Z genetykiem sądowym prof. dr. hab. RYSZARDEM PAWŁOWSKIM, rozmawia dr Roman Warszewski.

 

– Panie Profesorze, co to jest DNA i dlaczego ma ono tak wielkie znaczenie dla kryminalistyki?

– DNA, czyli kwas dezoksyrybonukleinowy to materiał dziedziczny występujący we wszystkich tkankach organizmów żywych, w tym – oczywiście – w organizmie człowieka. Jest bardzo długą liniową cząsteczką zbudowaną z czterech rodzajów nukleotydów: A, T, G i C. W DNA człowieka tych nukleotydowych odcinków jest około... trzech miliardów! Pełną sekwencję, czyli cały układ nukleotydów naszego DNA poznano zaledwie kilka lat temu.

Tak więc DNA każdego człowieka jest niepowtarzalne. To jakby nasza wizytówka z niemożliwym do podrobienia podpisem molekularnym, który można odczytać i zidentyfikować. Jedynie DNA bliźniąt jednojajowych tej samej płci jest identyczne. Słowem – na podstawie DNA często jesteśmy w stanie zidentyfikować przestępcę.

– Lepiej niż w przypadku badań odcisków palców?

– I to znacznie.

– W jaki sposób to się dzieje?

– Jeśli przyjąć – jak to określiłem – że DNA jest naszą zindywidualizowaną wizytówką, można obrazowo powiedzieć, że przez cały czas, żyjąc, rozsiewamy i rozrzucamy wokół te wizytówki. Na miejscu zbrodni także. Dzięki temu, badając zebrane na miejscu przestępstwa cząsteczki DNA, jesteśmy w stanie ustalić tożsamość sprawcy lub – co nie mniej istotne – wyeliminować tych, którzy o dane przestępstwo posądzani są niesłusznie.

– W jaki sposób „rozsiewamy” i pozostawiamy wokół owe „wizytówki”?

– Czynimy to, w ogóle nie zdając sobie z tego sprawy. Opierając się o ścianę, przykładając oko do dziurki od klucza, przykładając słuchawkę telefonu do ucha, podając rękę czy dotykając ofiary – przy każdej z tych czynności pozostawiamy ślad DNA, chyba że zabezpieczamy się odpowiednim, bardzo wyrafinowanym strojem – rękawiczkami, całkowicie sterylnym kostiumem dokładnie przylegającym do ciała. Tak jednak prawie nigdy się nie dzieje. Przestępcy z reguły nie są skłonni urządzać tego rodzaju maskarady.

– DNA jest więc czymś w rodzaju odcisku palca?

– To „odcisk”, który pozostawiamy znacznie łatwiej niż odciski palca. Trudniej też o jego deformację, zatarcie. Poza tym – ślad DNA pozostawia nam o interesującym nas osobniku znacznie więcej informacji niż tradycyjne odciski daktyloskopijne. Na podstawie DNA możemy zidentyfikować bowiem płeć osobnika, a nawet to, czy jest on/ona blondynem/blondynką lub... jaki jest kolor oczu tego kogoś! Z roku na rok takich informacji ze śladów DNA potrafimy „wydusić” coraz więcej. Techniki analizy bez przerwy się rozwijają. Można już sobie wyobrazić, że za jakiś czas z cząsteczki łupieżu odnalezionego na miejscu przestępstwa będziemy w stanie odtworzyć przybliżony rysopis jego „dawcy”, a może nawet wykonać jego portret pamięciowy.

Już dziś, dzięki tak zwanej metodzie PCR, w swoim arsenale mamy coś w rodzaju biologicznej kserokopiarki. W zasadzie wystarcza nam już odnaleziona jedna pojedyncza komórka, by wyekstrahować z niej DNA i – po jego „skserowaniu” – móc się nim posługiwać.

– Czy to oznacza, że przestępcy są bez szans?

– Istnieje teoria, zgodnie z którą każdy sprawca – znajdujący się w tym samym miejscu co jego ofiara – nieuchronnie pozostawia swoje ślady, niezależnie od tego, jak by się starał, by tego uniknąć. Czyli – przynajmniej teoretycznie możliwa staje się jego identyfikacja. Rzecz w tym, że to, co przed 10 czy 20 laty nie było jeszcze śladem, między innymi dzięki zastosowaniu wspomnianej metody PCR, dziś takim śladem już się staje. Obecnie więc jest znacznie trudniej o zbrodnię doskonałą. W zasadzie jest ona niemożliwa. Znamienne jest także to, iż dzięki postępowi w zastosowaniu zaawansowanych technik genetycznych dziś staje się możliwe rozwikłanie wielu nierozwiązanych zagadek kryminalnych z przeszłości: korzystając ze śladów zebranych na przykład przed dziesięciu, czy piętnastu laty, teraz, dzięki zastosowaniu metod, które stają się standardowe i dzięki ciągłemu poszerzaniu banku danych zawierającego profile DNA, można do nich powrócić i doprowadzić do skazania sprawców.

– Znane są takie przypadki?

– Oczywiście. Podam przykład najbardziej spektakularny: po szesnastu latach badań kilku tysięcy potencjalnych podejrzanych, od których pobrano materiał genetyczny do analizy, w końcu udało się zidentyfikować zabójcę celniczki z Międzyzdrojów. Przez lata sądzono, że za jej śmierć odpowiedzialna jest mafia, tymczasem prawda okazała się całkiem inna.

– Można sobie też wyobrazić sytuację odwrotną...

– Czyli?

– Taką, w której – dzięki przeprowadzanej obecnie analizie śladów DNA – z więzienia wypuszczani są niesłusznie skazani...

– Oczywiście. Do takich sytuacji też dochodzi. Coraz częściej. W USA, gdzie kryminalistyczne techniki analizy DNA w użyciu są najdłużej, powstała nawet organizacja osób, które dzięki śladom DNA odzyskały wolność. Dzięki genetyce jak na dłoni widać, w ilu przypadkach wymiar sprawiedliwości potrafi się pomylić.

– Czy zastosowanie genetyki w kryminalistyce ma jakiś zauważalny wpływ na spadek przestępczości?

– Mogę posłużyć się przykładem Wielkiej Brytanii: Anglicy swoją bazę danych DNA mają od 1995 roku i jak do tej pory zebrali ponad dwa miliony profili. Pobierają próbki od wszystkich, którzy weszli w konflikt z prawem – począwszy od chłopaka, który przejechał przez skrzyżowanie na czerwonym świetle, a kończąc na seryjnym mordercy. Rezultat – spadek przestępczości o pięć procent rocznie i co roku kilkadziesiąt nowych zatrzymań.

– A jak u nas wygląda stan prawny?

– W Polsce bezinwazyjne pobieranie próbek DNA jest możliwe od każdego oskarżonego, podejrzanego, skazanego lub każdej osoby, która znajdzie się na miejscu przestępstwa. Zgoda zainteresowanego nie jest wymagana. Pobrana próbka jest w tej chwili przechowywana przez 20 lat, a w przypadku podejrzanych, oskarżonych i skazanych – 35 lat. Postęp jest więc zauważalny, a nasze banki danych za kilka lat będą już dość obszerne.

– Wraz z budowaniem banków profili DNA pojawia się coś takiego jak tajemnica genetyczna...

– Tak, to pojęcie nowe, które w przyszłości na pewno jeszcze zyska na znaczeniu. Ochrona tajemnicy genetycznej jest w tej chwili częścią ochrony danych osobowych. Na podstawie informacji zawartych w DNA możemy bowiem odczytać wady genetyczne, predyspozycje do choroby niedokrwiennej serca, do niektórych chorób nowotworowych czy do choroby Huntingtona, która powoduje śmierć w 35, 40. roku życia. Takie informacje powinny oczywiście pozostawać poufne i – na przykład – nie powinny trafiać do firm ubezpieczeniowych czy pracodawców.

– Waga, jaką we współczesnej kryminalistyce zyskują ślady DNA, nakłada jednak nowe, całkiem dotąd nieznane rygory na ekipy dochodzeniowe – zwłaszcza na te, które jako pierwsze pojawiają się na miejscu przestępstwa.

– Oczywiście, ponieważ przy nieodpowiednim zachowaniu się, ślady DNA można bezpowrotnie zniszczyć, poza tym – zabezpieczać trzeba je natychmiast, ponieważ z biegiem czasu ulegają one coraz większej kontaminacji, przez co tracą wartość procesową. Bardzo ważne jest zachowanie odpowiednich procedur, ponieważ jeśli ślady DNA są zebrane w niewłaściwy sposób, lub gdy są nieprawidłowo przechowywane, każdy średnio przebiegły adwokat potrafi zakwestionować ich wartość. Dlatego tak bardzo wiele zależy od ludzi pojawiających się na miejscu przestępstwa – od ich wyszkolenia i staranności. Opowiadano mi na przykład o tym, że na miejscu zbierania śladów DNA, gdy wkraczała ekipa, w popielniczce były dwa niedopałki, a gdy ekipa je opuszczała – było ich znacznie więcej... Skutek? Żeby wyeliminować te niedopałki, które pojawiły się w czasie bytności funkcjonariuszy, badaniom DNA trzeba było poddać całą ekipę. Niby drobiazg, a jednak pokazuje, jak dalece trzeba być ostrożnym i jaką trzeba zachować czujność.

– Czy kryminalistyka zna przypadki, kiedy z powodu nieprawidłowo zebranych śladów na miejscu zbrodni oskarżonym niespodziewanie przybywało argumentów przemawiających na ich korzyść?

– Tak było na przykład w czasie bardzo głośnego przed laty procesu słynnego sportowca amerykańskiego O.J. Simpsona, który – mimo bardzo mocnych poszlak przemawiających przeciwko niemu – ostatecznie został uniewinniony. Simpson i jego adwokaci bardzo przytomnie wykorzystali między innymi to, że w śladach jego krwi odnalezionych na futrynie drzwi zidentyfikowano substancję przeciwdziałającą krzepnięciu, co pozwalało wysnuć wniosek, że ekipa policyjna – chcąc go obciążyć – sama „wykonała” te ślady, posługując się jego krwią pobraną do analizy. Było to o tyle istotne, iż w trakcie procesu udowodniono, iż w ekipie dochodzeniowej znajdowały się osoby wrogo nastawione do czarnoskórych obywateli USA, a O.J. Simpson – jak wiadomo – jest Murzynem. Inny koronny dowód w tej sprawie – słynna zakrwawiona rękawiczka – była prawdopodobnie źle przechowywana w śledztwie i, poprzez nadmierne wyschnięcie, uległa znacznemu skurczeniu. Przez to oskarżony mógł sugestywnie dowodzić, iż z powodu jej niewielkiego rozmiaru nigdy tej rękawiczki nie mógł mieć na ręce... Po zakwestionowaniu takich dowodów, uniewinniający wyrok ławy przysięgłych nie był trudny do przewidzenia...

– Mimo to, dla wielu, był on dość dużym zaskoczeniem...

– Ale na pewno nie większym niż to, gdy pewnego dnia okazało się, że piękna Brazylijka, do której wzdychało pół Trójmiasta, jest mężczyzną!

– Co to za przypadek?!

– Zdarzenie to miało miejsce jakiś czas temu w czasie odbywających się międzynarodowych zawodów koszykarskich pań. W turnieju tym brały udział 144 zawodniczki, które – by wszystko było lege artis – poddano testom genetycznym. I wtedy nagle okazało się, że jedna z zawodniczek – piękna Brazylijka – tak naprawdę jest mężczyzną! Trener Brazylijek był oburzony i dostarczył wyniki badań ginekologicznych. Nie pozostało więc nic innego, jak powtórzyć badania. Ale i tym razem wynik był identyczny! Po bliższej analizie okazało się, że urocza Brazylijka, z genetycznego punktu widzenia, rzeczywiście jest stuprocentowym mężczyzną – że w jej przypadku, po prostu zaginęły geny żeńskie. Taki wybryk natury zdarza się rzadko: raz na trzydzieści pięć tysięcy urodzeń, a jednak się zdarza... Przypadek ten znam z autopsji.

– Jaki z tego morał?

– Na przykład taki, że nigdy do końca nie wiadomo, kim jesteśmy; lub, że nawet gdy na miejscu zbrodni znajdziemy materiał genetyczny mężczyzny, po bardziej dogłębnej analizie może okazać się, że tak naprawdę był on długonogą blondynką; lub że – z genetycznego punktu widzenia – wcale nie można wykluczyć, iż Kopernik był kobietą!