Kleptomania to – według encyklopedycznej definicji – skłonność do przywłaszczania sobie różnych, zwykle drobnych przedmiotów. Kleptomaniak nie działa z chęci zysku, powoduje nim niepohamowany impuls i nieznośne napięcie nerwowe, ustępujące z chwilą dokonania kradzieży.

 

Powiedzieliśmy – kleptomaniak, choć właściwie należałoby rzec „kleptomaniaczka”, bo większość dotkniętych tym nałogiem stanowią kobiety. Przypadłość ma długą historię – po raz pierwszy zdiagnozowano ją około 200 lat temu, w 1819 roku, we Francji. Wprawdzie już wcześniej notowano takie przypadki – do historii przeszła w ten sposób jedna z ciotek świetnej angielskiej pisarki Jane Austen (autorki m.in. Dumy i uprzedzenia, Rozważnej i romantycznej), którą oskarżano o kradzież koronek.

Pojawienie się pierwszych domów towarowych w połowie XIX wieku bez wątpienia stworzyło nowe, kuszące okazje do drobnych przywłaszczeń, choć należy zauważyć, że dawne kleptomanki nie kradły wyłącznie w sklepach. Tu i ówdzie w literaturze pojawiają się panie, dotknięte tą wstydliwą przypadłością, ukrywaną w miarę możliwości przez otoczenie. W powieściach mistrzyni kryminału, Agathy Christie, występują przynajmniej dwie takie „złodziejki” z wyższych sfer, niby półświadomie, choć sprytnie sięgające po cudzą biżuterię. Zawsze jest przy nich wierna dama do towarzystwa, w rzeczywistości zatrudniona właśnie po to, by dyskretnie kontrolować swoją chlebodawczynię.

 

Aniołki też kradną

Dziś nie ma zwyczaju zatrudniania takich dam do towarzystwa, a szkoda. Być może uchroniłoby to hollywoodzką gwiazdę filmową, Winonę Ryder, od procesu i wyroku sądowego za wyniesienie z luksusowego butiku ubrań za, bagatela, kilka tysięcy dolarów. Inną znaną sklepową złodziejką była podobno Farah Fawcett, najpiękniejsza blondynka ze znanego przed laty serialu Aniołki Charliego. I tu rodzi się pytanie, gdzie leży granica między prawdziwą kleptomanią a zwykłą kradzieżą „dla sportu”, która pozwala na przewrotną radość z przypływu adrenaliny. Owszem, podkreśliliśmy, że kleptomanką nie powoduje chęć zysku, i jak dotąd wszystko się zgadza – honoraria gwiazd z hollywoodzkiej fabryki snów doprawdy nie są głodowym zasiłkiem, który wymuszałby działania niezgodne z prawem i wbrew zasadom moralnym. Więc czemu one kradną? Dla rozrywki?

Reklama

 

Dziewięć przykazań

Amerykańskie sądy nie przyjmują na ogół kleptomanii jako dopuszczalnej linii obrony. Słyszy się też głosy – szczególnie wśród społeczeństw protestanckich – że jesteśmy skłonni traktować złodziei i przestępców w ogóle zbyt pobłażliwie, przypisując ich zachowaniu przyczyny psychologiczne, a nie biorąc pod uwagę aspektu moralnego. W przypadku kleptomanii mielibyśmy do czynienia ze swoistym zniesieniem siódmego przykazania, bo kradzież w końcu jest kradzieżą. Ktoś zabiera komuś jego własność, wszystko jedno, pod wpływem impulsu czy świadomie.

Zresztą ludzie kradną najdziwniejsze rzeczy – kilka lat temu w Szkocji zatrzymano złodziejkę… krasnali ogrodowych. Kobieta kradła z ogródków w swojej okolicy rozmaite figurki, a następnie sprzedawała je Bogu ducha winnym i niczego nieświadomym sklepikarzom. Kiedy policja wkroczyła do jej domu, znalazła ponad 130 krasnali, jeży, królików, ptaszków i innych tego rodzaju ogrodowych ozdóbek. Lecz tu przynajmniej motyw zysku był oczywisty – skradzione figurki sprzedawano.

 

Jednak choroba

Tymczasem WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) nie pozostawia miejsca na żadne jałowe dywagacje, klasyfikując kleptomanię wśród zaburzeń mentalnych i behawioralnych, a dokładnie – jako zaburzenia w kontrolowaniu impulsów, powodujących naszym zachowaniem. Obok kleptomanii w tej samej grupie występują: piromania, nałogowe upodobanie do hazardu oraz trichotillomania – niekontrolowany przymus wyrywania sobie włosów.

Kleptomanię zatem należy wyraźnie odróżnić od kradzieży, sklepowych czy jakichkolwiek innych. Sklepowe złodziejki (i złodzieje) działają z wyraźnym motywem zysku, a ponadto z premedytacją, podczas gdy kleptomaniacy w ogóle nie zastanawiają się nad wartością przywłaszczanych przedmiotów i kradną pod wpływem impulsu. Jest to przypadłość dość rzadko występująca, trudno dokładnie ocenić, jaki procent ludzi jest nią dotkniętych.

 

Czy kleptomanię można leczyć?

Cóż, pastylek z etykietą „Na odruch kradzieży” jak dotąd nie wynaleziono, ale są rozmaite sposoby. Obok leków zaleca się zwykle psychoterapię, a wśród farmaceutyków wymienić należy te, które mają wpływ na poprawę nastroju, jak np. inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny (mówiąc prościej, chodzi o substancje, które podnoszą poziom serotoniny, tzw. hormonu szczęścia, a tym samym polepszają samopoczucie). Testowano także naltrexon, lek stosowany m.in. przy stwardnieniu rozsianym, który sprawdził się w próbach klinicznych, zmniejszając przymus przywłaszczania przedmiotów oraz intensywność napięcia nerwowego, towarzyszącego rozmyślaniom na ten temat. Problem polega na tym, że osoba dotknięta kleptomanią raczej nie zdaje sobie sprawy z tego, że cierpi na jakieś zaburzenia. Do specjalisty najczęściej trafia za sprawą zatroskanej rodziny wtedy, kiedy „mleko już się wylało”, i grożą jej nieprzyjemności związane z procesem sądowym za kradzież.

 

Marianna Królikowska