Gruźlica, czyli tuberkuloza nazywana jest też suchotami, bo wyniszcza organizm, zanim go zabije. Jest jedną z najdłużej znanych człowiekowi chorób. Rozpoznawano ją już w czasach starożytnych, jednak całe wieki nie wiadomo było co ją wywołuje. Dopiero gdy w 1882 roku Robert Koch wykrył prątki gruźlicy (zwane odtąd prątkami Kocha), zrozumiano, że przede wszystkim trzeba zająć się przyczynami zapadania na tę chorobę. Wydane na samym początku XX wieku „Nowe lecznictwo przyrodne” po raz pierwszy podaje jej przyczyny:

 

Niedobre powietrze, mianowicie za skąpo przewietrzone, ponure izby mieszkalne i sypialne, potem niestosowne i niedostateczne wyżywienie, lichy skład krwi. Dalej istnieje także przyrodzona skłonność do rozwoju suchot płucnych. Potem też za szybko po sobie następujące połogi, onania, troski i inne przytłumiające wrażenia. Aby na suchoty zachorować, do tego jest podobno potrzebnym zakażenie się właściwą trucizną gruźliczą, zawartą w szypułkach gruźliczych i w ropie gruźliczej.

Wymienienie prątków Kocha na końcu wraz z wątpiącym „podobno” świadczy, że nie do końca w nie wierzono, ale co do innych przyczyn, (wyjąwszy onanię), to dzisiejsza nauka je potwierdza. Karierę robiły wtedy sanatoria przeciwgruźlicze położone w górach, a więc tam, gdzie powietrze czyste i trawa zielona. Przekonanie, że świeże powietrze, promienie słoneczne i dobre odżywianie pomaga zwalczyć tę chorobę, trwa do dziś i słusznie, skoro najmniej przypadków gruźlicy jest w Skandynawii. Dania np. skojarzyła gruźlicę z brakiem tłuszczów zwierzęcych, zjawiskiem typowym po pierwszej wojnie światowej, i zabrała się za produkcję masła. Zawojowała nim niemal cały świat.

Reklama

 

Zwalczenie suchot tymi metodami do końca nie było jednak możliwe. Statystyki mówią, że w okresie międzywojennym umierała jedna trzecia chorych, a połowa nie przeżywała pięciu lat. Dopiero wynalezienie streptomycyny (1944) i szczepionki BCG (uzyskano ją w 1924, a wdrożono po wojnie) oraz leków przeciwprątkowych okazało się na tyle skuteczne, że zrewolucjonizowało leczenie. W Polce szczepienia obowiązkowe wprowadzono w 1955 r., powołując jednocześnie Narodowy Program Zwalczania Gruźlicy, a do realizacji tego programu – Instytut Gruźlicy i Chorób Płuc – istniejący do dziś.

Skutki były fantastyczne. Na świecie wyszło z użycia określenie suchotnicza budowa ciała – „zapadnięta klatka piersiowa, zwiędła szyja, obojczyk podobny do trzonka łyżki” – i w latach sześćdziesiątych zaczęto mówić o wykorzenieniu (eradykacji) gruźlicy.

Aż tu w 1998 roku na tę w pełni wyleczalną chorobę zmarło na świecie dwa miliony ludzi – najwięcej od chwili wprowadzenia szczepień. WHO podało, że codziennie z jej powodu umierało 5 tysięcy osób, a 20 tysięcy na nią zapadało.

Oczywiście najwięcej zachorowań było w krajach Trzeciego Świata, głównie w Afryce, gdzie panoszący się AIDS ciągle niszczy ludzką odporność na choroby. Ale do tej grupy WHO zaliczyło także Rosję, Białoruś i Ukrainę, czyli naszych najbliższych sąsiadów. W ślad za tym na naszych ziemiach wschodnich notuje się obecnie więcej zachorowań (przoduje Zamojszczyzna) niż na zachodnich, a efekt jest taki, że statystycznie w Polsce mamy dwa i pół razy więcej chorych na gruźlicę niż w Europie Zachodniej. Nie trzeba wielkiej wiedzy, by zrozumieć, że ma to związek z obniżeniem poziomu życia.

Jest także inna przyczyna nawrotu. Gruźlica przetrwała wiele tysięcy lat, bo wywołujące ją bakterie mają zdolność przystosowywania się do panujących warunków, m.in. nauczyły się ignorować niektóre leki. Z dobrze prowadzoną kuracją jednak nie wygrają. Tzw. skojarzony zestaw lekarstw wybija je doszczętnie; wystarczy jednak kurację przerwać, by się uodporniły na działanie leków. Tak powstał problem gruźlicy wielolekowej, którą zwalcza się o wiele trudniej i drożej (stukrotność leczenia podstawowego).

Rozpoznanie choroby nie jest trudne, bo gruźlica ma czytelne objawy. Należą do nich: długotrwały kaszel, stany podgorączkowe, bóle klatki piersiowej, spadek ciężaru ciała, krwioplucie. Już jeden z tych objawów wystarczy, żeby lekarz pierwszego kontaktu brał pod uwagę gruźlicę i kierował na prześwietlenie, a w razie potrzeby także na badania bakteriologiczne i histologiczne. Obecnie stwierdza się, że ponad 95 proc. przypadków stanowi gruźlica płuc; reszta to gruźlice pozapłucne – węzłów chłonnych, układu moczowo-płciowego, nerek, stawów, kości, opon mózgowo-rdzeniowych i mózgu.

Pierwszą zasadą terapii jest kuracja chorego, przeprowadzana w izolacji. Już po dwóch tygodniach leczenia chory przestaje prątkować. Zasadnicze leczenie obejmuje dwa okresy. Pierwszy trwa dwa miesiące, podczas których przyjmuje się cztery rodzaje leków, drugi cztery miesiące – dwa leki. Przy ciężkim przebiegu: ryfampicyna (RMP), izoniazyd (INH), pirazynamid (PZA) i etambutol (EMB) lub streptomycyna (SM) przez dwa miesiące, następnie RMP i INH przez cztery. Przy lżejszym – RMP, INH i PZA przez dwa miesiące oraz RMP i INH – przez cztery. Taki zestaw zaleca WHO.

Gwarancję wyleczenia daje wczesne rozpoznanie, ale właśnie z tym jest trudniej. Małoobrazkowe aparaty rentgenowskie zostały wycofane – jedni twierdzą, że bardzo dobrze, bo na zdjęciach zobaczyć można było najwyżej czy pacjent ma płuca, inni, że to błąd, bo mimo wszystko umożliwiały profilaktykę. Poza tym permanentnie reformowana opieka zdrowotna nie zawsze zapewnia bezpłatne leczenie tej choroby. Trzeba jednakże wiedzieć, że groźba zarażenia się gruźlicą jest ciągle realna i w razie wystąpienia wspomnianych objawów o swych podejrzeniach należy powiedzieć w przychodni – przyspieszy to dotarcie do lekarza.