O zaburzeniach snu mówi prof. dr hab. med. Zbigniew Nowicki, kierownik Zakładu Psychiatrii Biologicznej Katedry Chorób Psychicznych Akademii Medycznej w Gdańsku.

 

– Panie profesorze, od kiedy naukowo bada się sen?

– Od przełomu lat 20. i 30. XX wieku, kiedy to Hans Berger zastosował badanie elektroencefalograficzne, stwarzając obiektywne kryteria funkcji mózgu także we śnie. Na początku XX wieku badacze R. Legendre i H. Pieron przeprowadzili eksperymenty i wysunęli hipotezę, że sen jest skutkiem zwiększonego wydzielania pewnej substancji, którą nazwali hipnotoksyną. Zapoczątkowali tym samym nowy nurt w badaniach nad istotą snu, dzięki którym poznano między innymi niektóre związki między snem a mechanizmami odpornościowymi ustroju – odkryli oni tzw. czynnik S i peptydy muramylowe stymulujące produkcję limfokin. Spostrzeżenia te potwierdziły dotychczasową wiedzę empiryczną o zwiększonym zapotrzebowaniu na sen w okresie infekcji. Do dziś poznano 22 czynniki snu i 5 czynników czuwania o znanej budowie chemicznej.

W 1937 r. grupa badaczy amerykańskich zapisując przebieg prądów mózgowych u osób śpiących, wykazała różnice neurofizjologiczne między czuwaniem i snem. Dokonali oni, jako pierwsi, podziału głębokości snu na podstawie obiektywnych kryteriów elektroencefalograficznych.

 

– Chodzi zapewne o podział snu na sen wolnofalowy oraz sen z marzeniami sennymi, czyli REM.

– W istocie są cztery fazy snu, po których następuje faza snu paradoksalnego, czyli REM (od ang. Rapid Eye Movement – szybkie poruszanie gałek ocznych). Stadium pierwsze trwa kilka minut, zachodzi podczas przejścia ze stanu czuwania w fazę snu. Ruchy gałek ocznych zanikają, napięcie mięśniowe się zmniejsza. Stadium drugie to sen pogłębiony, napięcie mięśniowe jest jeszcze niższe niż w pierwszym stadium. Ciało odpręża się. W trzecim i czwartym stadium osiągamy fazę snu głębokiego; ma to miejsce ok. 50 minut po zaśnięciu. Nie ma marzeń sennych. Te cztery fazy to tzw. fazy NREM (no – REM) – czyli fazy bez marzeń sennych. Po czwartej fazie może nastąpić przejście do piątej, czyli do fazy REM – snu paradoksalnego. Obserwuje się wówczas na zapisie EEG szybką aktywność neuronalną połączoną z niskim napięciem mięśniowym. Śpiący człowiek porusza gałkami ocznymi, szybciej oddycha, może się we śnie gwałtownie poruszać, szybciej bije mu serce. Jest to faza marzeń sennych. Podczas pierwszych 2–3 godzin snu przeważa schemat ciągłego wchodzenia w fazę snu głębokiego, to znaczy po fazie czwartej następuje powrót do fazy trzeciej, a potem do drugiej. Faza REM może się pojawić dopiero po kilku cyklach fazy snu głębokiego.

W miarę zbliżania się świtu możemy mówić o zdecydowanej przewadze faz REM i o zaniku snu głębokiego. Ponad 80 procent osób obudzonych podczas fazy REM powie, że śniło i opowie treść snu.

 

– Co to są marzenia senne?

– Nic.

 

– Nic?

– Zupełnie nic. Pełnią rolę filtra, pozbywania się niepotrzebnych wrażeń z dnia, tygodnia, zasłyszanej rozmowy, obejrzanego filmu. Dlatego są tak absurdalne.

 

– Ale Freud...

– Z punktu widzenia biologii snu – czym zajmuje się mój zakład – marzenia senne nic nie znaczą. Freud, owszem, bardzo wiele zrobił dla psychiatrii, dla psychoanalizy, dla neurologii, ale sprawa jego interpretacji marzeń sennych do dziś budzi wiele wątpliwości. Ja reprezentuję gdańską szkołę biologiczną, w odróżnieniu od np. krakowskiej szkoły psychodynamicznej. Z naukowcami z Krakowa może pani rozmawiać o Freudzie i marzeniach sennych. W Gdańsku reprezentowany jest stricte biologiczny pogląd, według którego sen ma spełniać rolę regenerującą, a marzenia senne służą odnowie procesów psychicznych, a nie np. rozwiązywaniu problemów i ukazywaniu drugiego „ja”, jak chciał Freud.

 

– Czy panu profesorowi się coś śni?

– Owszem, ale szybko o tym zapominam i nie przywiązuję do tego żadnej wagi. O wiele bardziej interesuje mnie to, by sen dawał odpoczynek, regenerował organizm.

 

– W rozważaniach nad istotą snu od dawna wyróżniano dwa wątki: pierwszy – o znaczeniu historycznym – zakładający związek między śmiercią a snem i drugi – wiążący sen z okresem wspomnianej już regeneracji organizmu.

– W świecie greckich mitów łagodny sen – Hypnos i okrutna śmierć – Tanatos – były dziećmi tej samej matki, bogini nocy, Nyks. Także w mitologii germańskiej sen i śmierć są rodzeństwem. Współcześnie związek snu ze śmiercią jest obecny na przykład w wierzeniach ludów zamieszkujących południowo-wschodni Pacyfik, jak również wielu prymitywnych plemion. Ich członkowie uważają, że śpiącego człowieka nie należy budzić ponieważ jego dusza odbywa wędrówkę i mogłaby nie zdążyć powrócić do ciała. W Birmie obudzenie śpiącego człowieka uważano za zbrodnię. W niektórych rejonach Tybetu chorym i kobietom rodzącym nie pozwala się zasnąć. W naszej tradycji kulturowej dominuje zaś przekonanie, że sen jest okresem odpoczynku dla ciała, co potwierdzają obserwacje ze świata zwierząt – na przykład snu zimowego niektórych ssaków. Bliskie tym spostrzeżeniom są hipotezy o regenerującej roli snu, pojawiające się w niektórych teoriach – ochronnej (Pawłowa), odnowy (Oswalda) i zachowania energii (Rechtschaffena). Poglądy ich łączy fakt, że w czasie czuwania dochodzi do wyczerpania niezbędnych substratów potrzebnych do utrzymania funkcji organizmu i ich odnowy podczas snu.

 

– W dzisiejszych czasach coraz łatwiej jest o zaburzenia snu, a więc i o załamanie procesu regeneracji organizmu.

– Tymi sprawami zajmuje się nowa dyscyplina wśród nauk medycznych – medycyna snu. Rozwój nauki o śnie, niemal w całym cywilizowanym świecie, jest z jednej strony wyrazem dążenia ludzkości do poznawania natury tego zjawiska, zaś z drugiej wynika z potrzeby przeciwdziałania skutkom zarówno społecznym, jak i medycznym, związanym z zaburzeniami snu. Dla zobrazowania skutków ekonomicznych, jakie wiążą się z tymi zaburzeniami można przytoczyć badania amerykańskie sprzed kilkunastu lat. Wynika z nich, że w USA koszty związane ze złym snem oszacowano na ok. 100 miliardów dolarów. Na kwotę tę złożyły się: spadek wydajności pracy, wypadki komunikacyjne, bezpośrednie koszty leczenia zaburzeń snu, koszty alkoholizmu spowodowanego bezsennością, wypadki w miejscu pracy oraz wypadki w domu i inne zdarzenia. Szwajcarskie badania wykazały, że 44 procent pacjentów lekarzy rodzinnych skarży się na zaburzenia snu, do których zaliczamy bezsenność, nadmierną senność, zaburzenia rytmu snu – czuwanie oraz parasomnie, czyli dysfunkcje związane ze snem i stadiami snu. W Polsce – co piąty Polak cierpi na bezsenność.

 

– Kiedy mówimy o bezsenności? Jaka jest norma snu?

– Dobowe zapotrzebowanie na sen jest normą indywidualną, ale powszechnie uważa się za normę u dorosłego człowieka 8–9 godzin snu. Ludzie starsi sypiają trochę krócej – 6–7 godzin, i jest to u nich normą, małe dzieci – śpią oczywiście dłużej. O bezsenności mówimy wtedy, gdy kładziemy się do łóżka, zamykamy oczy, a sen nie przychodzi nawet po 2 godzinach, i gdy zdarza się to codziennie przez pewien okres, np. miesiąc. O bezsenności mówimy też wtedy, gdy bez kłopotu zasypiamy, ale budzimy się po 2–3 godzinach i już nie możemy zasnąć, aż do rana.

 

– Jakie są przyczyny zaburzeń snu? Jaki związek ma bezsenność z chorobami psychicznymi?

– Do niedawna uważano, że przyczyny natury psychiatrycznej są odpowiedzialne za 90 procent zaburzeń snu. Wraz z postępem badań odsetek ten zmniejsza się, ponieważ odkrywa się coraz nowsze przyczyny bezsenności. Wiele zaburzeń snu spowodowanych jest chorobami ogólnoustrojowymi, stąd potrzeba różnych badań dodatkowych i konsultacji specjalistycznych. Jeśli chodzi o pacjentów poradni zdrowia psychicznego – aż 70 procent skarży się na zaburzenia snu spowodowane depresją. Jest to swoiste błędne koło: ludzie cierpiący na bezsenność wpadają w depresję, a pacjenci z depresją cierpią na bezsenność. Ryzyko wystąpienia depresji jest 4-krotnie większe u osób niemogących spać. 40 procent ludzi z bezsennością cierpi na zaburzenia lękowe, podobnie częste jest nadużywanie alkoholu, aby sprowadzić sen.

Reklama

 

– Z badań wynika, że Polska zajmuje pierwsze miejsce w Europie pod względem zażywania leków nasennych przez pacjentów w podeszłym wieku.

– W istocie jest to wielki problem. Zbyt często starszym ludziom z rozpoznaną depresją przepisuje się środki nasenne zamiast leków przeciwdepresyjnych. Zbyt często i zbyt łatwo przepisuje się też leki nasenne powodujące uzależnienia oraz zmieniające wewnętrzną organizację snu, myślę tu o barbituranach i benzodiazepinach. Opracowanie idealnego leku wymaga czasu, ale pewne nadzieje wiąże się z nowymi środkami, które wykazują mniejszy potencjał uzależniający niż benzodiazepiny oraz w mniejszym stopniu wpływający na strukturę snu. Jednak nie wolno zapominać, że farmakoterapia bezsenności jest ostatecznością, ponieważ istnieją niefarmakologiczne metody postępowania, z których warto wymienić edukację dotyczącą fizjologii snu i przestrzegania zasad higieny snu oraz terapię naturalną – a więc metody dostępne dla każdego pacjenta. Dysponujemy również innymi metodami, takimi jak techniki relaksacyjne, psychoterapia, fototerapia, chronoterapia. Ważne jest, aby pacjent zgłaszający się do swojego lekarza nie wstydził się mówić o problemach ze snem. Niestety, tak się dzieje, gdyż ludzie nie uświadamiają sobie wagi problemu, a jeśli nawet są tego świadomi, to nie mówią, gdyż obawiają się, że usłyszą, iż cierpią na poważną chorobę.

 

– Więc może trzeba szerzej informować społeczeństwo o zagrożeniach, jakie stwarzają zaburzenia snu.

– Dlatego właśnie powstało Polskie Towarzystwo Badań nad Snem, które podejmuje działania na rzecz popularyzowania tej problematyki. Jednym z zadań towarzystwa jest przygotowanie fachowego personelu służby zdrowia do podjęcia skutecznych działań służących chorym, którzy cierpią na senne zaburzenia.

Powstaje coraz więcej ośrodków medycyny snu. Niezależnie jednak od tego główny ciężar udzielania porad chorym spoczywa na lekarzach rodzinnych, bowiem w ramach podstawowej opieki zdrowotnej możliwe jest prawidłowe diagnozowanie i skuteczne leczenie osób cierpiących na „zły sen”. Ludzie wciąż boją się wizyty u psychiatry.

 

Rozmawiała Aleksandra Zdrojewska