Jest pani obecnie jedną z najbardziej znanych polskich aktorek, którą widzowie kojarzą przede wszystkim z dobrą, serdeczną doktor Zosią. Czy nie jest pani zmęczona tym uwielbieniem dla granej przez siebie postaci? A może wręcz przeciwnie?

- Nie jestem zmęczona, ponieważ pracuję ze wspaniałymi ludźmi, z którymi znamy się od lat. Tworzymy wielką radosną rodzinę, która lubi razem pracować. Lubię ten plan, tych ludzi, tematykę i moją dr Zosię.

 

Często spotyka się pani z dowodami sympatii widzów „Na dobre i na złe”?

- Oczywiście i zawsze jest to bardzo miłe. Ludzie czasami opowiadają o swoich chorobach, przypadłościach, ale ja jestem cierpliwa i tak naprawdę z przyjemnością wsłuchuję się w te opowieści. Jeśli moje dobre słowo może komuś pomóc, to zawsze je usłyszy.

 

Ciekawa jestem, czy w życiu prywatnym bliżej pani do wspomnianej lekarki, czy do energicznej, seksownej jurorki programu „Mam talent”. A może prawdziwa Małgorzata Foremniak jest zupełnie inną osobą?

- Z jedną i z drugą jestem bardzo blisko związana. W programie „Mam talent” pokazuję, jaka naprawdę jestem. Tam są prawdziwe emocje, prawdziwa ja. Moje spontaniczne reakcje. Nigdy nie miałam ambicji, by zostać skandalistką. Stawiam na szczerość, nawet jeśli jest bolesna. Bardzo przeżywam ten program. Trudno jest zebrać myśli i w minutę powiedzieć, co się czuje, ubrać w słowa emocje, które często sięgają zenitu. Media włożyły mnie w szufladkę grzecznej i słodziutkiej blondynki, ale ja nie jestem ani grzeczna, ani słodka, a blondynką owszem jestem, ale farbowaną. W filmie odtwarzam postać zapisaną w scenariuszu, a w programie jestem po prostu sobą.

 

Jest pani jednym z Ambasadorów Dobrej Woli UNICEF, propagującym idee działań charytatywnych na rzecz potrzebujących dzieci. Czy dzieci zajmują w pani sercu jakieś szczególne miejsce?

- Oczywiście, sama mam kilkoro. Ale tak naprawdę dopiero podczas podróży do Afryki przekonałam się, jak niewiele potrzeba, by uratować dziecko. Jedna szczepionka ratująca życie niemowlęciu kosztuje tylko 40 groszy. Myślę, że każdy z nas może pomóc, wystarczy chcieć. Wiem, że nie zbawię całego świata, ale taką stanowimy wartość, ile z siebie dajemy.

 

Mówi się o pani jako o jednej z najpiękniejszych Polek. Proszę zdradzić swoją receptę na tak świetną prezencję i kondycję fizyczną, co mogliśmy podziwiać chociażby oglądając „Taniec z Gwiazdami” z pani udziałem.

- Na planie filmowym spędzam 11 godzin, a po powrocie do domu muszę zadbać o dzieci i nauczyć się tekstu na kolejny dzień. Bywa to dosyć męczące. Czasami zaczyna brakować mojej ukochanej jogi, która relaksuje, wycisza, odpręża i sprawia, że myślisz tylko pozytywnie o sobie i świecie. Bardzo dbam o to, co jem. Staram się sama przygotowywać sobie posiłki i przywozić je do pracy. Do tego jestem bardzo pogodna i mam w sobie dużo z dziecka. Dzięki temu jestem spontaniczna i szukam tylko jasnych barw życia.

 

I nawet przez chwilę nie myśli pani: chciałabym stąd uciec, zniknąć na chwilę i mieć spokój?

- Nie, ponieważ to życie jest jak najbardziej prawdziwe. Oczywiście, jak każdy miewam gorsze dni, kiedy wydaje mi się, że nie dam rady, ale nie chcę uciekać i udawać, że czegoś nie ma. Jestem marzycielką, ale przede wszystkim realistką.

 

Wracając do pani kariery. Nie wszyscy wiedzą, że pani debiut na dużym ekranie wiąże się z komedią „Kingsajz” Juliusza Machulskiego, gdzie pojawiła się pani w epizodzie jako „dziewczyna na pokazie mody”. Czy to właśnie on stał się pani przepustką do wielkiego świata kina?

- Staram się nie używać słowa kariera, bo ja zwyczajnie jestem tylko popularna, a to nie oznacza, że w zawodzie robię zawrotną karierę. Jestem pokorna i uważam, że jeszcze sporo muszę zrobić, aby w pełni zasłużyć na miano aktorki, u której widać rozwój zawodowy. Cały czas się uczę. A „Kingsajz” był dla mnie wielkim przeżyciem, wyzwaniem i od tego faktycznie wszystko się zaczęło.

 

Jak dokończyłaby pani zdanie: „Gdybym miała miesiąc urlopu, to....”

...wyjechałabym na bezludną wyspę, ale z moimi dziećmi.

 

To niedyskretne pytanie – proszę wybaczyć ciekawość. Czy jest pani z kimś związana?

- Powiem tylko tyle, że dla mnie samotne życie nie bardzo ma sens. Kiedy jesteśmy z kimś, mamy tak naprawdę okazję poznać samych siebie, sprawdzić się w różnych sytuacjach. Miłość pozwala nam cieszyć się życiem, a ja chcę cieszyć się życiem.

 

Rozmawiała Beata Cichecka

 

ZOBACZ WIĘCEJ WYWIADÓW