Co Pani robi, że ma tak fantastyczną figurę?

Oj, figura nie jest taka fantastyczna, bo jestem łasuchem. Uwielbiam słodycze w różnej postaci, a także kotlety schabowe i mielone. Niestety, jem wszystko to, co jest bardzo kaloryczne, a tym samym tuczące. Ostatnio podjęłam próbę zapanowania nad tym nieokiełznanym apetytem. Do jadłospisu wprowadzam więcej ryb i drobiu oraz dużo warzyw. Do tego biegam codziennie i jedynie to ratuje mnie przed byciem waleniem.

 

Co motywuje Panią do biegania?

Po prostu się zmuszam. Wcale mi się nie chce ruszyć, ale jak już to zrobię, to jest wielka frajda i wielka ucieczka od napięć i stresów. Biegam 7 kilometrów wzdłuż Wisły. To doskonały sposób na utrzymanie dobrej formy nie tylko fizycznej, lecz także psychicznej.

 

W jakim momencie życia jest Pani teraz?

Chyba w najlepszym. Dzieci podchowane, mała stabilizacja osiągnięta, znam swoje granice i nie boję się ich przekraczać. Jestem w takim momencie, że wiem, kim jestem, czego chcę i dokąd zmierzam. To czas doskonały.

Reklama

 

A marzenia?

Żyć długo i szczęśliwie, to absolutna podstawa. I oczywiście – robić w życiu to, co się kocha.

 

Jest Pani kobietą gotującą?

Czasem, spontanicznie. W mojej kuchni nie ma powtarzalności i moja rodzina jest nieustannie zaskakiwana. Kiedy zaczynam przygotowywać posiłki, oznacza to, że będzie wielka improwizacja. Najczęściej sięgam po potrawy z kuchni śródziemnomorskiej i azjatyckiej. Ale gotowanie to nie jest moje ulubione zajęcie.

 

Co nim zatem jest?

Uwielbiam leżeć w trawie i patrzeć w chmury.

 

A jakie jest Pani ulubione miejsce na świecie?

Japonia. To mój świat idealny i nie chciałabym, aby cokolwiek w tym kraju się zmieniło. Ludzie żyją tam tak, aby nie urazić innego człowieka. To widać w każdym miejscu. Wzajemny szacunek jest tam niesamowity. Mam wrażenie, że w Japonii każdemu zależy na tym, aby panował porządek i cisza. Wbrew pozorom jest to najcichsze z państw, w których byłam. Chciałabym co roku móc tam wracać. Mimo że nie rozumiem ani słowa po japońsku i nie znam japońskiej kultury, to jednak potrafię wniknąć w tę ciszę i umiem się tam odnaleźć.

 

Jest Pani silną kobietą?

Jestem, to u nas rodzinne. Moja mama jeszcze do niedawna studiowała na Uniwersytecie Trzeciego Wieku. To osoba o imponującej energii, wielkiej ciekawości świata i nieustannej potrzebie rozwoju.

Kobiety w naszej rodzinie mają wielką siłę. Moja babcia – mama mamy – w wieku sześćdziesięciu lat postanowiła zmienić swoje życie. Wyjechała do Australii. To miejsce zachwyciło ją do tego stopnia, że postanowiła zacząć tam wszystko od nowa! Znalazła pracę i o mały włos wyszłaby trzeci raz za mąż. Była szczęśliwa. Jestem podobna pod wieloma względami do mamy i babci, ale jestem dużo gorzej zorganizowana. To, niestety, mój słaby punkt.

 

Wchodząc w dorosłe życie, miała Pani jakiś plan, jakieś cele, które chciała Pani osiągnąć?

Oczywiście. Założenie było takie: stworzyć rodzinę podobną do tej, w której sama się wychowałam. Moi rodzice umieli nas kochać, dzięki temu ja dzisiaj potrafię budować prawdziwe i szczere relacje z ludźmi. Swoich synów staram się wychować w taki sposób, aby wiedzieli, skąd są i w jakim świecie żyją. Przekazuję im historię i kulturę. Zależy mi również na tym, aby w naszym domu była ciągłość tradycji.

 

W Pani rodzinnym domu były zwierzęta...

Uwielbiam psy i wychowywałam się z nimi. Niestety, jedno z moich dzieci ma alergię na sierść, dlatego teraz w domu nie mamy żadnego futrzaka. Natomiast drugi syn hoduje jaszczurki.

 

Właśnie – ma Pani dwóch wspaniałych synów. Nie chciałaby Pani mieć jeszcze córeczki?

Nie, wystarczy. Proszę mi wierzyć, że niezwykle trudno jest dobrze wychować dwójkę – już z tym miewam problemy. Choć naturalnie moje dzieci są dla mnie najważniejsze w życiu i nic nie jest w stanie tego zmienić.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiała Beata Cichecka

 

 

Poradnik Zdrowego Człowieka

ZOBACZ WIĘCEJ WYWIADÓW