Ziewnąć potrafi już 11-tygodniowy płód w łonie matki, ale dopiero między pierwszym a trzecim rokiem życia uczymy się ziewaniem reagować na ziewanie. Zaraźliwość jest spora, bo aż 55 proc. ludzi ziewnie w ciągu 5 minut od zobaczenia osoby ziewającej, częściej panowie niż panie. Przeciętne ziewnięcie, podczas którego tętno może się podnieść nawet o 30 proc., trwa ok. 6 sekund.

 

Tyle o ziewaniu, elegancko zwanym „braniem głębokiego oddechu” wiemy na pewno. Nie wiemy jednak najważniejszego: dlaczego? Najczęściej ziewamy – tak się przypuszcza – wtedy gdy się nudzimy, jesteśmy śpiący albo nasz organizm „woła” o tlen. Trudno jednak podejrzewać o senność lub znudzenie człowieka, który za chwilę ma wystąpić z solowym koncertem skrzypcowym, młodego człowieka przed wejściem na egzamin maturalny albo biegacza przed startem w olimpijskim biegu. A przecież takie sytuacje się zdarzają.

 

 

Co na to nauka?

Nauka specjalnie się ziewaniem nie zajmuje, bowiem nie ma zapotrzebowania na wyjaśnienie tego zjawiska. Ciekawe, dlaczego? Może dlatego, że już samo myślenie lub czytanie o ziewaniu sprawia, że zaczyna się ziewać?

Od lat, ale tylko w wolnych chwilach, badania nad ziewaniem prowadzi neuropsycholog z Uniwersytetu Stanu Maryland w Baltimore, Robert Provine. Uważa on, że być może chodzi o atawizm spełniający jakąś, niezbadaną jeszcze, rolę w sytuacji kiedy próbujemy rozładować napięcie nerwowe.

Być może to rzeczywiście ewolucyjna pozostałość po przodkach, dla których kiedyś ziewanie było np. oznaką zadowolenia lub sygnałem ostrzegającym przed niebezpieczeństwem.

Trzeba jeszcze wspomnieć, że ponad wszelką wątpliwość ustalono, iż niektóre neuroprzekaźniki, np. dopamina i neuropeptydy, wstrzyknięte do podwzgórza, powodują większą częstotliwość ziewania. Takie badania przeprowadzono na zwierzętach, które – podobnie jak ludzie i niektóre ptaki – też przecież ziewają.

Reklama

 

Więcej tlenu?

Ciągle jednak najczęściej ziewanie kojarzy się z ochotą na spanie i nudą. I coś w tym jest. Człowiek zmęczony lub znudzony oddycha wolniej, więc rzadziej płuca otrzymują nową porcję tlenu. We krwi jest więcej dwutlenku węgla, zatem mózg wysyła do płuc sygnał: „weź głęboki oddech” i to – jak powiadają niektórzy – cała filozofia ziewania.

W 1987 roku wspomniany już Robert Provine wraz z zespołem przeprowadził eksperyment, który miał dać jednoznaczną odpowiedź na pytanie, czy ziewając wołamy o tlen.

Grupie ochotników podawano do oddychania:

  • mieszankę z mniejszą zawartością tlenu, a większą dwutlenku węgla
  • czysty tlen
  • zwykłe powietrze (mieszanina azotu (78,08%), tlenu (20,95) i innych gazów, w tym także dwutlenku węgla (0,03%).

Okazało się, że choć wdychanie stuprocentowego tlenu, podobnie jak mieszanki ze zwiększonym stężeniem dwutlenku węgla sprawiało, że osoby biorące udział w eksperymencie oddychały szybciej, to nie miało to żadnego przełożenia ani na częstotliwość, ani na długość ziewania.

W następnym etapie badania grupa skupiona wokół Provine’a próbowała w inny sposób ustalić związek między oddychaniem a ziewaniem. W celu kazali osobom badanym ćwiczyć, bowiem gimnastyka powoduje szybsze i częstsze oddechy. I tym razem okazało się, że żadnego związku nie ma.

Czyli: ziewaniem kieruje coś innego, nie ma to związku z obecnością dwutlenku węgla.

 

Jednak nuda?

Znudzenie jako jedna z przyczyn ziewania jest często brane pod uwagę. Dziecko, które się nudzi, ziewa otwarcie. Natomiast dorosły człowiek stara się zapanować nad spontanicznymi odruchami. Ziewając, zasłania usta dłonią, aby ukryć znużenie. Także po to, by nie wprawić towarzystwa w zakłopotanie.

Robert Provine pokusił się o badania, podczas których młodych ludzi poproszono o oglądanie teledysków nadawanych przez jedną z muzycznych stacji telewizyjnych, a innym razem tych samych młodzieńców posadzono przed ekranem, kiedy telewizja nadawała programy publicystyczne i popularnonaukowe.

Hipoteza jakoby nuda prowokowała do ziewania potwierdziła się, choć tylko w części. Choć bowiem ziewano i na muzycznym i na „gadanym” programie, to jednak na publicystyce ziewano częściej i ziewnięcia były dłuższe. Ale jednak ziewano na obu programach. Więc nie tylko o nudę chodzi.

 

A może stres?

Sądzi się, że tą częścią mózgu która odgrywa ważną rolę w ziewaniu jest podwzgórze mózgowe. W podwzgórzu mózgowym znajdują się m.in. nadrzędne ośrodki autonomicznego układu nerwowego, ośrodki regulujące stałość wewnętrznego środowiska fizykochemicznego organizmu (m.in. temperatura ciała, pobieranie pokarmu – ośrodek głodu i sytości), także ośrodek reakcji emocjonalnych. I być może o emocje właśnie chodzi?

Za taką, „emocjonalną”, wersją przemawiają choćby napady ziewania w bardzo stresujących momentach.

Zauważono też, że częste i głębokie ziewanie jest jednym z objawów abstynencji, kiedy to delikwent pozostaje w ciągłym stresie.

 

Ziewać każdy może?

R. Provine nie poddaje się i ciągle wraca do problemu ziewania. Jakiś czas temu wysunął przypuszczenie, że być może ziewanie spełnia funkcję podobną do przeciągania się. Jedno i drugie podwyższa ciśnienie krwi, przyspiesza tętno i uelastycznia mięśnie i stawy.

Zasady dobrego wychowania nakazują, by przeciąganie się najlepiej uskuteczniać w samotności.

Podobnie jest z ziewaniem. W starym, dziewiętnastowiecznym poradniku przeczytałam taką wskazówkę: jest w złym guście ziewać przy innych ludziach. Jeżeli ktoś niespodziewanie musi ziewnąć, niech pomasuje swoje czoło w górę i w dół, a uczucie wywołujące ziewanie ustanie. Jeśli to nie pomaga, może z zamkniętymi ustami oblizać od wewnątrz wargi, lub po prostu zakryć ziewnięcie dłonią bądź rękawem w taki sposób, by nikt nie zauważył, co robi.

 

Lepiej kichać niż ziewać?

Tradycja muzułmańska, czyli sunna przekazuje słowa Proroka: „Zaprawdę, Bóg ukochał sobie kichanie, a nienawidzi ziewania!” i w innym miejscu: „Ziewanie pochodzi od diabła”.

Wynikało to z tego, że kichanie jest oznaką aktywności, zaś ziewanie – znudzenia i lenistwa. Może coś w tym jest – wszak to kichającemu, a nie ziewającej osobie życzy się zdrowia i powodzenia!

 

Jolanta Ossowska