Ziołami leczył się człowiek zanim jeszcze zszedł z drzewa. Jest to więc najstarsza gałąź ludzkiej wiedzy. Pierwszymi farmaceutami były zielarki, wiedźmami zwane. „Wiedzące” budziły podziw i strach, bo źródła ich wiedzy były nieznane. Kiedy jednak ludzie zaczęli racjonalizować umiejętności, nie wystarczała im już wiedza, że coś pomaga; chcieli wiedzieć, dlaczego pomaga. Znalezienie odpowiedzi na to pytanie zajęło mnóstwo czasu, bo farmacja jako nauka pojawiła się dopiero w XIX wieku.

Zielarki w szczególny sposób obecne były w Polsce, a ma to związek z istnieniem niezliczonych ilości dworów i dworków szlacheckich – w Polsce było dziesięć razy więcej szlachty niż w innych krajach Europy, a o wiele mniej miast.

Taki wiejski dwór musiał więc być samowystarczalny. Na miejscu wyrabiano nie tylko wszelkie artykuły spożywcze świeże i konserwowane, ale także materiały i ubrania oraz przedmioty codziennego użytku. Pani domu miała z tym huk roboty, a jakby tego było mało, musiała jeszcze leczyć domowników i chłopów z wszystkich wsi należących do dworu. Do pomocy miała czeladź, a przy opiece nad chorymi „pannę apteczkową” – była to funkcja poważna i nie powierzało się jej byle komu. Ona to otrzymywała klucze do apteczki.

Apteczki były dobrze zaopatrzone i starannie urządzone. W większych dworach przeznaczano im specjalne pomieszczenie, w mniejszych – szafę w spiżarni lub obok niej.

Obszerny opis apteczki domowej z polskiego dworku – pisze Katarzyna Hanisz z Katedry Historii Medycyny i Farmacji AM w Łodzi – można odnaleźć w „Encyklopedii staropolskiej” Z. Glogera, gdzie wspomniano o oddzielnej izdebce służącej do przechowywania leków, a obok nich przypraw, korzeni, konfitur, soków, wódek i likierów.

W zamożniejszych domach i dworach książęcych organizowano większe apteki, które z reguły były zarządzane przez panią domu. Sztuka przygotowywania leków była również domeną kobiet, a profilaktyka i leczenie domowymi sposobami, zgodne z wiedzą wynikającą z doświadczeń, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. fachową pomoc. Była to więc wiedza nie byle jaka. Toteż opanowanie wspomnianych umiejętności zapewniało dziewczętom „dobre wyjście” za mąż.

W. Łoziński kreśląc w barwny sposób polski krajobraz z przeszłości, pisał, że w dawnych dworach i dworkach zakładano tzw. wirydarze, łączące cechy ogrodu spacerowego, owocowego (sadu) i kwiatowego (botanicznego). Hodowano w nich zioła lecznicze, z których wytwarzano różne formy leków, m.in.: woski, olejki, wody, octy, konfekty. Apteczka domowa zastępowała prawdziwą aptekę, a składała się prawie wyłącznie z ziół „swojskich”. Wyjątkiem był egzotyczny teriak (driakiew), panaceum na wszystkie choroby. Apteczka miała służyć nie tylko zdrowiu, ale także wygodzie i przyjemności. Dlatego też oprócz leków znajdowały się w niej środki pielęgnacyjne i to, co miłe dla podniebienia, a wiec soki, powidła, wyroby cukiernicze, słodkie wódki oraz marynaty. Potrzebnych surowców dostarczały panny dworskie i kobiety z gminu oraz myśliwi. Z pewnością były to zioła polne i łąkowe, owoce runa leśnego oraz dzika zwierzyna i tłuszcze do produkcji maści i kosmetyków.

„Jest rzeczą szczególną, że choćby wszystkie meble w dworku były skromne, to jednak w dwóch przypadkach robiono wyjątek: kunsztownie urządzano kantorek pana domu oraz apteczkę, którą często nazywano sanktuarium pani domu”.

Julian Ursyn Niemcewicz w opisie domu swego dzieciństwa powiada tak: „Dom ten według dawnego zwyczaju polskiego był z gankiem; z tego ganku wchodziło się do sieni [...]. Z tej sieni na lewą rękę wchodziło się do pokoju wybitego ciemnym obiciem [...] Z tego wchodziło się do sypialnego rodziców moich pokoju, z którego prowadziły jedne drzwi do dziecinnego, drugie do dużego przyjęć. [...] Drzwi z salonu uboczne prowadziły do małej sionki, po lewej ręce była apteczka, pełna wódek, kordiałów, tłuczeńców, pierników, ajeru, konfitur pędzonych i smażonych [...] po prawej stronie korytarz prowadzący do pokoju ojca mego i drugich dwóch, później przybudowanych, dla synów”. Usytuowanie apteczki w samym centrum domu dowodzi, jaką rolę odgrywała. Nie powinno nas dziwić, że w apteczkach znajdowały się konfitury, przyprawy i borsucze sadło, bo wszystko to były – i są – środki lecznicze. Nalewki, skuteczne na niestrawności i przeziębienia, paniom pomagały na migrenę, a panom na kaca, bo po dworach piło się tęgo, szczególnie w karnawale.

To, że opieką zdrowotną zajmowały się kobiety, wcale nie było typowe dla wszystkich kultur, tylko dla słowiańszczyzny, a wśród Słowianek pierwsze były Polki. Objęcie tą opieką wszystkich chłopów przynależnych do dworu, było zjawiskiem charakterystycznym wyłącznie dla Polski, gdzie indziej w ogóle nieznanym. W XVI stuleciu, a po części i w następnych, przez „dwór” rozumiano u nas wszystko, co się w obrębie całej tej jednostki terytorialno-społecznej skupiało.

Panny apteczkowe czerpały wiedzę z dwóch źródeł. Z cieszących się wielkim uznaniem książek medycznych Stefana Falmirza – zaufanego pisarza na dworze Tęczyńskich i Szymona Syreniusza – od 1590 r. profesora Akademii Krakowskiej. Posiadanie tych książek – mimo bardzo wysokiej ceny – było ambicją każdego szlachcica. A także od zielarek, z którymi spotykały się w czeladnej, by odebrać zamówione zioła oraz inne ingrediencje i przy tej okazji zaznajamiały z zasadami lecznictwa ludowego. W czasach saskich modne stały się raptularze zawierające silva rerum – las rzeczy wszelakich, a właściwie groch z kapustą, jak mówili kpiarze. Bo rzeczywiście można w nich było znaleźć obok recepty „na bolenie zębów” wiersz miłosny, a obok przepisu na konserwowanie ogórków informację o uderzeniu kulistego pioruna.

Ten rodzaj lecznictwa utrzymał się aż do drugiej wojny światowej, bo choć lekarze pojawiać się zaczęli na wsiach w XIX wieku, nie cieszyli się dobrą opinią. Pomocy szukano we dworze, dopiero gdy te metody zawiodły i chory był umierający, wzywano lekarza. Utarł się nawet zwyczaj wzywania go razem z księdzem.

Panny apteczkowe miały tak mocną pozycję, że towarzystwa naukowe, zajmujące się między innymi szerzeniem wiedzy medycznej, zaadresowały do nich spis leków, które powinny się znajdować w każdej apteczce dworskiej. Spis ten ogłoszony w 1844 r. powtórzony został bez zmian w sto lat później.

 

Wiesława Kwiatkowska