykiwaczami, które kształtem przypominają pióro do pisania i dlatego – z angielskiego – nazywają się penami. Wstrzykiwacz ma cieniutką igłę i pozwala odmierzać dawki insuliny. Kilka miejsc na ciele nadaje się do takich iniekcji: brzuch, okolice pępka, udo i przedramię. Insulina wstrzyknięta w brzuch wchłania się najlepiej, najgorzej – z przedramienia.

Peny są wygodne, można je zawsze mieć przy sobie – w pracy, w podróży, na towarzyskim spotkaniu. Jeszcze kilkanaście lat temu do zastrzyków używało się zwykłych strzykawek oraz grubych igieł, które trzeba było codziennie gotować.

– Na świecie próbuje się podawać insulinę metodą wziewną, poprzez inhalacje – mówi dr Ewa Semetkowska. – Na niedawnym sympozjum europejskiego towarzystwa diabetologicznego w Budapeszcie zaprezentowano wiele prac i badań prowadzonych w USA i w Danii. Możliwe, że się to upowszechni.

Insulinę możemy też podawać w pompach. Część naszych pacjentów, szczególnie dzieci i młodzież, ale też osoby starsze, ma takie pompy, które wbrew nazwie są niewielkimi urządzeniami. Z powodzeniem mieszczą się na dłoni. Mają nabój z insuliną i podskórny dren. Pompa dawkuje lek, nawet przez całą dobę, z dokładnością do 0,2 jednostki. Chorzy korzystający z pompy osiągają dobre wyniki. Ale urządzenie jest drogie – kosztuje 18 tys. zł, a comiesięcznie jego wyposażenie – ok. 600 zł.

Czy leczenia insuliną nie da się zastąpić inną, nowoczesną terapią? Nie należy tego wykluczyć.

Badania kanadyjskie wykazały niedawno, że przeszczepienie komórek beta trzustki do żyły wątrobowej umożliwia wydzielanie przez nie insuliny. Jest więc nadzieja dla diabetyków, choć medycyna musi się jeszcze uporać z naturalną reakcją organizmu odrzucającego przeszczep, starającego się zniszczyć te komórki.

 

Anna Jęsiak

 

…………

 

Czy wiesz, że...

  • Komórki beta trzustki, wytwarzające insulinę, znajdują się w specjalnych skupiskach, zwanych wyspami trzustkowymi (Langerhansa).
    Nazwa ta pochodzi od nazwiska uczonego, który po raz pierwszy opisał wyspy trzustkowe i zawarte w nich komórki. Wyspy Langerhansa zbudowane są z komórek beta i z komórek alfa. Komórki beta wytwarzają i wydzielają insulinę, a komórki alfa – glukagon.
    Glukagon działa przeciwnie do insuliny. Powoduje, że w sytuacji zmniejszenia zawartości glukozy we krwi uwalniana jest ona z zapasów wątrobie.
  • Zawartość glukozy we krwi zwiększa się pod wpływem innych hormonów, które powodują, że cząsteczki glukozy uwalniają się ze zgromadzonych w organizmie zapasów. Należą do nich hormon stresu, hormon wzrostu, glukagon. Wartość glikemii zależy od spożytego pokarmu oraz od ilości glukozy uwolnionej z mięśni i wątroby, stymulowanej przez te trzy hormony.
  • Znaczny deficyt insuliny we krwi powoduje gromadzenie się w niej związków ketonowych. Mimo wydalania z moczem jest ich coraz więcej. Skrajny stan zatrucia związkami ketonowymi w wyniku braku insuliny nazywamy kwasicą ketonową. Jest to stan bezpośrednio poprzedzający śpiączkę cukrzycową. Stanowi ostre powikłanie cukrzycy i zagraża życiu chorego.