Nie dla zysku, nie dla ukrycia śladów zbrodni, nie w gniewie ani z zemsty, nie po to nawet, by przeciwko czemuś zaprotestować. W pełni świadomie, z dreszczem emocji, ba, z rozkoszą – tak właśnie podpala piroman.
Potem przygląda się z przyjemnością szalejącym płomieniom, panice i wysiłkom strażaków. Kiedy się pali, piromani bardzo często są wśród gapiów – bo patrzenie na ogień sprawia im radość. Kim jest piroman? To ktoś, kto umyślnie podpala. Zanim to zrobi, czuje niepokój i podniecenie. Jedynym możliwym sposobem rozładowania tego napięcia jest dla niego wzniecenie ognia. Patrzenie na pożar przynosi mu ulgę.

 

 

Dziecko plus zapałki...

Chorobliwa skłonność do podpalania jest według psychiatrów objawem zaburzeń popędowych, wyrazem skłonności do agresji i niszczenia. W dzieciństwie taki pociąg może przejawiać aż 10–15 proc. ludzi. Podobno czasem z tej właśnie grupy wyrastają najdzielniejsi strażacy. Trudno jednak powiedzieć, co kierowało pewnym strażakiem z Piaseczna, który płacił swojemu koledze za podpalanie śmietników, by móc wyjeżdżać później do akcji gaśniczych. Obu wspólników zatrzymano, a jak donosiła Polska Agencja Prasowa, motywowała ich chęć zysku.

A to nigdy nie bywa przyczyną działania prawdziwych piromanów – ludzi dotkniętych zaburzeniami osobowości lub upośledzeniem umysłowym. Piroman nie potrafi poradzić sobie ze stresem, napięciem, obniżeniem nastroju. Badania naukowe sugerują, że piromania może być sposobem wyrażania emocji przez ludzi, którzy nie umieją normalnie funkcjonować w społeczeństwie albo nie są seksualnie spełnieni. Dla nich wzniecanie pożarów jest formą komunikacji, symbolicznym zaznaczeniem swojej obecności.

Piromania jest spotykana bardzo rzadko, a aż 90 proc. piromanów to mężczyźni. Aby stwierdzić z całą pewnością, że ma się do czynienia z piromanem, trzeba mu udowodnić przynajmniej dwa celowe podpalenia. Jednak, co ciekawe, wśród zatrzymanych za umyślne wzniecenie pożaru prawdziwi piromani stanowią znikomy odsetek.

 

Świadomość czy chemia

Lekarze przypuszczają też, że piromania może wiązać się z zaburzeniami poziomu pewnych neuroprzekaźników: norepinefryny i serotoniny, co prowadzi do problemów z kontrolowaniem popędów. U badanych piromanów wykrywano także niski poziom cukru we krwi. Czyżby więc można było wytłumaczyć tę osobliwą działalność wyłącznie zaburzeniami chemii w organizmie? Są też badania tłumaczące występowanie piromanii molestowaniem seksualnym w dzieciństwie. Nierozstrzygnięta debata o rzeczywistych przyczynach trwa od połowy XIX wieku – wtedy jeszcze badacze rozpatrywali wybór między chorobą psychiczną a brakiem instynktu moralnego.

Reklama

 

Chorzy na ogień

Powiedzieliśmy już, że piroman podpala świadomie. Ale co to znaczy? Podpala umyślnie, napawając się widokiem pożaru – czy jednak jest przy tym w pełni poczytalny? Okazuje się, że może wzniecić ogień albo z jasnym rozeznaniem tego, co robi, albo w tak zwanym stanie pomrocznym, występującym niekiedy u osób chorych na padaczkę. Nie będzie wtedy pamiętał swoich czynności lub zachowa w pamięci tylko ich część. Ci, którzy podkładają ogień w całej przytomności umysłu, mają osobowość psychopatyczną – niezdolną do udźwignięcia stresu i do powstrzymania się od niszczycielskich wyczynów. Niektórzy seryjni podpalacze działają pod wpływem alkoholu. Warto wiedzieć, że czasem piromani czują potrzebę przyznania się do swoich czynów i sami zgłaszają się na policję.

 

Leczenie

Terapia piromanii jest domeną psychiatrów. Lekarze pomagają im rozpoznać ów niekontrolowany impuls, przeanalizować uczucia, które prowadzą podpalacza do niszczycielskiego czynu. W trakcie leczenia terapeuci próbują „dokopać się” do głęboko ukrytych problemów natury psychicznej, będących przyczyną negatywnych emocji. Niestety, terapia rokuje raczej słabo, o ile nie zacznie się jej zwalczać we wczesnym wieku u dzieci przejawiających skłonności do podpalania. Dziś wiemy z naukowych doniesień, że człowiek owładnięty żądzą podpalania doświadcza wielkiego smutku i samotności. Jak dojmujące musi być to uczucie, by szukać ukojenia w widoku rozszalałych płomieni? I gdzie tkwi przyczyna – w defekcie ukrytym gdzieś w mózgu, wśród niewidocznych gołym okiem wiązań chemicznych? Czy w nieszczęśliwym dzieciństwie? Jeśli to drugie, rozwój nauki jeszcze długo nie przyniesie dobrych rozwiązań...

 

Honorata Mielga

 

***

 

2400 lat temu pewien szewc z Efezu postanowił spalić świątynię Artemidy w swoim mieście. Uważał, że w ten sposób zapewni sobie trwałe miejsce w historii. I nie mylił się. Herostrates – bo o nim właśnie tu mowa – został za swój czyn skazany na śmierć. Choć jego imię miało być wymazane ze wszystkich dokumentów, przetrwało do naszych czasów i dziś jest synonimem dążenia do sławy bez względu na cenę.

 

Typowym przypadkiem piromana jest pewien Amerykanin z Seattle. Podpalał już jako 9-letnie dziecko. Jako dorosły wzniecił na przestrzeni kilku miesięcy niemal sto pożarów, w których zginęli ludzie. Wcześniej starał się bezskutecznie o przyjęcie do straży pożarnej, prowadził nasłuch na strażackich i policyjnych częstotliwościach, jeździł obserwować wszystkie pożary w okolicy. Zgodnie z amerykańskim prawem skazano go na 167 lat więzienia. Ludzie z jego otoczenia opisywali go jako trudne dziecko i jako człowieka, który nie umiał ułożyć sobie prawidłowych relacji z otoczeniem.