Gdy w latach 60. dr Hunter Campbell Adams, nazywany także Patchem Adamsem, w białym fartuchu, z przyczepionym nosem clowna zaczął rozśmieszać dzieci – pacjentów amerykańskich szpitali, środowisko medyczne było zbulwersowane. Uważało, że to brak profesjonalizmu, lekarz powinien leczyć, a nie wygłupiać się. Dziś terapia śmiechem stosowana jest przy leczeniu depresji, wspomagająco u chorych na raka, cukrzycę, AIDS.

 

Jak zdefiniować śmiech? Najprościej jako konsekwencję, a właściwie fizjologiczną reakcję na dobry humor. Pierwszy etap to powstanie w mózgu impulsu nerwowego, który dociera do przepony. To stąd drgania rozchodzą się na całe nasze ciało.

Wdychamy wówczas o litr (a nawet 1,5 l !) więcej powietrza. W konsekwencji mózg zostaje silniej dotleniony, a więc zaczyna lepiej pracować, poprawia nam się koncentracja, sprawność i refleks.

Podczas śmiechu szybciej bije serce, a zarazem szybciej płynie krew, co wpływa pozytywnie na cały organizm, m.in. podnosząc naszą odporność. Gdy się śmiejemy, pracują mięśnie twarzy, ten masaż wpływa więc ujędrniająco na skórę.

Ale to jeszcze nie koniec pozytywów płynących z tego przyjemnego zajęcia. Podczas śmiechu w organizmie zwiększa się wydzielanie endorfin, zwanych hormonami szczęścia. Choć wydaje się to nieprawdopodobne naukowcy udowodnili, że endorfiny łagodzą bóle zębów, głowy czy mięśni, a dodatkowo poprawiają samopoczucie.

Te zalety śmiechu dostrzeżono w latach 60. Powstała terapia śmiechem, zwana inaczej gelotologią. Przykładowo, lekarze z St. Joseph’s Hospital w Houston wierzą, iż dzięki programowi „Pokój humoru” wielu pacjentów krócej przebywało w ich szpitalu. Według niektórych lekarzy, w przyszłości oglądanie przez pacjentów komediowych filmów stać się może standardowym elementem wielu procesów leczenia.

 

Śmiech autentyczny

Terapia śmiechem przywędrowała do nas z USA. To tam właśnie dr Hunter Campbell Adams, nazywany Patchem Adamsem (o jego doświadczeniach opowiada film pod tym właśnie tytułem z Robinem Williamsem w roli głównej), zauważył, że chorym dzieciom w powrocie do zdrowia najbardziej przeszkadza… smutek panujący w szpitalu, smutek rodziców, lekarzy. Zaczął zakładać nos clowna i rozśmieszać dzieci. Szybko zaobserwował poprawę kondycji psychicznej małych pacjentów. Od tego czasu mnóstwo organizacji na całym świecie stosuje terapię śmiechem.

U nas ideę Patcha Adamsa realizuję Fundacja „Dr Clown”, która powstała w 1999 roku i od tego czasu prowadzi terapię śmiechem w dziecięcych szpitalach. Obecnie fundacja posiada kilkanaście oddziałów w całej Polsce, a jej terapeuci prowadzą zajęcia w ponad 60 szpitalach dziecięcych oraz placówkach specjalnych.

Pracownicy Fundacji „Dr Clown” podkreślają jednak, że śmiech terapeutyczny to nie ten ironiczny, pusty, prześmiewczy, ale śmiech szczery, w najczystszym wydaniu.

– Tacy właśnie musimy być, idąc do dzieci. Szczerzy i autentyczni. Jeśli chcemy rozbawić, musi to wypływać z nas. Dzieci natychmiast wyczuwają udawanie, zgrywanie się – mówi Agnieszka Stankiewicz, psycholog, koordynator z oddziału gdańskiego Fundacji „Dr Clown”.

W fundacji działają głównie młodzi ludzie, pełni pomysłów, jak mówi Agnieszka „krejzole”. Większość z nich ma grafik dnia wypełniony po brzegi – uczą się, pracują, kochają życie i dlatego pomagają innym.

Dzieci zostają wyrwane ze swojego naturalnego środowiska, cierpią z bólu, przeżywają nie tylko chorobę, ale także rozstanie z rodzicami, koleżankami, ukochanymi zabawkami. Zadaniem clownów jest spowodowanie, by przez zabawę, uśmiech choć częściowo zlikwidować poczucie zagrożenia i przejmującego smutku, który ogarnia dzieci. Dostają one kolorowe plasterki ze zwierzątkami, wiedzą, że wenflon to motylek, odwiedzają je osoby ubrane w kolorowe ubrania, w wielobarwnych perukach, dzięki czemu choć częściowo przestają się bać i myśleć o chorobie.

– Mateusz chory na mukowiscydozę miał dokończyć zdanie: „nigdy w życiu nie zapomnę…”, dodał: „tego clowna, który przyszedł i dał mi czerwony nosek”. Takie słowa i uśmiech dziecka to dla nas największa nagroda – mówi Agnieszka.

Wolontariusze z Fundacji „Dr Clown” organizowali też zajęcia w gdańskiej Akademii Walki z Rakiem. Polegały one między innymi na wspominaniu przyjemnych chwil z dzieciństwa, kierowaniu myśli ku rzeczom miłym. Uczą, jak wykorzystać śmiech i poczucie humoru do walki z chorobą.

 

Śmiech antidotum na depresję

To, że śmiech poprawia nam samopoczucie, jest oczywiste. Naukowcy jednak odkryli, że ma on bezpośredni wpływ na poprawę stanu zdrowia osób chorych na depresję. Aleksander Łamek od ośmiu lat prowadzi terapię śmiechem w Centrum Onkologii w Warszawie. Za pomocą śmiechu leczy też depresję.

– Osoby chore na depresję często są w permanentnym stresie. Tymczasem śmiech świetnie odstresowuje. Pozwala on odstresować zarówno umysł, jak i ciało. Gdy się śmiejemy, wprawiamy w drgania całe ciało, szybciej zaczyna krążyć krew, masowane są różne narządy, pogłębia się oddech. To wszystko powoduje, że zaczynają puszczać napięcia i blokady związane ze stresem. Równocześnie zwiększona aktywność fizjologiczna wpływa pozytywnie na umysł. Podczas śmiechu zapominamy o problemach dnia codziennego. Stają się one mniej dokuczliwe – tłumaczy Aleksander Łamek, autor książki Terapia śmiechem.

Jak podkreśla, taka dawka pozytywnych emocji poprawia nam samopoczucie, co w konsekwencji podnosi wiarę w siebie i motywuje do działania – a tego właśnie osobom chorym na depresję potrzeba. W konsekwencji chorzy poprawiają też swoje relacje z innymi ludźmi – rodziną, współpracownikami.

 

Joga śmiechu

Okazuje się, że odrobina śmiechu może nam pomóc odreagować codzienne stresy związane z pracą i życiem rodzinnym. W jaki sposób? Chociażby poprzez uprawianie jogi śmiechu.

Stworzył ją hinduski doktor Madan Kataria, który w połowie lat dziewięćdziesiątych zaczął organizować w Indiach Kluby Śmiechu. Członkowie takich klubów codziennie rano przed pracą spotykają się, najczęściej w parkach, i wspólnie się śmieją. Podczas takich sesji wykonują różnego rodzaju ćwiczenia oddechowe i rozciągające oraz śmieją się na różne sposoby.

W Polsce tego typu zajęcia są również prowadzone. Joga śmiechu to nic innego jak zestaw prostych ćwiczeń, z których każde kończy się śmiechem.

– Wystarczą już trzy osoby, żeby się świetnie bawić. W jodze może uczestniczyć 3-letnie dziecko i jego 80-letni dziadek, udział nie wymaga żadnego przygotowania – mówi Jacek Golański, prowadzący zajęcia w Trójmieście.

Zetknął się z jogą śmiechu podczas podróży autostopem w Holandii, a potem w Niemczech. Postanowił z kolegą zwerbować na takie zajęcia znajomych z Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej. Dlaczego warto uprawiać jogę śmiechu? Jacek twierdzi, że po to, by zachować zdrowie fizyczne i psychiczne.

– Już po kilkunastominutowej sesji jogi w całym ciele czuć spokojną energię. Uczestnicy warsztatów stwierdzili, że ten stan pomaga zarówno wydajnie pracować, jak i świetnie bawić się na imprezie… – dodaje Jacek.

W jaki sposób można rozśmieszyć uczestników? Np. wyobrażając sobie niewidzialne przedmioty, bądź wcielając się w pewne role. A potem wystarczy już tylko… śmiać się, najlepiej również z samego siebie.

 

Terapia grupowa

Wspomniana joga śmiechu była jedną z pierwszych terapii grupowych. Z czasem gelotologia stała się sposobem na zajęcia integracyjne i relaksacyjne dla pracowników dużych koncernów.

Według badań, 97 proc. kierowników firm w USA zgadza się ze stwierdzeniem, że humor jest cenny w biznesie. A 60 procent wierzy, że poczucie humoru może być decydującym czynnikiem determinującym sukces, jaki dana osoba osiąga w pracy.

W Internecie możemy znaleźć oferty kilkudniowych warsztatów „śmiechowych”:

„Pracownicy żyją w dużym stresie, uskarżają się na bóle głowy, nadciśnienie, brak odporności. W konsekwencji problemem są duże absencje, wolniejsze tempo pracy. Kolejny problem to brak satysfakcji z wykonywanej pracy, a co za tym idzie, frustracja, a więc fatalne relacje z innymi pracownikami oraz przełożonymi”.

Wspomniane warsztaty mają doraźnie odstresować i nauczyć spontanicznego śmiechu. Pracownicy otrzymują także konkretne wskazówki, jak rozluźnić atmosferę w pracy – przez kolekcjonowanie zabawnych historyjek, puszczanie komedii w przerwie od pracy, stworzenie strony internetowej z dowcipami pracowników itd.

Najlepiej stosować taką terapię wszędzie, w rodzinie, w pracy, na spotkaniu ze znajomymi. Pamiętajmy – śmiech to zdrowie.

 

Aldona Kaszubska

 

***

 

Śmiech w liczbach

96 procent amerykańskich szefów firm wierzy osobom z poczuciem humoru i chętniej je zatrudnia.

Podczas śmiechu pracuje kilkanaście mięśni twarzy.

1 minuta śmiechu to tyle co 45 minut relaksu.

Śmiech do łez to aż 20 spalonych kalorii.

Radość z dobrego dowcipu jest warta 3 minuty aerobiku.

Kwadrans żartowania to jak 10 minut wiosłowania.

Podczas śmiechu krew dotlenia komórki w ciele nawet 6 razy szybciej.

Samotni ludzie śmieją się 30 razy rzadziej.

(www.drclown.pl)