Zęby mądrości albo „ósemki” – to potoczna nazwa naszych ostatnich zębów trzonowych. Ostatnich nie tylko dlatego, że zajmują w szczęce i żuchwie najdalsze miejsca, w kącikach policzków, ale także dlatego, że wyrzynają się na samym końcu, kiedy dysponujemy już niemal pełnym kompletem uzębienia.
Z mądrością jako taką zęby te nie mają wiele wspólnego – ich nazwa wzięła się stąd, że wyrzynają się, kiedy człowiek wchodzi w dorosłość, a zatem, przynajmniej teoretycznie, powinien już jakąś wiedzę czy mądrość życiową posiadać. Proces „dorosłego ząbkowania” może trwać dość długo, najczęściej dzieje się to między 17. a 21. rokiem życia, bywa jednak, że zęby mądrości rosną nawet do czterdziestki.

 

Nie u wszystkich wyrosną w komplecie, może się zdarzyć, że – na cztery możliwe – pojawi się tylko jeden lub dwa. Zależy to czasem od miejsca, które w szczęce i żuchwie pozostanie wolne po wyrośnięciu wcześniejszych zębów, a w niektórych przypadkach od uwarunkowań genetycznych.

 

Po co nam taki ząb

Zęby mądrości – tzw. „ósemki”, czyli ósme w kolejności zęby szczęki i żuchwy, zaliczają się do zębów trzonowych. Zgodnie z planem Matki Natury, potrzebne są nam do rozdrabniania i przeżuwania pokarmu. W dawnych czasach miało to rzetelne uzasadnienie: człowiek, jako wszystkożerca, potrzebował mocnych „narzędzi” do uporania się z twardym, surowym lub ledwie ugotowanym mięsem, później z podpłomykami z grubo mielonego ziarna i tym podobnymi potrawami. Cywilizacja jednak wymusza ewolucję, nasze pożywienie jest w miarę upływu wieków coraz bardziej miękkie, nie wkładamy dziś w dokładne przeżuwanie tyle siły i energii, co choćby nasi średniowieczni przodkowie. Ale nie tylko zmiana sposobu odżywiania pociągnęła za sobą – coraz częstszy – zanik zębów mądrości. W miarę upływu tysiącleci zmieniała się też budowa czaszki ludzkiej, szczęka malała, a część mózgowa powiększała się. Dziś nie sposób stwierdzić, czy to dzięki zmniejszaniu się szczęk mózg człowieka mógł się rozrastać, czy może było odwrotnie, dość na tym, że współczesny homo sapiens jest z całą pewnością bardziej „myślicielem” niż „przeżuwaczem”. Zęby mądrości powoli przestają być niezbędne, i stąd zdarza się, że u niektórych ludzi nie wyrosną wcale. Statystyki podają, że nawet jedna trzecia ludzkości szczęśliwie obywa się bez cierpień związanych z wyrastaniem tych trzonowców, a w rezultacie – i bez nich samych.

Reklama

 

Same kłopoty?

Czy powinniśmy się martwić tym, że zęby mądrości nie są nam już potrzebne? Przecież mamy z nimi same zmartwienia. Zacząć należy od tego, że proces ich wyrzynania się jest bardzo przykry i bolesny. Dość duży ząb musi przebić się przez dziąsło, co prowokuje stany zapalne, a przynajmniej podrażnienia. Często nie da rady obejść się bez silnych środków przeciwbólowych, a przypomnijmy, że sytuacja taka może trwać kilka lub nawet kilkanaście lat, na zmianę ustępując i powracając. Bywa że zęby te wyrastają pod niewłaściwym kątem, kalecząc dodatkowo dziąsła i policzki. Zęby mądrości są też najbardziej narażone na próchnicę, a to ze względu na ich trudną lokalizację w kącikach policzków. Niełatwo dotrzeć tam ze szczoteczką do zębów i porządnie wyczyścić te zakamarki po posiłkach czy przekąskach, a to właśnie tam najczęściej resztki jedzenia „chowają się” przed zabiegami higienicznymi. Także leczenie „ósemek” nie należy do łatwych i przyjemnych, ani dla dentysty, ani dla pacjenta. Jeszcze nie tak dawno temu wielu stomatologów uważało, że zęby mądrości należy bezwzględnie usuwać, ze względu właśnie na ich znikomą przydatność i wiele problemów, jakie stwarzają. Obecnie odchodzi się od tego typu praktyk, a ostatnie trzonowce likwiduje się wtedy, kiedy rosną wyjątkowo krzywo, przeszkadzają lub nie wyrżnęły się całkowicie.

 

A może i pożytek?

Pozostawione w spokoju zęby mądrości mogą jednakże przydać się właścicielom, choćby w późniejszym wieku jako „rusztowanie” dla protezy dentystycznej. Używa się też ich do autoprzeszczepów – kiedy inny ząb jest tak bardzo zniszczony, że żadna stomatologiczna sztuczka go nie uratuje, istnieje możliwość osadzenia w jego miejscu właśnie przeszczepionej „ósemki”. Taka szansa pojawia się niestety nie zawsze – na pewno wtedy, kiedy ząb mądrości jest na odpowiednim etapie rozwoju korzenia. Po ekstrakcji w specjalnie przygotowanym zębodole osadza się wyjętą ze swojego miejsca „ósemkę”, unieruchamia się ją szynami i… czeka na przyjęcie się przeszczepu. W ten sposób zamiast protezy lub implantu pacjent otrzymuje własny, przeszczepiony z innego miejsca ząb.

 

Komórki macierzyste

Lecz stomatologiczne autoprzeszczepy to nie jedyna korzyść, jaką zapewnić nam mogą te, zdawałoby się, zbędne trzonowce. Japońskim naukowcom udało się pozyskać z zębów mądrości komórki macierzyste. Przypomnijmy – są to komórki, na bazie których można prowadzić hodowle tkanek, mają one bowiem (zwłaszcza te, o których tu mówimy) zdolność rozwinięcia się w dowolne komórki ludzkiego organizmu. Medycyna wiąże z nimi ogromne nadzieje na postęp w postaci terapii komórkowej, czyli odtwarzania zniszczonych tkanek. Jednak procedury te, choć i tak na razie w fazie badań laboratoryjnych, rodzą wiele pytań z dziedziny etyki, w związku z pozyskiwaniem komórek macierzystych z embrionów. W przypadku zębów mądrości, które i tak są materiałem „do wyrzucenia”, kwestie etyczne nie mają uzasadnienia.

 

Bożena Paciorek