Każdego dnia samolotami podróżują ponad 3 miliony pasażerów. Czy może to być dla nich niebezpieczne? Tak. Niebezpieczeństwo stanowi jednak nie tylko ewentualna katastrofa, ale także... zbyt długo trwająca podróż.

 

W klasie turystycznej odległość między fotelami wynosi zwykle od 76 do 86 cm, a w niektórych liniach nieco mniej. Moje zdziwienie nie miało jednak granic, gdy niedawno lecąc do Egiptu, nie mogłam swobodnie zmieniać ani ułożenia nóg, ani się nawet powiercić – tak ciasno nie miałam dotąd na pokładzie samolotu żadnej ze światowych linii! Co prawda nie dysponowałam centymetrem, aby zmierzyć rekomendowane odległości, gołym okiem jednak dało się ocenić, że przestrzeń pomiędzy siedzeniami zdecydowanie została pomniejszona...

Ciasnota ogromna! Jak więc w takiej sytuacji przeciwstawić się tkwieniu przez wiele godzin w tej samej pozycji – mając na dodatek pod nogami podręczną torebkę, a także świadomość, że z przejścia środkiem samolotu można korzystać tylko w stopniu ograniczonym, gdyż opanowały je wózki, z których stewardesy oferują podróżnym posiłki, napoje, kanapki i bezcłowe towary?! Jak zapobiec zastojowi krwi albo kiepskiemu jej przepływowi przez dolne kończyny – a w efekcie zakrzepom (zamknięciu żył skrzepliną uniemożliwiającą prawidłowy obieg krwi), które w jakimś fragmencie mogą się oderwać i... zacząć wędrować z biegiem krwi do serca, do rozgałęzień tętnicy płucnej?! Zwłaszcza że te zakrzepy nie manifestują się (na ogół) jakimiś szczególnymi objawami – za wyjątkiem mrowienia, drętwienia czy puchnięcia nóg np. w kostkach...

 

Syndrom klasy ekonomicznej

Mam świadomość, że groźną dla zdrowia, a nawet dla życia zakrzepicą nie można absolutnie straszyć! Przypadków wywołanych syndromem klasy ekonomicznej (a ta nazwa ukrywa także ciasnotę na pokładach samolotów) nie odnotowuje się masowo – pomimo że samolotami podróżują dziś miliardy ludzi. Zresztą kilka lat temu – na zlecenie linii lotniczych Lufthansa – berliński lekarz, Helmut Landgraf przeprowadził badania nad „economy-class-syndrome”. I na ich podstawie stwierdził (co opublikował „Frankfurter Allgemeine Zeitung” w 2001 roku), że:

„[...] zdrowi pasażerowie, w czasie długich podróży lotniczych, przy rozsądnym zachowaniu nie są narażeni na zwiększone ryzyko wystąpienia zakrzepicy. Tym niemniej u ludzi, u których występują już czynniki ryzyka, ryzyko wystąpienia zakrzepicy dodatkowo wzrasta”.

Wypowiedź dr. Landgrafa warta jest przemyślenia, prawda? Przed wykupieniem biletu lotniczego powinniśmy więc przyswoić sobie podstawową wiedzę. A ta mówi, że choroba „zakorkowania” żył w nogach dotyka najczęściej:

  • osoby powyżej 60. roku życia;stosujące terapię hormonalną;
  • chorujące na żylaki lub wrodzone zaburzenia krzepnięcia krwi;
  • po operacjach lub urazach;
  • z dużą nadwagą;
  • nałogowych palaczy;
  • narkomanów;
  • kobiety w ciąży.

Nie panikując, ani nie zniechęcając nikogo do podniebnych uniesień, chcę tu zwrócić uwagę na rzecz nader ważną. Na... podstępność zakrzepicy, która może mieć związek z lotem!

Ta – co charakterystyczne – nie musi wcale objawić się od razu, w samolocie. Tak było np. u trzech brytyjskich lekkoatletów, którzy dopiero po przylocie do Sydney na olimpiadę i po dokładnym lekarskim przebadaniu musieli poddać się terapii z powodu wystąpienia zakrzepów. Tak było i u 28-letniej nauczycielki, która podróżując (przy oknie) z Nowej Zelandii do Londynu, spędziła w powietrzu ponad 20 godzin, a zator płucny dopadł ją w domu, na dodatek po kilkunastu dniach. Ale już w przypadku innej pasażerki – sześćdziesięcioletniej Kanadyjki – podróż, niestety, zakończyła się tragicznie. Kobieta straciła przytomność, czekając w porcie na odbiór bagażu. Zmarła jeszcze na lotnisku...

Reklama

 

Pompy łydki i stopy

Kiedy z dr. Mariuszem Kózką, specjalistą chirurgii ogólnej i naczyniowej, członkiem Zarządu Polskiego Towarzystwa Flebologicznego rozmawiałam o mechanizmach służących prawidłowemu przepływowi krwi w naszym organizmie, zwrócił on uwagę na... pompy mięśniowe łydki i stopy człowieka. Na ich działanie, które polega na naprzemiennym zginaniu i prostowaniu poszczególnych stawów i mięśni; ogromne znaczenie mają tu mięśnie szkieletowe podudzia, czyli łydki, i mięśnie stopy.

W łydce zatem tkwi siła powodująca przesuwanie krwi żylnej w najniższych partiach ludzkiego ciała!

Dlatego częsty ruch ma zasadnicze i zbawienne znaczenie dla transportowania krwi w żyłach nóg – poprawia bowiem jej krążenie. Tymczasem w samolotach jest ciasno, łydka przywiera do brzegu fotela...

Przewoźnicy – a trzeba to też wiedzieć – z ofiarami zakrzepicy spotykali się już nieraz w sądach. 5 listopada 2009 roku (dla przykładu) brytyjska Temida wezwała do siebie przedstawicieli aż 28 największych światowych linii (w tym: British Airways, American Airways, KLM), by się wytłumaczyli, a także finansowo zrekompensowali 58 pasażerom utratę zdrowia, jaką ponieśli na pokładach samolotów. W Polsce po raz pierwszy pozew sądowy wniósł pasażer w roku 2004.

 

DVT

Nazwa „economy-class-syndrome” – ukuta w 1977 roku przez brytyjskich badaczy: Symingtona i Stacka – nie do końca jednak oddaje istotę powstawania zastoju krwi w kończynach, a w następstwie groźnych dla zdrowia czy życia zatorów. Lekarze wolą dziś używać angielskiego skrótu DVT – deep venous thromboses. Dlaczego?

Dlatego, że zakrzepica – co jest też argumentem dla podniebnych przewoźników! – nie występuje tylko i wyłącznie u pasażerów klasy turystycznej. Przytrafia się też ludziom przemieszczającym się – przez kilka czy kilkanaście godzin! – turystycznymi autobusami wypełnionymi (na ogół) gęsto fotelami. I tym, którzy mnóstwo czasu spędzają za kierownicą własnego czy służbowego samochodu. A nawet przy komputerze...

W Stanach Zjednoczonych – według raportu American Heart Association – każdego roku ofiarami zakrzepicy pada ponad 2 mln ludzi – 60 tys. z nich umiera. Niemcy informują o 100 tys. zachorowań – w tym o 30 tys. zgonów. Polska służba zdrowia rejestruje rocznie 57 tys. zakrzepic i 36 tys. zatorów płucnych. Jak widać, trudno za tę chorobę byłoby obarczyć tylko i wyłącznie linie lotnicze. Choć te absolutnie powinny dołożyć więcej starań, aby zminimalizować i swoją winę...

Ryzyko zakrzepicy rośnie wraz z długością lotu – to oczywiste.

 

Niebezpieczeństwo... pod kolanami

Coraz więcej podróżujemy. Ba, w samolotach (i autokarach wycieczkowych) coraz częściej spotykamy seniorów. Emerytów, którzy wreszcie mają czas na realizację marzeń, a na dodatek mogą skorzystać ze zniżek, które to umożliwiają. Byłoby więc dobrze, aby wszyscy wzięli sobie do serca, że największe niebezpieczeństwo podróży ukrywa się w miejscu, w którym trudno się go spodziewać – dokładnie: pod naszymi kolanami! Dlatego – aby uniknąć zakrzepicy – trzeba: zginać nogi i rozciągać ręce co 30 minut; unikać krzyżowania nóg podczas siedzenia; ubrać się do podróży w luźne spodnie czy spódnicę. I jeszcze: nie zażywać tabletek nasennych, za to pić bardzo dużo wody.

 

* * *

Na wszelki wypadek przypomnę, że ograniczony ruch dobrze nie służy nie tylko pasażerom. Normalne, ziemskie warunki w powietrzu też przecież stają się... anormalne. M.in. dlatego że:

  •  Ciśnienie w kabinie jest niższe niż na powierzchni ziemi – równe ciśnieniu powietrza na wysokości 1500–2000 m powyżej poziomu morza. Dobrze znoszą je ludzie zdrowi, ci z zaburzeniami układu krążenia czy oddechowego powinni się skonsultować przed podróżą z lekarzem.
  • Dokuczają bóle uszu spowodowane wyrównywaniem ciśnienia. Dlatego w razie bólu uszu trzeba: ziewać lub przełykać; żuć gumę; podjąć próbę wydmuchiwania powietrza przez nos.
  • Względna wilgotność w kabinie pasażerskiej wynosi 20 procent, jest więc stosunkowo niska i może powodować uczucie suchości w ustach, nosie i oczach. Dlatego dobrze w czasie podróży bardzo dużo pić (ale nie alkoholu czy kawy!) i używać kremów nawilżających skórę.
  • Jet lag to zakłócenie rytmu dnia, zwłaszcza gdy przelatuje się przez kilka stref czasowych. Pasażer wówczas może odczuwać ból głowy, zmęczenie, niestrawność, brak koncentracji uwagi.

 

Teresa Bętkowska