„Słodka choroba” towarzyszy ludzkości od zarania – opisywali ją starożytni Egipcjanie i Grecy. Kiedyś była wyrokiem bolesnej śmierci, dziś żyje z nią prawie dwieście milionów ludzi na całym świecie. Trudno zliczyć, ile ofiar zabrała, zanim w latach 20. ubiegłego wieku dwójka Kanadyjczyków odkryła sposób jej leczenia.

 

Łacińska nazwa cukrzycy, diabetes mellitus jest prostym opisem jednego z najbardziej oczywistych objawów tej choroby, czyli wydzielania z moczem nadmiaru cukru. Chorobę związaną ze słodkim moczem opisywały, jak wspomnieliśmy, hieroglify egipskie – ponad trzy i pół tysiąca lat temu, a pierwszy kliniczny opis cukrzycy zawdzięczamy starożytnym Grekom.

W starożytnych Indiach kojarzono już cukrzycę z otyłością i siedzącym trybem życia, Persowie zaś rozpoznawali oba typy cukrzycy. Jak wtedy leczono tę chorobę? Próbowano ziół, gimnastyki, kąpieli... bez skutku. Przez wieki „słodki mocz” był wyrokiem śmierci i to nie bardzo odroczonej w czasie. Greccy lekarze pisali, że życie z cukrzycą jest „krótkie, odrażające i bolesne”. Dopiero pod koniec XIX w. naukowcy Joseph von Mering i Oskar Minkowski wpadli na właściwy trop: zaobserwowali podczas swoich badań, że psy pozbawione trzustki zapadają błyskawicznie na cukrzycę i wkrótce potem zdychają. Upłynęły jednak dwie dekady, zanim w 1910 r. angielski lekarz Edward Sharpey-Schafer zasugerował związek cukrzycy z pewną konkretną substancją wytwarzaną w trzustce. Zaproponował dla niej nazwę „insulina”, pochodzącą od łacińskiego słowa insula – wyspa – wydzielina ta bowiem produkowana była w obszarach trzustki, zwanych wysepkami Langerhansa. Jednak nikt nie umiał wyizolować insuliny – podawanie pacjentom świeżej trzustki zwierzęcej lub wyciągu z niej nie przynosiło żadnych skutków leczniczych.

 

Olśnienie

Minęło kolejne dziesięć lat, nim pracami Minkowskiego zainteresowała się dwójka Kanadyjczyków: Frederick Banting i Charles Best. W 1922 r. udało im się wyizolować insulinę i utrzymać przy życiu psa pozbawionego trzustki za pomocą zastrzyków z pozyskaną substancją. Dlaczego nie udało się to Minkowskiemu z zespołem? Cóż, i w nauce zdarzają się olśnienia. Taki właśnie błyskotliwy pomysł – na miarę, jak się później okazało, Nobla – miał Banting. Założył, że wyizoluje insulinę tylko wtedy, kiedy podwiąże w trzustce drogi odprowadzające sok trzustkowy. Zniszczy w ten sposób komórki produkujące trypsynę, enzym, który rozkłada insulinę, a wysepki Langerhansa pozostaną nietknięte. Plan się powiódł. Po sześciu tygodniach prac naukowcy zdecydowali, że czas podać nowy lek 14-latkowi umierającemu na cukrzycę w szpitalu w Toronto. Był to Leonard Thompson, pierwszy insulinowy pacjent w historii. Chłopiec doznał natychmiast ostrej reakcji alergicznej – insulina nie była wystarczająco oczyszczona – i dopiero druga iniekcja, powtórzona po kilkunastu dniach intensywnych prac, przyniosła pożądany i błyskawiczny skutek. Zastrzyki obniżyły poziom cukru we krwi Leonarda, oczyściły jego mocz i usunęły wszelkie oznaki choroby.

Reklama

 

Przełom

Była to jedna z przełomowych dat w historii medycyny: cukrzyca, która dotąd była nieodwracalnym wyrokiem śmierci, nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, stała się wyleczalna. Dziś szacuje się, że swoim odkryciem Banting uratował przynajmniej szesnaście milionów istnień ludzkich. Co ciekawe, jego pierwotny pomysł nie był całkiem słuszny. Banting i Best odkryli później, że można izolować insulinę także z nietkniętej trzustki. Nagrodę Nobla za swoje odkrycie Banting otrzymał już w roku 1922, wraz z szefem ośrodka, w którym prowadzono badania, Johnem Macleodem. Pominięcie Charlesa Besta stało się przyczyną (jak czasem bywa przy tej najbardziej prestiżowej nagrodzie medycznej) dość mocnych kontrowersji. Jednak Frederick Banting pokazał klasę: oddał Bestowi połowę swojego udziału, powodowany przekonaniem, że to właśnie Best, nie Macleod, był współautorem sukcesu.

 

Insulina

Poziom cukru we krwi zdrowych ludzi utrzymuje się w granicach normy nawet po imieninach u cioci, z ogólnym obżarstwem i wielkim kawałkiem tortu na deser. Dzieje się tak właśnie dzięki insulinie, hormonowi, który obniża poziom cukru we krwi i „czuwa”, by nie przekroczył on progu, za którym zaczynają się problemy: uszkodzenie nerek, oczu, naczyń krwionośnych... Ale dla cukrzyka to duży problem: do jego krwi insulina wydziela się skąpo lub wcale, a jeśli nawet wysepki Langerhansa działają pełną parą, przy cukrzycy typu 2 organizm nie reaguje na insulinę prawidłowo.

Dlatego tak ważne było odkrycie Bantinga i Besta, którzy dowiedli, że można kontrolować poziom cukru we krwi, podając insulinę w zastrzykach. Jeszcze przed przyznaniem Nobla Kanadyjczycy umieli pozyskiwać duże ilości insuliny w zasadzie na żądanie – jednak ciągle pozostawał kłopot z czystością substancji. Farmaceutyczna firma Eli Lilly wyraziła zainteresowanie współpracą i już w listopadzie 1921 r. opracowała sposób produkcji czystej insuliny. Wkrótce potem wprowadzono lek na rynek. Cały czas jednak operowano insuliną pozyskiwaną ze zwierzęcych trzustek – działo się tak, dopóki na pole walki nie wkroczyła inżynieria genetyczna. W późnych latach 70. XX w. syntetyczną insulinę wyprodukowano w Niemczech na bazie bakterii Escherichia coli. Dziś wszczepia się do komórek bakterii gen insuliny ludzkiej, szczepy bakterii podejmują jej syntezę, a produkt finalny służy do produkcji leku.

 

Marianna Królikowska