Mówią o nim „kłamstwo, które leczy” albo „oszukiwanie mózgu”. Nie ulega bowiem kwestii, iż to właśnie mózg odpowiada za pozytywną reakcję naszego organizmu na lek, który wcale nie jest lekiem, a tylko go „udaje”. Pod postacią tabletki, mikstury lub zastrzyku kryje się obojętna substancja niemająca niczego wspólnego z medykamentem. Polecona przez lekarza z zapewnieniem o skuteczności w określonych dolegliwościach, rzeczywiście przynosi ulgę. A czasem daje efekt porównywalny z działaniem prawdziwego leku, czy nawet nieco lepszy. Zjawisko to znane jest jako efekt placebo.

Wykorzystywane w badaniach klinicznych, a także w przemyśle farmaceutycznym przy testowaniu nowych specyfików, samo jest jednocześnie przedmiotem naukowej refleksji. Interesujący i nie do końca rozpoznany pozostaje mechanizm efektu placebo. Kluczem do jego wyjaśnienia są procesy zachodzące w mózgu, siła naszej wiary i potęga sugestii.

 

Wszystko w głowie

Z efektem placebo stykamy się niejednokrotnie w życiu codziennym. Boli nas na przykład głowa, a ktoś ze znajomych podaje nam środek, którego jeszcze nie znamy. Zapewnia, że ból ustąpi po kilku minutach i rzeczywiście tak się dzieje. Rola sugestii nie jest tu bez znaczenia. Być może dolegliwość minęłaby i wówczas, gdyby zamiast przeciwbólowej tabletki zaoferowano nam np. witaminę C z informacją, że to nowy, wyjątkowo skuteczny preparat. Sugestywna zachęta połączona z zaufaniem, słowem – pozytywne nastawienie – mogłoby, choćby na krótko, ból złagodzić. Nie od dziś przecież wiadomo, jaką rolę, w leczeniu nawet bardzo ciężkich chorób, odgrywają nie tylko skuteczne medyczne terapie, lecz także psychika pacjenta. Jego chęć wyzdrowienia, wiara w sens walki z chorobą i pomyślny finał leczenia, wreszcie – zaufanie do lekarza.

Efekt placebo jest zjawiskiem natury psychologicznej, kolejnym potwierdzeniem, tego, że wiara czyni cuda, a słowo, ufność pokładana w lekarzu i jego metodzie oraz traktowana jak lek substancja całkowicie obojętna, może niekiedy zdziałać to samo lub  więcej niż prawdziwe lekarstwo, choć będzie to efekt krótkotrwały – mówi mgr Magdalena Klasik, psycholog kliniczny. – Efekt placebo wykorzystuje się w badaniach skuteczności nowych leków. Prowadzi się z je zachowaniem całkowitego bezpieczeństwa osób poddawanych doświadczeniom. Czasem wiedzą one zresztą, że uczestniczą w eksperymencie, czasem są tego nieświadome, podobnie jak lekarze podający im testowany specyfik i placebo. W leczeniu psychiatrycznym, oczywiście, nie stosuje się placebo. Sporadycznie, w sytuacjach bez wyjścia, gdy pacjent jest szczególnie pobudzony i domaga się leków, podaje się mu np. witaminę, która na pewien czas go uspokaja, czyli daje taki rezultat, jakiego oczekiwał. Wyraźnie zaznacza się tu działanie autosugestii.

 

Historia i współczesność

Ogromnym zaufaniem swoich klientów cieszył się aptekarz Emil Coue żyjący na przełomie XIX i XX wieku. To właśnie jego praktyki zapoczątkowały badania, które doprowadziły do wykrycia efektu placebo. Coue polecał mianowicie mieszankę mąki i cukru jako skuteczne lekarstwo na różne dolegliwości nękające jego klientów. I, o dziwo, jego kuracja przynosiła bardzo dobre rezultaty. Substancje niebędące lekiem, ale też same w sobie nieszkodliwe, pod wpływem sugestii i pozytywnego nastawienia działały jak lekarstwo. Wyzwalały po prostu energię organizmu, mobilizowały jego siły obronne.

Efektem placebo (placebo to po łacinie – spodobam się, zadowolę) zajęto się naukowo w połowie XX wieku. W Niemczech na przykład pojęcie „placebo” zaistniało w ścisłym związku z oceną skuteczności i tolerancji leków przeprowadzaną w ramach badań klinicznych. Skuteczność definiowano wówczas jako przeciwieństwo placebo, czyli substancji obojętnej i nieskutecznej, lecz stosowanej przez pacjenta i odpowiadającej jego wyobrażeniom o farmakoterapii.

 

Pozory i kolory

Szczegółowe badania efektu placebo podjęto dopiero niedawno. Udowodniono, iż na ten efekt wpływa nie tylko pozytywne nastawienie do lekarza i ordynowanej przez niego terapii, lecz także inne, zdawałoby się, mało istotne czynniki, jak choćby kształt i kolor tabletki, a także postać leku. Placebo działa zdecydowanie lepiej jeśli pastylka jest duża, czerwona i gorzka, jeżeli poleca nam ją znany lekarz. Efekt potęguje się, gdy ten „lek” ma wysoką cenę, łacińską nazwę, zagranicznego producenta i nie jest łatwy zdobycia. Informacja o możliwości wystąpienia ubocznych skutków po zażyciu „leku” (mdłości, zawroty głowy) również podnosi jego wartość w świadomości pacjenta, podobnie jak zalecenie zwiększenia dawki. Kapsułki i zastrzyki okazują się bardziej skuteczne od tabletek; zastrzyk dożylny i bolesny działa lepiej niż domięśniowy. W konkurencji między tabletką a płynem wygrywa płyn. Kapsułki dwubarwne, czerwono-szare, częściej wywołują działania uboczne. Małe czerwono-pomarańczowe kapsułki i duże brązowo-zielone skutkują lepiej niż te o innych kolorach.

Placebo, co okazało się dopiero niedawno, ma też swoje przeciwieństwo w postaci efektu nocebo (nocebo: będę szkodzić). W tym wypadku sytuacja jest dokładnie odwrotna – negatywne nastawienie pacjenta, jak i nieakceptowany przez niego wygląd leku przynoszą objawy uboczne. Po zażyciu niebieskich tabletek pacjent skarży się np. na senność, podczas gdy tabletki żółte odbiera jako pobudzające.

 

Placebo testuje, placebo leczy

Pozornym lekiem, czyli pastylką placebo, z niezłymi rezultatami można leczyć wiele schorzeń – od nadciśnienia po alergię, astmę, depresję, bezsenność, chorobę Parkinsona. Z działaniem efektu placebo mamy do czynienia nie tylko wówczas, gdy pacjent zażywa lek pozorny w przekonaniu, że jest to środek prawdziwy. Dowiedziono bowiem również, że efekt placebo zwiększa skuteczność leków. Oto na przykład pacjent przyjmuje specyfik, który bywa skuteczny w 20 proc., lecz wiara w działanie tego medykamentu podnosi ten wskaźnik nawet do 50 proc. To stawia placebo w nowym świetle: efekt nie jest już tylko „oszukiwaniem mózgu” i krótkotrwałą poprawą samopoczucia dzięki pozorowanemu lekowi, lecz tanią, bezinwazyjną i bezbolesną terapią, w której wewnętrzne przekonanie wspomaga działanie podawanych leków, stymuluje mechanizmy naprawcze chorego organizmu, a niekiedy nawet koryguje niezbyt pożądane działanie nietrafnie dobranego lekarstwa.

Kliniczne testy skuteczności leków odbywają się według określonych procedur. Obowiązuje tak zwana podwójnie ślepa próba, kiedy to ani osoby badane, ani badające nie wiedzą, komu podają placebo, a komu środek aktywny. Prawdziwy lek wygląda i smakuje identycznie jak pigułki placebo, obojętne dla organizmu. Tylko prowadzący próby farmaceuta wie, gdzie kryje się prawdziwe lekarstwo, bo przed podaniem numeruje poszczególne porcje, które lekarz rozdziela wśród pacjentów. Następnie ocenia się efekty i jeżeli placebo poskutkowało tak samo jak testowany lek, uznany on zostaje za bezwartościowy.

Badania efektu placebo są bardzo zaawansowane i popularne zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, co ma między innymi związek z lekomanią nękającą społeczeństwo tego kraju niczym egipska plaga, uzależniającą od tabletek i wszelkiego rodzaju terapii. W USA jeszcze w połowie lat 50. ubiegłego stulecia podkreślano ogromną rolę siły sugestii, potęgowanej także poprzez kampanie reklamowe. Stwierdzono, że co trzeci pacjent poddawany leczeniu lub terapii placebo odczuwa poprawę zdrowia.

Dość zaskakujące wyniki przyniosły kliniczne próby leków antydepresyjnych. Producenci ubiegający się o rejestrację tych środków muszą wykazać ich większą skuteczność od placebo. I co się okazało? Otóż w ponad połowie przypadków nie udawało się dowieść wyższości prawdziwego leku nad placebo i dopiero wielokrotne próby pozwalały to ustalić. A zatem placebo i siła sugestii wyzwalająca aktywność mózgu, przynajmniej w chorobach depresyjnych, nie tylko poprawiają samopoczucie, lecz okazują się skuteczną terapią i to bez aktywnego leku.

 

Kontrowersje i tajemnice

Ile można zyskać dla zdrowia siłą woli i wyobraźni – to kolejny nurt badań medycznych sprowokowanych efektem placebo. Amerykańscy uczeni nie tylko dowiedli wpływu pozytywnego myślenia na wydłużenie ludzkiego życia, lecz posunęli się dalej – do pozorowanych, markowanych operacji i zabiegów. Pacjenci czuli się po nich lepiej, niektóre objawy choroby ustępowały. Do czasu jednak. Stan zdrowia pogarszał się po wyjawieniu im prawdy i dopiero prawdziwa operacja odnosiła pożądany skutek, przy czym – przy niektórych schorzeniach – tylko o 30 proc. lepszy od placebo.

W publikacjach na temat placebo powraca anegdotyczna już dzisiaj historia niejakiego pana Wrighta, chorego na raka. Stan jego był ciężki. W szpitalu, do którego trafił, usłyszał o odkryciu surowicy – był rok 1957 – skutecznej w walce z nowotworami. Ubłagał lekarza, aby mu ją podano i po paru dniach odzyskał dobrą formę, a guz wielkości pomarańczy zniknął. Parę miesięcy później pacjent przeczytał artykuł krytyczny wobec nowej surowicy i ...nastąpił nawrót choroby. Lekarz zaordynował mu wtedy zastrzyk, który miał być specyfikiem w udoskonalonej wersji i podwójnej dawce, a w istocie był obojętnym płynem. Wright przeżył kolejne miesiące w niezłej kondycji, po czym umarł przeczytawszy kolejną niepochlebną publikację o tej surowicy.

Historia prawdziwa, dziwna i mimo upływu czasu, nadal w jakimś sensie niepojęta. Efekt placebo i jego rola to wciąż swoista zagadka, wokół której sporo jest niejasności i sprzeczności.

 

Olga Ankowska