Występuje on w roślinach, nadając ich tkankom wytrzymałość mechaniczną i elastyczność. Do organizmu ludzkiego trafia wraz z owocami, warzywami i zbożem, ale jako odporny na enzymy nie ulega strawieniu, co redukuje jego wartość kaloryczną do zera. Po co więc zawracać sobie głowę czymś, co wydaje się niepotrzebnym balastem wśród zjadanych pyszności, dostarczających nam energii, witamin, biopierwiastków, mikroelementów, cukrów itd. itp.?

 

Pozornie wydaje się całkowicie bezużyteczny, ale spełnia kilka bardzo ważnych ról. Przede wszystkim przyspiesza pracę jelit, a więc wchłanianie pokarmów i wydalanie resztek, w tym substancji szkodliwych – toksycznych bądź rakotwórczych (zapobiega nowotworom jelita grubego!). Po wtóre: w przewodzie pokarmowym pęcznieje, a zwiększając swoją objętość, wzmaga poczucie sytości (wsparcie dla wszystkich odchudzających się!). Dalej: obniża poziom cholesterolu – stąd jego znaczenie w leczeniu hipercholesterolemii; jest sojusznikiem osób z chorobami jelit i cukrzycą.

Gdzie go szukać? Częściowo – za sprawą własnych upodobań – jesteśmy winni sami, a częściowo postawiono nas w sytuacji bez wyjścia: najczęściej jadamy produkty wysoko przetworzone – oczyszczony ryż, biały cukier, rozgotowane warzywa, białe pieczywo, a jeśli już owoce, to głównie południowe. A tymczasem błonnik ukrywa się w otrębach, roślinach strączkowych, płatkach zbożowych, jabłkach, śliwkach, brokułach, razowym pełnoziarnistym chlebie, migdałach, a nawet maśle orzechowym.

 

Dziennie powinniśmy zjadać co najmniej 25 g błonnika, pamiętając, że np. jedno jabłko średniej wielkości zawiera go około 3–4 g, a jogurt z ziarnem zbóż około 6 g.

 

KK

Reklama