Wiemy, że jesteśmy częścią natury, ale na co dzień o tym zapominamy. Dopiero gdy podróżujemy i widzimy, jak wraz z położeniem geograficznym zmienia się roślinność, a razem z nią ludzie, uderza nas ta oczywistość. Dociera do nas ze świeżą siłą, jak wielkie związki łączą nas z przyrodą i jak silnie na siebie oddziałujemy.

 

 

Oddziaływanie roślin czuł wyraźnie Czesław Klimuszko (ojciec Andrzej) i tak o tym pisał: Zacząłem się przypatrywać bliżej kwiatom i ziołom, rosnącym na łąkach i polach. Wiedziony jakimś niepojętym instynktem czy wyczuciem zacząłem wyraźnie odczuwać właściwości lecznicze i trujące napotykanych ziół. Od jednych roślin idące ku mnie prądy kojące, błogie, przyjazne, jakby pieszczące, od innych natomiast – jakieś drażniące, niemiłe, szarpiące organizm i nawet gaszące dobry nastrój psychiczny. [...] W głębokim skupieniu odczuwałem niekiedy wibrujące prądy działające jakoś dobrze, regenerująco, kojąco od takich drzew jak: sosna, świerk, modrzew, lipa, brzoza, głóg. I na odwrót odczuwałem zimne, drażniące prądy, nawet jakby przygnębiające od osiki, olszyny, topoli, berberysu.Te wibrujące prądy nazywał „twórczym tchnieniem drzew”, co w znakomity sposób wyjaśnia sens leśnych spacerów, a także potrzebę wspomagania organizmu wyciągami z roślin.

Reklama

 

Jak to działa?

Gdy u Ożarowskiego czytamy o lipie (Tilia cordata): Kwiatostany lipy pobudzają czynności niektórych narządów wewnętrznych i zmniejszają nieznacznie napięcie mięśni gładkich – od razu wiemy, że działa ona relaksująco. Potwierdzenie znajdujemy, czytając dalej, że: doświadczalnie potwierdzono znane od dawna działanie uspokajające surowca, nazywanego „panaceum zmęczenia nerwowego”. Herbatka z lipy jest więc wymarzonym napojem dla wszystkich zestresowanych codzienną gonitwą i mających w związku z tym kłopoty z zaśnięciem. Nie jest środkiem nasennym, po jej wypiciu nie zapada się w senny niebyt, ona tylko rozluźnia, dzięki czemu może przyjść naturalny sen. Że zaś równocześnie wzmaga wytwarzanie soku żołądkowego, zwiększa przepływ żółci do dwunastnicy i wydalanie moczu oraz potu, poprawia przemianę materii, więc rano czujemy się zdrowsi. To dlatego ma tak szerokie zastosowanie w stanach gorączkowych, niektórych chorobach zakaźnych i wszelkiego rodzaju „chorobach z przeziębienia” – anginie, grypie, zapaleniu gardła i oskrzeli. Wzmagając metabolizm, pomaga organizmowi uwolnić się od substancji toksycznych i zwalczyć chorobę. I to działanie lipy jest doceniane, nie docenia się natomiast jej działania uspokajającego, a właśnie to stanowi istotę właściwości tego długowiecznego drzewa o sercowatych liściach, którego kwiaty są smaczne i wonne w jakiś subtelnie wyrafinowany sposób, dający wrażenie przyjacielskiego ciepła.

 

Z sosną (Pinus silvestris) jesteśmy tak zżyci, że nie dziwi nas już, że ma kwiaty męskie – bazie i żeńskie – zwinięte w szyszeczki, a rozwój szyszki właściwej trwa trzy lata. Drzewo to tajemnicze, posiadające układ krwionośny – jego soki płyną w przewodach żywicznych i wyciekają, gdy jest skaleczone. Gdy są świeże, działają bakteriobójczo, skamieniałe tworzą bursztyn, ten żywy kamień zwany złotem Bałtyku.

Sosnę doceniano już w najodleglejszej przeszłości, odwarami z pączków i igieł lecząc szkorbut, reumatyzm, choroby skóry, a nawet ukąszenia żmii. Współcześnie także ma szerokie zastosowanie w lecznictwie, bo dobrze znane są jej właściwości przeciwbakteryjne, wykrztuśne i lekko moczopędne. Ż żywicy sosnowej oddestylowuje się też terpentynę i stosuje zewnętrznie, bo działa ona łagodnie rumieniąco i aseptycznie, dobrze wchłania się przez skórę i ułatwia wnikanie rozpuszczonych w niej substancji. Z terpentyny sublimuje się związki organiczne zwane pinenami, które mogą być przyjmowane wewnętrznie, bo nie drażnią błony śluzowej.

Olejek sosnowy (Oleum Pini silvestris) posiada te same właściwości co pączki i igliwie, ale używa się go zewnętrznie. Do wcierania przy bólach reumatycznych i neurologicznych, do inhalacji w nieżytach gardła, krtani, nosa i oskrzeli, oraz jako dodatku do kąpieli w schorzeniach górnych dróg oddechowych oraz niektórych chorobach skóry. Dziegieć sosnowy, ceniony do niedawna jako środek na schorzenia skóry, wyszedł z użycia jako przestarzały.

Według Edwarda Bacha, angielskiego lekarza, który w czterdziestych latach XX wieku wynalazł terapię kwiatową, zapach sosny ma wpływ na psychikę i uwalnia od nadmiernego poczucia winy. Może tak i jest, skoro ze spacerów po lesie wracamy jacyś żwawsi i wartościowsi we własnych oczach. Cywilizacja odgradza nas od bezpośrednich kontaktów z przyrodą, oddzielają nas od niej mury naszych domów, samochody, biura. Korzystajmy więc chociaż z tak łatwo dostępnych środków, jak napary i olejki. Ale nade wszystko „szukajmy kontaktu z żywą przyrodą, a znajdziemy w niej radość życia, jej tchnienie przynosi nam energię i tężyznę naszemu ciału. Przyroda nas żywi, uczy, koi, kocha i raduje – pisał Klimuszko.


Wiesława Kwiatkowska