POCZĄTEK JEST MIŁY: KOLOROWY, Z NITKAMI BABIEGO LATA. To ta przyjemniejsza część jesieni, chętnie zwana złotą. Po niej zaś nadchodzi pora wietrzna, dżdżysta i szara, której przetrwanie często bywa trudne. Głównie za sprawą pogarszającego się samopoczucia.

 

Co dzieje się w naszym organizmie o tej porze roku? Dlaczego właśnie jesienią stajemy się mniej aktywni, przygnębieni, odczuwamy ogólny dyskomfort? Czym to tłumaczyć, jakie są obiektywne przyczyny jesiennego osłabienia życiowej aktywności? To pytanie zadałam dr n. med. Krystynie Mizan-Gross, która jest endokrynologiem z wieloletnią praktyką i specjalizuje się w leczeniu schorzeń tarczycy.

 

Tarczyca tak, ale…

– Funkcjonowanie tego gruczołu wydzielania wewnętrznego ma akurat niewiele wspólnego z jesienią, chociaż pewne związki istnieją – mówi dr Mizan-Gross. – Latem tarczyca zaczyna gromadzić większe zapasy jodu po to, żeby jesienią, a zwłaszcza zimą, bardziej intensywnie go wykorzystywać. Bo jesień i zima są okresem wzmożonego zapotrzebowania organizmu właśnie na hormony tarczycy. One po prostu nas grzeją, ponieważ gruczoł ten zwiększa przemianę materii i przyczynia się do produkcji ciepła. A potrzebujemy go tym więcej, im zimniej za oknami. Dlatego też pierwsze objawy niedoczynności tarczycy ujawniają się zwykle w tym oto czasie. Zdrowa tarczyca dobrze radzi sobie z przystosowaniem do okresu jesienno-zimowego. Mniej sprawna nie zgromadzi jodu bądź nie jest w stanie przetworzyć go na hormony. Wtedy to zaczynają się kłopoty związane z pierwszymi objawami niedoczynności. Przypisujemy je zazwyczaj typowemu dla jesiennej aury spadkowi nastroju, chłodowi i gorszemu samopoczuciu, a nie dysfunkcji tarczycy, diagnozowanej nierzadko dość późno i niejako przypadkiem.

Reklama

 

Brak światła i… hormonów

Dlaczego jesienią jesteśmy inni niż latem – pozbawieni wigoru, zmienni w nastrojach, skłonni do wpadania w psychiczne dołki? – Największym winowajcą jest niedobór naturalnego światła słonecznego, czy raczej skutki tego niedoboru – odpowiada dr Mizan. Lubimy słońce, ale nie zdajemy sobie w pełni sprawy z tego, ile od słonecznego światła zależy. Określa ono nasze funkcjonowanie – sen, czuwanie, aktywność mózgową, a także czy też przede wszystkim – wydzielanie hormonów, zwanych neurohormonami lub neurotransmiterami. – Światło słoneczne ma bardzo duży wpływ na produkcję neurohormonów, wytwarzanych przez tkankę nerwową w całym organizmie, a zwłaszcza w obrębie centralnego układu nerwowego, w mózgu. Światło słoneczne to silny stymulator rytmów biologicznych człowieka. O ludzkich zachowaniach od wieków decyduje rytm dnia i nocy. Wraz ze skracaniem się dnia większość z nas odczuwa negatywne zmiany funkcjonowania organizmu bezpośrednio związane z niedoborem światła – zmiana nastroju, chandry, rozleniwienie, często nawet objawy depresji, uniemożliwiające lub utrudniające wykonywanie obowiązków. Większość z nas jakoś sobie z tym radzi, ale czasem trzeba skorzystać z pomocy lekarza. Rozpozna on depresję sezonową albo afektywną chorobę sezonową (z angielskiego – SAD, skrót od Seasonal  Affective Disorder), wywołaną niedoborem światła. Odpowiadają za to zmiany hormonalne zachodzące w mózgu, w centralnym układzie nerwowym.

 

Czekoladka z razowcem…

Jednym z najważniejszych hormonów jest serotonina z grupy tzw. hormonów szczęścia. Ma ona podstawowe znaczenie dla prawidłowego funkcjonowania organizmu. Poprawia nastrój i humor, podtrzymuje dobry stan psychiczny, zapewnia spokojny i dobry sen, bierze udział w kontrolowaniu wagi. Brak bądź niedobór serotoniny objawia się apatią, spadkiem nastroju, zaburzeniami koncentracji, skłonnością do depresji, problemami ze snem, a co najważniejsze – wzmożonym apetytem na słodycze, tendencją do objadania się. A to skutkuje przyrostem wagi. Ten proces też ma swoją organiczną przyczynę, której mechanizm dr Krystyna Mizan-Gross charakteryzuje następująco: – Do wytworzenia serotoniny w mózgu i utrzymania jej optymalnego poziomu niezbędny jest aminokwas zwany tryptofanem. Organizm go nie wytwarza, musimy go zatem dostarczać wraz z pożywieniem. Z tryptofanu powstaje m.in. serotonina, a dzieje się to przy udziale węglowodanów, głównie cukrów, ale niepochodzących z owoców. Każdy stres obniża poziom produkcji serotoniny, a ponieważ organizm jej potrzebuje, więc po stresowych sytuacjach odczuwa deficyt i konieczność uzupełnienia tej substancji. Dlatego w takich momentach szczególnie chętnie sięgamy po słodycze – czekoladki, batoniki, ciasteczka. To, niestety, powoduje tycie i generuje następny stres oraz „głód” serotoniny. – Kółko się zamyka, a z tego kręgu wielu z nas po sezonie jesienno-zimowym wychodzi, niestety, w większym niż latem rozmiarze. Dodajmy jeszcze, że czynnikiem, który obok tryptofanu i węglowodanów decyduje o produkcji serotoniny jest światło słoneczne. Dr Mizan zauważa, że gdy nasz organizm domaga się węglowodanów, to trzeba czasem sięgnąć po czekoladkę. Dobrze będzie jednak zagryźć ją… kromką razowego chleba. Cukry proste z czekoladki przyswajane są bardzo szybko, ale na bardzo krótko, po czym natychmiast mamy ochotę na kolejną czekoladkę. Węglowodany z razowca są złożone i trudniej się je przyswaja, co wydłuży odstęp czasu między jedną a drugą porcją słodyczy.

 

Bez witamin nie damy rady

Źródłem serotoniny są sery żółte, twarogi, produkty zbożowe, owoce – banany, figi, śliwki, nasiona słonecznika, ryż, a przede wszystkim orzechy, głównie nerkowca i orzechy brazylijskie, w których jest dużo selenu potrzebnego także tarczycy. Do powstania serotoniny potrzeba też witamin C i D. Ich obecność warunkuje prawidłową produkcję serotoniny. Witamina C, której źródłem są warzywa i owoce, konieczna jest do zamiany tryptofanu w serotoninę. Witamina D pod wpływem światła słonecznego powstaje w skórze jako D3, a następnie w wątrobie i nerkach zamieniana jest w aktywną witaminę D, również potrzebną do prawidłowej produkcji serotoniny. Warto więc korzystać ze słońca już latem (oczywiście rozsądnie), nie lekceważąc też pogodnych słonecznych dni wczesnej jesieni, aby zgromadzić zapasy witaminy D na czas późnej jesieni i zimy.

Reklama

 

Senność – sprawka melatoniny

Niemal z każdym jesiennym tygodniem rośnie nasz „apetyt” na sen, którego potrzebujemy coraz więcej. – To normalna reakcja, a jej sprawcą jest melatonina, kolejny hormon w obrębie tkanki mózgowej związany z naturalnym światłem – stwierdza dr Krystyna Mizan-Gross. – Melatonina powstaje w szyszynce, małym gruczole umiejscowionym między półkulami mózgu. Szyszynka ma bezpośrednie połączenie z siatkówką oczu. Ilość wyprodukowanej melatoniny bezpośrednio zależy od ilości światła. Im go mniej, tym melatoniny więcej. Wieczorem i nocą produkujemy jej 10 razy więcej niż w ciągu dnia, jesienią i zimą też kilkakrotnie więcej niż latem. Melatonina odpowiada za senność. Na szczęście, bo dzięki niej możemy spokojnie spać. Osoby cierpiące na bezsenność to ofiary zaburzeń w jej produkcji. Niestety, nadmiar melatoniny jesienią i zimą sprawia, że czujemy się senni, a to już nie jest korzystne. Nadmiar melatoniny źle wpływa na naszą aktywność – jesteśmy ospali i dosłownie na nic nie mamy ochoty. Im więcej melatoniny, tym mniejsza chęć do jakiegokolwiek działania czy wysiłku; trudno nam się ruszyć, wyjść z domu, jeśli tylko możemy, poddajemy się lenistwu. Obok serotoniny i melatoniny za nasze gorsze jesienne samopoczucie, spadek formy i nastroju odpowiada również dopamina, hormon o właściwościach pobudzających, euforycznych, oddziałujący na nasze ośrodki przyjemności. Jej niedobór oznacza spadek formy i pogorszenie nastroju. Poziom dopaminy obniża się wraz z coraz mniejszym dopływem słonecznego światła, odbierając nam radość i energię.

 

Hormonem szczęścia w jesień

Licząc się więc z nieuchronnym pogorszeniem nastroju i samopoczucia, postarajmy się jednak, aby jesień nie pogrążyła nas w apatii, nie wytrąciła z psychicznej równowagi, a co więcej nie wpędziła w depresję. Wszak jesień i zima szybko przeminą, a po nich znowu będzie wiosna. – Pamiętajmy o tym, myślmy pozytywnie – zachęca dr Krystyna Mizan-Gross. – Chcąc doczekać wiosny w niezłej formie, uwzględnijmy w diecie produkty z tryptofanem (soja, orzechy, banany, kasze, sery, śliwki), a także warzywa i owoce. Niedostatek słonecznego światła wywołujący szereg zmian hormonalnych odpowiedzialnych za nasz nastrój, przynajmniej częściowo rekompensujmy lepszym oświetleniem domowych pomieszczeń, zwłaszcza rano i wieczorem. Kto chce i może, niech korzysta z fototerapii, a po słońce i witaminę D3 wybierze się choćby na krótko do ciepłych krajów wtedy, gdy u nas dni są najkrótsze i zimne. Są też inne sposoby, którymi doraźnie poprawimy nastrój: aromaterapia – kadzidełka, olejki zapachowe do kąpieli, perfumy, energetyzujące kolory – czerwień, żółć, pomarańcz – w wystroju mieszkania, a także w dodatkach do garderoby, a przede wszystkim – systematyczny ruch i wysiłek fizyczny, śmiech, życie towarzyskie i uczuciowe. W tych sytuacjach, jak również pod wpływem czekolady, ostrych przypraw (pieprz cayenne, papryka, chili) następuje wzmożone wydzielanie endorfin. Oddziałują na te obszary mózgu, które odpowiadają za uczucia i odczuwanie przyjemności. Są substancjami hormonalnymi o działaniu zbliżonym do morfiny, co odzwierciedla ich nazwa (endorfina – wewnętrzna morfina). To one, odkryte przy okazji badania mechanizmu powstawania i przenoszenia bólu, właściwie zostały nazwane hormonami szczęścia. To dzięki endorfinom nie czujemy bólu w czasie stresu, a szczęśliwa mama szybko zapomina o trudach porodu. Powstają w układzie nerwowym, w nadnerczach, przewodzie pokarmowym, w zwojach nerwowych. Wydzielane są w różnych życiowych momentach, pod wpływem wielu czynników, a ich wyższy poziom natychmiast poprawia nam humor.

A więc cieszmy się – wszak z każdym kolejnym dniem bliżej nam do wiosny!

 

Anna Jęsiak

 

Zobacz również: