Co roku zimową porą słyszymy o kolejnych ofiarach czadu. Umierają dziesiątki ludzi bezsensowną, głupią śmiercią, której można przecież tak łatwo uniknąć. Skąd tak obfite, śmiertelne żniwo? Cóż, w zimowych miesiącach łakniemy przede wszystkim ciepła i na wszelkie, czasem niemądre sposoby, próbujemy zatrzymać je w naszych domach: rzadko wietrzymy, często uszczelniamy okna, zaklejamy folią kratki wentylacyjne.

 

Czym jest czad? To produkt uboczny każdego procesu spalania – węgla w piecach kaflowych, drewna w kominkach, gazu w kuchenkach lub piecykach łazienkowych, paliwa w silniku samochodowym.

Tlenek węgla to bezwonny i bezbarwny gaz, którego ludzkimi zmysłami wykryć w powietrzu się nie da. Może być wszędzie, choć go nie widać ani nie czuć. To pierwsza cecha jego zabójczej natury. Druga, równie niebezpieczna, polega na jego wybitnej zdolności do łączenia się z hemoglobiną, transportującą tlen w ludzkim krwiobiegu. Tlenek węgla potrafi wiązać się z hemoglobiną przeszło dwieście razy mocniej i szybciej niż cząsteczka tlenu. Gdybyśmy mogli wyobrazić sobie hemoglobinę jako tramwaj w godzinach szczytu, cząstki tlenku węgla byłyby jak liczna grupa źle wychowanych osiłków, przy których tlen – tu starszy pan z laseczką – nie miałby szans nawet postawić nogi na stopniach pojazdu i zwyczajnie zostałby na przystanku. Jeśli tramwaj – hemoglobina – nie dowiezie tlenu do wszystkich komórek naszego ciała, z komórkami mózgu na czele, bardzo szybko dojdzie do niedotlenienia tkanek. A rezultat braku życiodajnego tlenu w komórkach jest tylko jeden – śmierć.

Reklama

 

Jak zabija czad

Tlenek węgla, złączony z hemoglobiną, tworzy nowy związek, karboksyhemoglobinę. Już przy bardzo małych stężeniach tego związku nasz niedotleniony organizm reaguje poważnymi zaburzeniami. W pierwszej kolejności uszkodzone zostają narządy najwrażliwsze na brak tlenu: mózg i serce, czyli układ nerwowy i układ krążenia. Wystarczy 5 proc. karboksyhemoglobiny we krwi i przestajemy rozróżniać kolory. 10 proc. – zaczyna nas boleć głowa. Później pozbawione tlenu serce przyspiesza rytm tętna. Przy ciężkich zatruciach czadem deficyt tlenu powoduje zaburzenia gospodarki węglowodanami i martwicę w rozległych obszarach tkanek.

 

Po czym poznać zatrucie

Dla ostrego zatrucia tlenkiem węgla charakterystyczne jest ciemnoróżowe zabarwienie skóry. Lecz kiedy pojawi się ta widoczna gołym okiem, znamienna cecha, może już być za późno na ratunek. Do tego czasu w organizmie człowieka czad poczynił już znaczne spustoszenia.

Objawy lekkiego zatrucia tlenkiem węgla mogą do złudzenia przypominać symptomy niestrawności lub grypy. Wśród nich należy wymienić osłabienie, lekki ból głowy, mdłości i wymioty. Taka „lekko zaczadzona” osoba może nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, że w jej krwi krąży tlenek węgla. Jeśli zatrucie nastąpiło podczas kąpieli w łazience z niesprawnym piecykiem gazowym i kiepską wentylacją, możemy nawet przypuszczać, że osłabienie wynika ze zbyt długiego leżenia w wannie z gorącą wodą i do głowy nam nawet nie przyjdzie, że znaleźliśmy się o krok od śmierci. Lekkie zatrucie czadem mija po zwykłym dotlenieniu – jeśli starannie przewietrzymy pomieszczenie, a zatrutego delikwenta wyprowadzimy na świeże powietrze, to wszystko powinno być w porządku.

Jeśli jednak choćby podejrzewamy zatrucie czadem, nawet lekkie, warto zwrócić się do lekarza.

 

Śmiertelny sen

Przy średnich zatruciach objawy są już wyraźniejsze. Ból głowy dokucza coraz bardziej, człowiek jest senny, ma zaburzenia równowagi i świadomości. Pojawia się też, jak mówiliśmy wyżej, przyspieszenie tętna i zaburzenia rytmu serca. Owa senność i zaburzenia świadomości są, jak się wydaje, przyczyną tylu zgonów wywołanych zaczadzeniem. Czad wydobywa się z kaflowego pieca i przez całą noc kumuluje się w mieszkaniu przy szczelnie zamkniętych oknach, kołysząc swoje ofiary do śmiertelnego snu, z którego już nie wstaną. Przy ciężkich zatruciach uszkodzone zostają płuca, mózg i serce, ofiara traci przytomność i zapada w śpiączkę z drgawkami.

 

Jak się bronić

Jeśli tlenek węgla jest bezbarwny i bezwonny, to czy w ogóle można się obronić przed zaczadzeniem? Zacznijmy od sprawdzenia, jak działają u nas w domu wszystkie urządzenia, które mogą być źródłem czadu. Piece, kuchenki, instalacje gazowe, przewody kominowe… Przypomnijmy sobie, kiedy – i czy w ogóle – był u nas ostatnio kominiarz, żeby sprawdzić wentylację. Kiedy odwiedził nas przedstawiciel gazowni, sprawdzający szczelność domowej instalacji gazowej. Jak tam łazienkowy junkers. Odsłońmy kratki wentylacyjne i wietrzmy mieszkania, wietrzmy nawet w najsroższy mróz. Zignorujmy ludową pseudomądrość mówiącą, że „od świeżego powietrza zginęła cała armia Napoleona” i przypomnijmy sobie, ile razy w tym roku słyszeliśmy już o ofiarach czadu. Nie ustawiajmy się w kolejce po taką śmierć.

 

Marianna Królikowska