Jak działa głóg, doświadczyłam przypadkiem. Lekarz wykrył u mnie nadciśnienie, zapisał prestarium, zapowiedział, że lek ten trzeba brać bardzo regularnie, bo jest on jak ciężarek na naprężonej gumce – jeśli jej nie obciąża, gumka (ciśnienie) skacze do góry. No to brałam. Wkrótce potem przeziębiłam się, zaczęłam pić ziółka, aby zwalczyć uporczywy kaszel, a do wypróbowanej mieszanki (babka lancetowata, macierzanka, podbiał) dodałam kwiatostanu głogu i odrobinę rumianku. Rumianek tylko po to, by liczba składników była nieparzysta, bo tak podobno skuteczniej działają, kwiatostan głogu – bo jak piszą na torebce – pomaga w „łagodnej niewydolności wieńcowej”. Zatem pewnie nie pomoże, ale i nie zaszkodzi, zatem trzeba spróbować.

 

Należę jednak najwidoczniej do osób, które pamiętać potrafią naraz tylko o jednej rzeczy, bo ziółka piłam, ale o przyjmowaniu prestarium zapomniałam. Kiedy więc następny raz poszłam do lekarza, od razu powiedziałam, że zaprzestałam brania tego leku. – I bardzo dobrze – usłyszałam – ma pani przecież niskie ciśnienie.

Dopiero w domu dotarło do mnie, że mógł to spowodować głóg. Zadzwoniłam do znajomego zielarza i dowiedziałam się wtedy czegoś, co spowodowało, że na poważnie zainteresowałam się ziołami. Zielarz wyjaśnił, że głóg reguluje wahania ciśnienia, gdy jest za wysokie – obniża, gdy za niskie – podnosi. Ta roślina potrafi więcej, niż jakikolwiek środek chemiczny.

Jednakże Ziołolecznictwo pod redakcją Aleksandra Ożarowskiego – najpoważniejszy ponoć poradnik z tego zakresu – nie mówi o regulowaniu ciśnienia, a tylko o jego obniżaniu. – „Kwiatostany głogu wywierają bezpośredni tonizujący wpływ na mięsień sercowy, nieznacznie zwiększają siłę jego skurczów i zmniejszają ich częstotliwość. Szczególne znaczenie ma zdolność zmniejszania napięcia naczyń wieńcowych serca, powodująca ustąpienie bólu i uczucia duszności oraz wzmożenie przepływu krwi. Również naczynia mózgowe reagują korzystnie na flawonoidy głogu i umożliwiają doprowadzenie do tkanek mózgowych dostatecznie dużej ilości krwi. Przeciwdziałają anemizacji mózgu i zmniejszają oporność naczyń, zwłaszcza u osób w wieku podeszłym, jak również z nadciśnieniem tętniczym i urazami głowy” – czytamy. Czyli mówiąc zwyczajnie, leczy wieńcówkę i sklerozę – najbardziej powszechne choroby cywilizacyjne – w dodatku bez szkodliwości ubocznej.

Reklama

 

Gdyby tak działała tabletka wyprodukowana w laboratorium farmaceutycznym, nie byłoby końca zachwytom nad jej rewelacyjnością, reklamy przekonywałyby nas o tym w dzień i w nocy, uzasadniając zarazem jej wysoką cenę. Torebka kwiatostanu głogu kosztuje niewiele, więc o czym tu mówić? Ludzkość jednakże ponownie zwraca się ku ziołom i głóg znowu robi karierę.

Do łask wrócił także nagietek, należący do tzw. wielkich ziół, roślina o nadzwyczajnej mocy. Dość powiedzieć, że posiada właściwości hamujące wzrost nowotworów, gdyż wiąże toksyczne związki przemiany materii, wskutek czego wzmaga siły obronne organizmu, potrzebne do zwalczenia tej groźnej choroby. Stwierdzili to radzieccy uczeni Czikow i Łaptiew i wyprodukowali z nagietka tabletki o nazwie KN. W ślad za nimi poszedł amerykański badacz i doktor medycyny Drwey, który uznał, że nagietek jest doskonałym środkiem zwłaszcza po operacyjnym usunięciu nowotworu, szeroko też go stosuje w profilaktyce.

Irygacje z naparu tego ziela likwidują nadżerki pochwy, stany zapalne spowodowane przez rzęsistka oraz upławy. Niemiecka zielarka Maria Treben opowiada zaś cuda o tym, jak maść nagietkowa pomaga na żylaki. Nawet sam tylko sok wyciśnięty ze świeżej rośliny potrafi wyleczyć najtrudniej gojące się rany, a maść likwiduje nawet bardzo ciężkie przypadki żylaków. Likwiduje – Treben zapewnia, że stosowała ją z takim właśnie skutkiem w wielu przypadkach. Leczy ponadto grzybicę, egzemę i rany po oparzeniach, gdyż ma działanie zbliżone do penicyliny.

Nagietek posiada jeszcze jedną właściwość – oczyszcza krew, która to cecha – jeśli wierzyć lekarzom z Dalekiego Wschodu – jest dla nas najważniejsza. Lekarz medycyny z Mongolii (widziałam jego dyplom) zapewniał mnie, że dzisiejsi ludzie mają „brudną” krew. Takiego użył określenia, być może wskutek tego, że język polski zna jeszcze dość słabo. Brudna krew jest gęsta, gorąca i ciemna, z dużą zawartością dwutlenku węgla i innych nieczystości, płynie leniwie i w niewielkim tylko stopniu przypomina dobrze utlenowaną, życiodajną ciecz zdrowych organizmów. Przepisuje na jej oczyszczenie chińskie ziółka, sporządzone z sześćdziesięciu składników, zmielone na proszek i zamknięte w szczelnych torebeczkach. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie smak tych ziół, który dla mnie jest odrażający. Jednak moja koleżanka uważa je za smaczne, co tylko świadczy o tym, jak jesteśmy różni. Poza smakiem przeszkadza mi w nich coś jeszcze. Wierzę, że naprawdę dobrze na nas wpływa to, co wyrosło na naszej ojczystej ziemi. Kształtowało się bowiem i rozwijało w tych samych warunkach, co my sami, a warunki naturalne Polski i Chin bardzo się przecież różnią. Ponieważ zaś wiem, że wiara w skuteczność leku to połowa sukcesu, wolę nasze rodzime zioła.

 

Jak je przyrządzać i jak pić? Zdania na ten temat są podzielone. Czesław Klimuszko twierdzi stanowczo, że nie należy pić naparu z jednego zioła, a tylko mieszanki. – Picie naparu z mięty (samej mięty) przez dłuższy czas prowadzi do uszkodzenia śluzówki żołądka i wątroby. Kwiat lipowy jest dobrym środkiem napotnym i może być stosowany przy przeziębieniach i grypie, ale nie wolno go pić przez dłuższy czas i stale. Natomiast długotrwałe stosowanie mieszanek ziołowych należy przerywać na kilka dni (10–14) – pisze. Pogląd ten jest kontrowersyjny, gdyż doświadczenia medyczne nie potwierdzają szkodliwości naparu z jednego tylko zioła. Natomiast podany przez o. Andrzeja sposób przyrządzania naparu przemawia do wyobraźni. Oto on: „Na każde jednorazowe użycie należy brać kopiastą łyżkę stołową odpowiedniej mieszanki ziołowej, zalać ją szklanką wrzącej wody, przykryć na trzy godziny. Następnie przecedzić, lekko podgrzać i pić trzy razy dziennie po szklance przed posiłkiem. Jedynie zioła na przeczyszczenie pić raz dziennie i to po lekkim posiłku. Ziół, poza korą i korzeniami nie wolno gotować, bo przez gotowanie zmniejszają swą siłę leczniczą, tracą bowiem witaminę C, olejki eteryczne oraz inne potrzebne substancje. Zioła za każdym razem zaparzać świeże, nie wolno ich słodzić ani duszkiem wypijać, lecz powoli, spokojnie, z wiarą w ich skuteczność”.

Nie podoba mi się tylko trzygodzinne parzenie i podgrzewanie, toteż mam własną metodę. Lubię dobrą herbatę, czyli taką, która jest aromatyczna, gorąca i smaczna. Uzyskać to można w jeden tylko sposób – wsypując listki do dobrze wyparzonego czajniczka i stawiając na kilka minut na gorącej płytce. Dokładnie tak samo parzę zioła i napawam się ich aromatem.

 

Wiesława Kwiatkowska

*  *  *

 

Hildegarda von Bingen (1098–1179), benedyktynka i słynna mistyczka, pozostawiła następujący przepis na „wino sercowe”, skuteczne podobno nawet przy angina pectoris:

Do 1 litra wina gronowego dodać 10 łodyg pietruszki (z liśćmi) oraz 1–2 łyżki octu winnego i gotować 10 minut (uwaga – szumi). Po tym czasie dodać 300 g miodu pszczelego, gotować 4 minuty, odcedzić, wlać do butelki i zakorkować. Pić przy dolegliwościach sercowych i zdenerwowaniu 2–3 łyżki dziennie.

 

Przy skaleczeniach, oparzeniach, dezynfekcji ran, do płukania gardła przy anginie stosuje się przeważnie alkoholową nalewkę z nagietka:

1 garść świeżych kwiatów zerwanych przy słonecznej pogodzie zalać 1 litrem wódki. Postawić w ciepłym miejscu na 14 dni.