Badania laboratoryjne prowadzone na gryzoniach wykazały ogromną toksyczność dioksyn. Ich trujące działanie kilkaset razy przewyższa kurarę i strychninę, a dziesięć tysięcy razy – cyjanek potasu. Owszem, znane są trucizny jeszcze silniejsze, choćby jad kiełbasiany czy rycyna. Ale dioksyny są największą trucizną spośród związków otrzymanych przez człowieka drogą syntezy.

 

O dioksynach rozmawiamy z prof. dr. hab. Wojciechem Czarnowskim z Zakładu Toksykologii Akademii Medycznej w Gdańsku.

 

 

– Jak powstają dioksyny i czym się charakteryzują?

– Są produktem ubocznym i niepożądanym wielu reakcji chemicznych, a nie wynikiem celowego działania człowieka. Powstają niejako mimochodem w trakcie produkcji środków ochrony roślin, głównie pestycydów i herbicydów, a także podczas procesów spalania, przede wszystkim śmieci i odpadów komunalnych, szpitalnych, przemysłowych. Ich emisja staje się szczególnie duża, gdy odpady zawierają polichlorek winylu lub polichlorowane bifenyle, czyli popularnie mówiąc – plastik, tworzywa sztuczne.

Termin dioksyny obejmuje ponad 200 związków z grupy chlorowanych węglowodorów, wśród których wyróżnia się dioksyny i furany. Dioksyny są bezbarwne i bezwonne, względnie dobrze rozpuszczalne w tłuszczach i nierozpuszczalne w wodzie. Posiadają w swej strukturze atomy chloru, pierścienie aromatyczne i podwójne mostki tlenowe.

Reklama

 

– Dioksyny są zatem niechcianym dzieckiem cywilizacji, skutkiem postępu i ceną, jaką za niego płacimy. Czy w czasach zamierzchłych, np. za Mieszka I, ich po prostu nie było?

– W niewielkich ilościach występowały zawsze. Do ich powstania wystarczy spalanie substancji organicznych w obecności chloru, przy ograniczonym dopływie tlenu. Emitują je dzisiaj zarówno domowe paleniska, jak i ogniska na działkach, więc i ogniska przed wiekami też je wyzwalały, ale w znikomych ilościach.

Postęp technologiczny, którego dumnym symbolem były dymiące fabryczne kominy z ilustracji w szkolnym elementarzu, sprawił, że dioksyny z zakładów przemysłowych, silników spalinowych, wysypisk komunalnych, chemicznych środków ochrony roślin przeniknęły do gleby, wody, powietrza, do organizmów roślinnych i zwierzęcych stanowiących nasze pożywienie. Z przemysłu pochodzi ponad 90 proc. dioksyn występujących w naszym otoczeniu.

 

– Są więc wszędzie – wnikają do organizmu ze skażoną żywnością, przenikają przez skórę, układ oddechowy...

– Do organizmu człowieka trafiają głównie z pożywieniem, nie licząc sytuacji zatrucia w wyniku przemysłowych katastrof, do których dochodziło już od lat 50. Najgłośniejsza i największa miała miejsce w 1976 roku we włoskim mieście Seveso niedaleko Mediolanu. W wyniku awarii doszło do emisji niebezpiecznych substancji chemicznych, w tym paru kilogramów najgroźniejszej z dioksyn – 2,3,7, 8-tetrachlorodibenzoparadioksyny, oznaczanej symbolem TCDD. Skażone nią tereny do dziś nie nadają się pod uprawy ani do zamieszkania. Seveso stało się prawdziwym poligonem badań i obserwacji toksycznego oddziaływania dioksyn na człowieka.

 

– Wydawało się, że wiele już na ten temat wiadomo.

– Daleko jednak ciągle do pełnej wiedzy, zwłaszcza jeśli chodzi o skutki odległe, rozłożone w czasie, rozpisane na lata. Spektakularnym objawem zatrucia dioksynami są zmiany skórne, tzw. trądzik chlorowy (chloracne), który nie poddaje się standardowej antybiotykoterapii i może się długo utrzymywać. Szkodliwe działanie dioksyn jest wielokierunkowe – hepatotoksyczne i neurotoksyczne. Dioksyny uszkadzają wątrobę i szeroko rozumiany układ nerwowy, prowadząc nawet w dłuższej perspektywie do zmian osobowości. Dioksyny są cytotoksyczne, uszkadzają komórki i narządy miąższowe, głównie wątrobę, a także nerki i płuca. Uznaje się je też za czynnik kancerogenny i mutagenny, za sprawcę zakłóceń funkcjonowania układu endokrynnego, czyli dokrewnego, i odpornościowego.

Co jednak ciekawe i w pewnym sensie zaskakujące to fakt, iż wśród mieszkańców Seveso z terenów leżących najbliżej miejsca tej przemysłowej awarii wcale nie zanotowano do tej pory wzrostu zachorowań na nowotwory, ba, nawet stwierdzono mniej przypadków raka niż u osób zamieszkujących dalsze okolice. Na szeroką skalę występował jedynie trąd chlorowy, dolegliwość uciążliwa, lecz ostatecznie nie pozostawiająca trwałych śladów. To pokazuje, że toksyczność dioksyn, acz dowiedziona, wymaga jeszcze szczegółowych badań, a zatrucia nie należy traktować jednoznacznie z wyrokiem.

 

– Mówimy tu o przypadkach typowego zatrucia wskutek wzmożonej po awarii emisji toksyn czy też spożycia jedzenia w określonym celu „nafaszerowanego” dioksynami. A przecież, chcąc nie chcąc, zatruwamy się niemal codziennie i nieświadomie.

– W tkance tłuszczowej każdego z nas kumulują się dioksyny przyjmowane latami przede wszystkim z pożywieniem. Ludzie otyli mają ich więcej niż szczupli. Kiedy grubas gwałtownie chudnie na skutek diety czy też choroby, może w jego organizmie dojść do uczynnienia złogów i uaktywnienia się toksyn.

Kwestia bezpieczeństwa wobec zagrożeń związanych z dioksynami to sprawa monitoringu środowiska i żywności, nowoczesnych technologii minimalizujących lub wręcz eliminujących negatywne skutki działalności przemysłu, a także uczciwości producentów i świadomości konsumentów. Dioksyny powstające w procesie spalania można neutralizować w jego trakcie poprzez wysoką temperaturę i schładzanie spalin. Matki mieszkające w rejonach wzmożonej ekspozycji dioksyn (np. w pobliżu zakładów przemysłowych czy spalarni) należy odwodzić od karmienia niemowląt piersią. Warto wiedzieć, że sposób przygotowywania potraw, np. grillowanie mięsa na otwartym ogniu lub smażenie go w wysokiej temperaturze, może zwiększyć ilość zawartych w nim dioksyn, a produkty spożywcze zawierające tłuszcz pochodzenia zwierzęcego mają więcej dioksyn od produktów z tłuszczem roślinnym.

Badanie żywności pod kątem zawartości dioksyn jest kosztowne, ale konieczne. W Europie prowadzi się je od dawna, nie dopuszczając na rynek produktów, które nie spełniają odpowiednich norm. Normy przyjęte przez poszczególne kraje są zresztą zróżnicowane, największy rygoryzm przejawiają Niemcy. Jako członek UE Polska musi niebawem wprowadzić kontrolę żywności, oznaczając dioksyny i dopuszczalne dawki ich stężeń zgodnie z dyrektywami przyjętymi przez kraje wspólnoty.

 

– Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiała: Anna Jęsiak

…………

Reklama

 

W wielu krajach doprowadzono do utrzymywania się dziennego spożycia dioksyn na poziomie jednego, dwóch pikogramów TEQ na kilogram wagi ciała. Jeden pikogram to bilionowa część grama, TEQ to ogólna zawartość dioksyn i związków pokrewnych w postaci Ekwiwalentu Toksycznego. Przyjęto, że dzienne spożycie dioksyn i związków pokrewnych na poziomie 3–6 pikograma TEQ na kilogram wagi ciała wiąże się z ryzykiem zachorowania na raka.

 

Według ustaleń WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) dopuszczalna dzienna dawka dioksyn przyjmowanych z pożywieniem nie może przekroczyć 0,004 nanogramów na metr sześcienny.

 

Pierwsze w kraju Laboratorium Analizy Dioksyn oraz Organicznych Zanieczyszczeń Środowiska działa w Głównym Instytucie Górnictwa w Katowicach. Bada zawartość związków rakotwórczych w żywności, polichlorowane bifenyle, ropopochodne zanieczyszczenia gleb i wód, węglowodory aromatyczne, pestycydy. Wśród badanych produktów jest nie tylko żywność (mleko, sery, wędliny, ryby), ale i kosmetyki.

 

Główne źródło dioksyn w środowisku naturalnym to niekontrolowane spalanie odpadów komunalnych – w piecach domowych, przestarzałych spalarniach, na wolnym powietrzu. Stężenie dioksyn w spalinach z pieców domowych wynosi średnio 20 ng/m sześć., a palący się śmietnik emituje 100 ng/m sześć. Stężenie dioksyn w nowoczesnych spalarniach odpadów komunalnych jest 200 razy mniejsze.